czwartek, 27 marca 2014

▪20

          Obudził mnie zapach spalenizny. Jakby normalny człowiek nie mógł się już spokojnie wyspać.
   - Co do...- Wygrzebałam się z łóżka i podążałam za zapachem, który zaprowadził mnie do kuchni.
   Ze złymi orzeczuciami otworzyłam drzwi.
   Od razu uderzył we mnie zapach dymu. Dużo czarnego i śmierdzącego dymu. Zaczęłam odgarniąć go rękami, próbując zorientować się w sytuacji.
   - Hej! Kto tu...- Ktoś odkaszlnął.- Jest?
   Dotarło do mnie, kto to.
   Jeszcze nigdy nie znajdowałam się w takiej sytuacji, toteż nie wiedziałam co robić. Jest ciemno jak w dziupli, wokoło trujący dym, a ty sama jesteś w piżamie w Hello Kitty od wujaszka.
   No i co zrobić?
   W najlepszym wypadku: spanikować. Tak jak ja.
   Całe pomieszczenie zostało pokryte lodem.
   Ale pożar został ugaszony, tym mogę się pochwalić.
   Jednak jego ofiara nie miała się najlepiej. Upadła na podłogę, cała osmolona, kaszląc przeraźliwie.
          - Emil!- Rzuciłam się do ciała chłopaka, gwałtownie nim potrząsając.- Do diabła, obudź się!- Zaczęłam go policzkować, w filmach zawsze to pomagało, ale w moim przypadku jednak nie.
   Znów trudna decyzja, co mam zrobić?
   Słyszałam kiedyś o sztucznym oddychaniu, ale... Zrobiło mi się niedobrze. Nie. Nie pocałuję go.
   Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej (umięśnionej klatki piersiowej) i obserwowałam, jak unosi się coraz wolniej, z coraz większym trudem.
   Chyba jednak... Będzie to konieczne.
   Nie. To będzie największy błąd w moim życiu.
   Ciarki mnie przeszły.
   Pochyliłam się nad nim.
   Nie zrobię tego! Nie! Nie! Nie!
   Hej, a czy nie tego właśnie chcesz, odezwał się gdzieś głos w mojej główce szaleńca, a ja odsunęłam go od siebie. Nie chcę tego, robię to, bo chcę go uratować.
   Ale dlaczego chcesz go uratować?
   To mizerny chłoptaś, kotlecik sojowy, tchórz i sam się do takiego stanu doprowadził.
   Z drugiej strony, to twój wspólnik i poniekąd przyjaciel.
   Hej, kobieto, ty sobie tu myślisz o niebieskich kotletach i rozważasz wybór, a gościu tu umiera!
   Tak, słusznie. Przywołałam się do porządku i przypomniałam głos babki z pierwszej pomocy.
   Unosimy lekko żuchwę do góry, podtrzymując ją. Nachylamy się do jego ust, spoglądając na klatkę piersiową. Liczymy do dziesięciu, w międzyczasie licząc oddechy nieprzytomnego. Gdy nic nie usłyszymy, to prosimy o dryń dryń do szpitala, którego w Salidie nie ma. Podciągamy koszulkę ofiary (o Panie, dlaczego?), na wysokości mostka układamy płasko dłonie nałożone na siebie, ręce są prosto i robimy 30 uciśnięć. Następnie zaś unosimy żuchwę, zatykamy nos i robimy dwa wdechy (To jak całować kotleta, brr!), w przerwie spoglądamy na ruch klatki piersiowej. I zaś uciśnięcia, wdechy, aż osoba zacznie oddychać, zmęczymy się albo do przyjazdu karetki (której, jak wspominałam, nie ma).
   Śpiący Kotlecik odzyskiwał powoli przytomność, a ja kontynuowałam zabieg. Kiedy nareszcie było po wszystkim, rzuciłam się w stronę kranu, płukając wodą usta.
   - Emmm...- Emil wstał i powoli rozejrzał się po sali.- Co tu się właśnie stało?
   Wyplułam na niego wodę.
   - Hej!- Oburzył się, ścierając ciesz z twarzy.
   - Co ty tu robiłeś?- Wykrztusiłam z siebie.
   - Usłyszałem, że masz dziś urodziny...- Wyraźnie się zmieszał, zaczął nerwowo przeczesywać włosy.-... I postanowiłem coś dla ciebie zrobić.
   - Spalić moją kuchnię i cały dom?!- Oburzyłam się, żywo gestykulując.
   - Robiłem ci urodzinowego kotleta. Ja się ich boję, ale ty...
   Tak się wzruszyłam. To było taaakie głębokie.
   - Następnym razem może uważaj!- Zastanowiłam się przez chwilę.- Gdzie ten kotlet?
   Chłopak wstał powoli i podszedł do zamarzniętej patelni na kuchence. Z odrazą przerzucił z niej mięso na talerz i wetknął w niego świeczkę urodzinową.
   - Sto lat, sto...- Przerwał mu kaszel.- ...Lat...
   - Dobra, dobra, nie chcę ogłuchnąć.- Natychmiast wzięłam się za jedzenie spalonego na węgiel kotleta, byleby zabić okropny smak Emila, że tak to ujmę.
   - Więc.- Nastolatek usiadł przy stole i spojrzał na mnie, najwyraźniej dumny ze swojego dzieła.- Co tu się stało?
   - Oh, nic. Może tylko zemdlałeś, prawie spaliłeś kuchnię i zmusiłeś mnie do zrobienia czegoś, czego najprawdopodobniej nie zrobię i to przed konkursem, o szóstej rano!- Wydarłam się, czując, jak wszystko we mnie buzuje.
   - Nie ma za co.- Odpowiedział Emi dumny z siebie.
   Warknęłam głośno i spróbowałam zająć moje ręce świeczką wyciągniętą z kotleta. Byleby nie przyfasolić mu w łeb.
   - Skąd wiedziałeś, że mam urodziny?- Zapytałam cicho.
   - Wiesz, obudziłem się dość wcześnie i szedłem właśnie coś zjeść i słyszałem, jak jeden ze strażników mówi coś o dwudziestym dziewiątym lutego, urodzinach i tobie. Więc, skojarzyłem fakty i jestem!- Uśmiechnął się promiennie.
   - I witasz mnie chmurą czarnego dymu, zapachem spalenizny i nieprzytomnym tobą. Milusio. Najlepsze urodziny świata!
   - Przepraszam.- Mruknął przekonująco.
   - Okej, okej, to nie jakaś opera mydlana.
   - Właśnie, dlaczego nazywamy opery mydlane mydlanymi, skoro nie ma w nich mydła w roli głównej?
   - Nie wiem.- Westchnęłam i już miałam go zganić za głupi temat, kiedy przypomniał mi się temat syren.- Ale lubię filozofować na bezsensowne tematy.
   - Yhym.- Emil stracił zainteresowanie i zaczął bawić się frędzlami obruska.- Jak myślisz, jak to będzie wyglądać?- Wyszeptał.
   - Na początek oczywiście krótka i bezsensowna przemowa. Następnie pewnie jakieś zadanie w parach. Potem może jeszcze współzawodnictwo. I tyle na dziś.- Wzruszyłam ramionami
   - Bez sensu.- Stwierdził chłopak.
   - Dość często powtarzamy dziś to słowo- zauważyłam.
   Nie odpowiedział. Atmosfera stała się ciężka. I kiedy już myślałam, że wyjdę...
   - Bez sensu jest nasz bezsensowny świat z ludźmi nie mającymi sensu, których wypowiedzi i tak będą bezsensu. I bez sensu jest to, że gdy wejdę na kotlet kropka eu wyskocząmi gumiaki.*
   Chwilowa cisza, po niej wybuch śmiechu.
   - Kotlet eu?- Wykrztusiłam.- Gumiaki?- Kolejny napad śmiechu.
   - A kotlet pl to obrazki- ryknął przez łzy.
   - Powoli Emilko, bo się zapowietrzysz!- Wysapałam.
   - Chyba to się już stało- jego policzki się nadęły z zabawnym geście.
   - I my się tak śmiejemy przed pójściem na pewną śmierć- podsunowałam, chichocząc jeszcze pod nosem.
   - Wygramy to.- Oświadczył nastolatek.- Jesteś wnuczką Śmierci, ja Kioskiem.
   - Nie byłabym taka pewna. Wiesiek spod mostu jest naprawdę dobry w te klocki- przypomniałam mu.
   - Może jeszcze mała rozgrzewka przed konkursem?- Zaproponował.
   - Nie ma sensu. Leć się lepiej przygotować. Włóż swoje majtki w kotlety, najlepszą sukieneczkę i te sprawy. Byleby było ci wygodnie i żebyś prezentował się w miarę dumnie.- Skwitowałam.
   - Najlepiej poszedłbym tak jak jestem. No, może bez koszulki.- Wyszczerzył się. Jakby próbował mnie tym speszyć, phi!
   -Jak tam wolisz. Do zobaczenia za godzinę pod biurem babci.- Wstałam od stołu i wyszłam, zostawiając chłopaka samego, z trwogą, że znów przyjdzie mu do głowy przygotować kotlety.
          Wyciągłam z szafy czysty, szary t-shirt, ulubione spodnie i czarne, sznurowane trampki. Do tego sportowa grafitowa bluza. Za pasek włożyłam parę noży i sztyletów, włosy upięłam w kok.
   Byłam gotowa. Chyba.
   Udałam się więc pod gabinet babci.
   Jak to mówią, co będzie, to będzie.
   Ale i tak zamierzam wygrać.
          - Witam wszystkich- rozległ się kobiecy głos z mikrofonu- i każdego z osobna- głowa starszej kobiety goniła po uczestnikach w tę i z powrotem- na kolejnym Wielkim Konkursie na Śmierć. Niezmiernie się cieszę, że zgłosiło się aż pięćdziesięciu jeden zawodników, aby dostąpić tego wspaniałego stanowiska. Jak każdy wie, nasza historia zaczyna się...
   Niska i pulchniutka kobieta o siwych włosach, w brązowym kaszmirowym sweterku i spódnicy w kratę zaczęła opowiadać o historii Salidie ze swojej mównicy przed fontanną w centrum naszego kraju.
   Uczestnicy ustawieni byli w grupach, przeważnie po dwie pary w każdej. Może z wyjątkiem mnie i Emi'ego, bo my staliśmy sami na uboczu. Wodziłam wzrokiem po przeciwnikach, znudzona przemową Halinki, przewodniczki w tym beznadziejnym konkursie. Mój wzrok jako pierwszy napotkał wysoką blondynkę w niebieskiej sukience po kolana. Wyglądała na delikatną panienkę, która boi się byle plamki na swojej kiecce. Obok niej stał mężczyzna, ubrany cały na czarno, także blondyn. Silny i bezwzględny, tak go oceniłam.
   Spojrzałam ukradkiem na Emila. Jak mówił już, przyszedł w samych spodniach i butach, tenisówkach. Dla niego nie ma wstydu. Widziałam, jak cała część żeńska zgromadzenia patrzy na niego z pożądaniem i zachwytem, wliczając Halinę i, o zgrozo, moją babcię. A chłopak reagował na to tylko promiennym uśmieszkiem, co wcale jego wielbicielek nie zbywało.
   Mi oczywiścieto nie przeszkadzało. Bo... Czemu niby miało mi przeszkadzać? Aczkolwiek poczułam leciutkie ukłucie zazdrości.
   Posłałam nastolatkowi kuksańca, a on, jakby wytrącony z transu, zapytał nieobecnym głosem:
   - Co?
   - Hela strasznie przynudza, co nie?- Szepnęłam.
   - Mam ochotę rzucić w nią kotletem- przyznał.
   - Najlepiej po terminie. Albo spalonym na węgiel, jak ten twój dzisiejszy.- Zachichotaliśmy, a najbliższa para spojrzała na nas z wyrzutem. Dziewczyna miała włosy czerwone jak truskawka, do tego ubrany czarny kombinezon. Chłopak miał na sobie to samo, ale jego włosy były bardziej... rude. Właściwie to trzy czwarte zgromadzonych było rudych.
   - ... Osiemdziesiątych ósmy wygraliśmy tą walkę. Ale to nie koniec naszych problemów, bo z południa zaatakowali...- Przewodniczka przynudzała dalej. Szacując, będzietak gadała jeszcze przez pięć minut.
   - Widzisz tu kogoś, kto nam grozi?- Zapytał Emi.
   - Tak jak mówiłam, Wiesiek spod mostu- wskazałam na starszego mężczyznę opierającego się o głaz, bez połowy zębów i z butelką w dłoni, w kapeluszu kowboja i łachmanach żebraka.- Ognistowłosi- wskazałam ma rudego i jego towarzyszkę, cichaczy.- Teletubisie- tu pokazałam na parę z wykwintnymi fryzurami, podobnymi do bajkowych stworzonek.- I oczywiście Pomarańczki- ostatnimi zagrażającymi nambyli ludzie opaleni na pomarańczowo.
   - Będzie ciężko- westchnął chłopak.
   - Damy sobie radę- pocieszyłam go.- W końcu Śmierć do kiosku piechotą chodzi- próbowałam obrócić to w żart, ale chyba odrobinkę nie wyszło, bo Emil uśmiechnął się krzywo.
   - Któryś tam z kolei Wielki Konkurs na Śmierć uważam za otwarty!- Halinka zawołała, radośnie wymachując rękoma.- A teraz powodzenia życzę!
   Co? A zasady? Wytłumaczenie? Przedstawienie planu?
   W jednej chwili wyczułam pod stopami pustkę, a potem była już tylko ciemność i krzyki.

* So true. Spróbujcie sami ^^
___________________________
Jest! Napisałam! Musieliście czekać dość długo, ale myślę, że się podoba ;)
Niedługo już pierwszy dzień WKnŚ, na który spalacie swoje kotlety już od dawna ^^
Palcie dalej, przydaaadzą się :3
Co do tych stron: jak najbardziej prawdziwe. Wyniki nudy na informatyce.
To jeszcze z ogłoszeń parafialnych. Nowy rozdział na Rozdzielonej.
Ah, i jeszcze CZYTASZ ~ KOMENTUJESZ
Dziękuję.
Ahoj ♥
  
  

12 komentarzy:

  1. HAHAHAHHA! To jest piękne!! Omg *.*
    Wstawaj mój mały kotleciku, wstawaj!
    Poprostu padłam! Kotlety wszędzie !! :D
    Przeznaczam ten koment na żelek dla.. Emila, aby się nim zadławił a potem dostał kotletem w twarz i go zjadł ^^
    I ten konkurs na śmierć :o
    Co dalej!! No wee dodaj dzisiaj :oo
    Haha <3 pozdrówki i weny! I kotletowych snów <3
    http://igrzyska-1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuhu, te gwiazdki do mnie migocą! *w*
    hmm, już Ci to chyba pisałam ,_,
    Hmmm, gdyby mi ktoś taki prezent wyprawił, to bym chyba go odprawiła środkowym palcem. Moja kuchnia jest moja, wypad! :D
    Zastanawianie się nad operami mydlanymi kompletnie mnie rozgromiło, naprawdę! Emilka jak zwykle jest najlepszy <3
    Dzisiaj wybieram jednego żelka... ale dla mnie, nie dla Sally :<<
    Pozdrawiam! C;

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mam szlafrok z Hello kitty *___* różowy *___* ohoho.
    Emil, tak bardzo nie umie smażyć kotletów, że to aż boli. Mógł mnie zaprosić do kuchni, jestem na gastronomii (i tak nic nie umiem)! W ogóle to... Happy b-day, Lucy!
    "Właśnie, dlaczego nazywamy opery mydlane mydlanymi, skoro nie ma w nich mydła w roli głównej?" - jebłam XD. Ale ja ci odpowiem na to pytanie. Bo główni bohaterowie wpierdzielają mydło. Mydło jest głównym, ale ukrytym bohaterem!
    Oprócz kotlet.eu, jest też kotlet.tv i uczą jak robić kotlety XD.
    No i się powtórzę. Wiesiek spod mostu na prezydenta! Tak fajnie go opisałaś. Niestety, nie widzę go jako żula, a jako seksownego nieogarniętego pana z butlą burbonu w dłoni i kapelutem na głowie. Ach *___* sam seks.
    Emil - półnagi odmieniec, ale klata fajna sprawa >D
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! W końcu ten cały konkurs! *___* ostrzę na niego kotleta!

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja kolejny( chyba jak zawsze) rozdział. Nie mogę doczekać się ofc kolejnego. Matko, ale przez ten rozdział jestem szczęśliwa. Pamiętaj żeby mnie informować
    Pozdrawiam i niech kotlety będą z tobą :P
    zapraszam na 11 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/2014/03/rozdzia-11.html
    Aqua

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnefajnefajnefajne :3 Zajebiście poprawiasz mi humor :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty poprawisz poprawić humor. :D Może i skomentuję naraz dwa rozdziały, ale co tam!
    Majtki w kotlety. Ja to pisałam w żartach, a ty szybko to pochwyciłaś! :D Ale co tam - niech zasługują na chwilę sławy, a co!
    RKO... To też moje streszczenie! Nie ma to jak tłumaczyć komuś pierwszą pomoc przez komunikator. ;] Ale się udało! I jest!
    Emilka nie potrafi smażyć kotletów... Hmm... kotlety.pl plus kotlet.tv to dla niego lektura obowiązkowa. xD
    Happy Birthday, Lucy!
    Żul przypomina mi takiego faceta ode mnie z bloku. A może to on był Twoją inspiracją. :O Przyśnił ci się i ta dam?
    Dobra, życzę weny i czekam na next.
    Pozdrawiam, Kotletowy Króliczku. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero teraz mogłam skomentować. Wujek Lucek rozpieszcza xD Wiesiek spod mostu *poważnieje (o ile to możliwe)* Hyyyyymn.... To nie będzie proste. A teletubisie mogą dać z torebki :o A tak w ogóle to Lucy mogła dać Emilce z patelni na 101% by się obudził... Nie wiem czy ktoś wie, ale opary z domestosa są przereklamowane. Teraz wchodzi...*trampapapamtrampapapam[...]* napar z dziurawca! xD (przypadek autentyczny :o)
    +bonus
    (\_/)
    (=','=)
    (")_(")

    OdpowiedzUsuń
  8. PS.
    Mi na kotlet.eu wyskakują ochraniacze xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny blog <3 Czysto i schludnie.
    Emil zdolności kulinarnych chyba nie ma :D
    Jestem ciekawa dalszych jego perypetii w kuchni :P
    Świetnie piszesz ;)) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. W związku z Twoim miłym komentarzem pozostawionym u mnie kiedyś pozwalam sobie zaprosić Cię na nowy rozdział :D
    http://ignis-vitae.blogspot.com/

    PS. Po kilkunastu próbach udało mi się zostać obserwatorem Twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  11. JEJ!!! Jak to możliwe, że dopiero teraz zauważyłam nowy rozdział *sprawdza kiedy był dodany*? Przecież był dodany w czwartek, a ja nie sprawdzałam tylko w sob. i dzisiaj do teraz! (logika tego zdania :D)
    No wiesz co... Ja jestem wegetarianką i umiem robić kotlety ;P Emilka to nieudacznik ;P
    Kotlety są wszędzie!!! *wielkie oczy*
    Heh! Emilka be koszulki :D :)
    Życzę Ci duuuuuuuuuuuuuuuuużo weny i... żelków w kształcie kotletów!!! :D
    Czekam z niecierpliwością na next! ;P :D :)

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz= 1 żelek dla Sally lub 1 kotlet w twarz Emila