Wyszłam z biura, zamykając go starannie na klucz, z zamiarem spaceru po budynku, ewentualnie treningu. Na drzwiach zauważyłam małą, żółtą (chyba znienawidzę ten kolor) karteczkę. Na niej widniał dopisek: "Jutro, dwunasta, Bill and Joe Corporation- WKnŚ".
Westchnęłam. Odpowiedniejszy będzie więc trening. Tyle że z Emilką.
Włócząc nogami dotarłam do drzwi pokoju chłopaka i zapukałam do nich raz, ale mocno.
Drzwi otworzył mi nastolatek o zmartwionej twarzy, cały roztrzęsiony.
- Widziałaś Julka?- zapytał na powitanie.
- A co niby miał by mnie interesować twój głupi wąż?- wzruszyłam ramionami. Ale po chwili uświadomiłam sobie, co tu się dzieje.- Chyba ci nie uciekł, prawda?- zapytałam przerażona.
- No właśnie...-Przejechał nerwowo palcami po włosach.
Warknęłam i szybkim krokiem ruszyłam do kuchni. Ally powinna pomóc.
Otworzyłam gwałtownie drzwi i pierwsze co ujrzałam, to Sally obżerająca się żelkami. Czyli to co zawsze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu węża.
- Sal?- zapytałam pingwina drżącym głosem. Czułam oddech Emila na karku.
- Yhym?- mruknęła z buzią wypchaną przekąskami.
- Gdzie, do diabła jest Ally?!
- Uciekła z Julesem w stronę zachodzącego słońca. Kazała pozdrowić- powiedziało zwierzątko ze stoickim spokojem.
- Co?- wyszeptał cicho Emi.
- Ah, no i Juls kazał ci przekazać: "Wypchaj się Emi. Starsi i tak cię nie wypuszczą, a ja nie będę spędzał czasu z tymi durniami".- Dodała Sally.
- Zabije gnidę- syknęłam.
- I tak go nie lubiłem.- Powiedział Emil w tym samym momencie.
Popatrzyłam na niego krzywo, ale uśmiechnęłam się. W sumie to Al była mi tylko potrzebna do spraw zawodowych. A jeśli jej już nie ma, to zawsze będzie o jednego zwierzaka upitego colą mniej.
- Okej. Sally, my idziemy potrenować.- Rzuciłam znaczące spojrzenie w stronę chłopaka.- Tylko proszę cię, nie objedz się znowu żelkami.- Poprosiłam ją.
Wyszłam z kuchni za Emilem, po czym ruszyliśmy w stronę sali treningowej, w ciszy. Nastolatek szedł zamyślony, wpatrzony w swoje stopy (dość duże stopy. Brakuje mu tylko białego owłosienia i proszę, Wielka stopa gotowa!), z rękami w kieszeniach. Ja za to szłam dumnie, z głową uniesioną, myśląc o jutrzejszym dniu.
Jakie czekają nas zadania? Pierwszego dnia odbywa się prezentacja, ale nie siebie, ale swoich umiejętności. Dopiero drugi etap to prezentacja siebie (czytaj: przebieranie się w marne kiecki i mówienie czegoś w stylu "Moim marzeniem jest pokój na świecie, bla bla bla").
Sala jak zwykle była pusta. Ponoć ćwiczą w niej strażnicy, ale przychodzę tu codziennie i jeszcze żadnego tu nie zauważyłam.
Porwałam jeden z noży na stoliku przy wejściu i rzuciłam nim w Emila. Jeśli zginie, to przez przypadek.
- Orientuj się!- krzyknęłam, a chłopak uniknął morderczej broni, która wbiła się w sam środek tarczy na ścianie za nim.
- Niezłego masz cela.- Mruknął.- Aczkolwiek wyglądało mi to na próbę zabójstwa.- Uśmiechnął się.
- Jaka próba zabójstwa!- powiedziałam z sarkazmem.- Po prostu noże cię lubią!- Rzuciłam do niego kolejny nóż, który uchwycił w locie.
Gwizdnęłam z podziwem.
- No, nieźle kotleciku, nieźle. Ale teraz weź się do prawdziwej roboty. Zaczniemy od rozgrzewki- uśmiechnęłam się i rzuciłam w jego stronę tradycyjny kij do walki. Sama także się w niego uzbroiłam.- Gotowi... Do startu...
Poczułam, jak ktoś podcina mi nogi i upadam na ziemię. Spojrzałam na szczerzącego się sprawcę.
- Nie było jeszcze startu- burknęłam, podnosząc się z ziemi.
- Nie mówiłaś, kiedy zaczynamy.- Wykonał obrót kijem, uderzając się w policzek przy okazji. Upuścił broń, masując obolałe miejsce.
Oczywiście wykorzystałam to i podcięłam mu nogi, nie będąc dłużną. Przygwoździłam go jeszcze do ziemi, wbijając lekko patyk w jego klatkę piersiową i spojrzałam na niego z miną triumfatora.
- Hej!- Oburzył się.
- Nie mówiłeś, kiedy zaczynamy- zacytowałam go z uśmiechem.
- Ale tak pomyślałem.- Burknął pod nosem, wstając. No, druga moja babcia! Jeszcze mu tylko obcasów i sztucznej szczęki brakuje (chociaż... to da się zrobić...).
- Więc, zaczynamy na start- podkreśliłam.- Gotowi... Do startu... Start!- Dźgnęłam go w żebra, na co on jednocześnie podciął mi nogi. Zgrabnie uniknęłam upadku, podskakując, jakby kij był skakanką. Zaczęliśmy mierzyć się patykami, raz za czas uderzając się lekko.
W pewnym momencie chłopak uniknął mojego ciosu, wykonując spektakularną gwiazdę.
- Emilko, spokojnie, bo ci się sukienka podwinie i wszyscy zobaczą twoje majteczki w kotlety!- Powiedziałam, blokując kolejny cios.
- Nie noszę sukienek!- Syknął, atakując mnie.
Zablokowałam go i powaliłam na ziemię, uśmiechając się z wyższością.
- Ale nie zaprzeczasz, że nosisz takie majtki.
- A ty niby skąd to wiesz?- Czułam, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, bo miałam na niej swoją nogę na znak zwycięstwa,
- Powinieneś posprzątać pod łóżkiem.- Zdjęłam z niego stopę.
Z niezadowoleniem wypisanym na twarzy chłopak wstał z podłogi.
- Co teraz?- Zapytał bez wyrazu.
- Teraz... Teraz to chyba porzucamy sobie nożami.-Uśmiechnęłam się.
Trening zajął nam dość dużo czasu, ale Emil nauczył się dobrze rzucać nożami, walczyć kijem i unikać ciosy nie zdradzając swoich pięknych majtek w kotlety.
W drodze powrotnej do pokoi zerknęliśmy jeszcze na listę uczestników w jutrzejszym konkursie.
- O Panie.- Jęknęłam, na widok ilości chętnych.
- Pięćdziesięciu? Więcej ich matka nie miała?- Zdziwił się nastolatek.
- Wiesz, że nie będzie łatwo?- szepnęłam.
- Od początku to wiedziałem.
- Teraz idź zrobić porządek pod łóżkiem, bo następnym razem pozbawię cię twojej ulubionej bielizny.- Uśmiechnęłam się słodko.
Chłopak odszedł, burcząc coś pod nosem, a ja stałam tak jeszcze na korytarzu, analizując przeciwników.
Alison Jenkins. Cyklop, dobrze walczy mieczem. Ma młodszego brata i ma bzika na jego punkcie.
Donovan Ray. Gościu z ADHD i nerwicą. Praktycznie nie ma żadnych zalet.
Julia Genove. Ta od karmy dla psów. Uciekła z psychiatryka.
Wiesiek spod mostu. Nie trzeba tłumaczyć. Z nim będzie najtrudniej.
Konkurencja nie jest łatwa, ale i tak to wygram.
Wiem to.
-Panie doktorze, wszystko kojarzy mi się z kotletami. Czy ty normalne?- spojrzałam na mojego psychologa.
Leżałam właśnie na wygodnym łóżku w gabiniecie mojego prywatnego psychologa.
-Nie. Ale to i tak bez sensu, więc tak.- Emil spojrzał na mnie spod okularów babci, ubrany jedynie w biały szlafrok, który i tak był na niego za duży i spodnie. Włosy miał przylizane, co wyglądało kosmicznie.
- Jakieś leki?- zapytałan, udając przerażenie.
- Kwarantanna z Emilem Kioskiem i więcej kotletów.- Zaśmiał się złowieszczo.
- Hej!- Uderzyłam go z łokcia, na co on tylko głośniej się zaśmiał.
- Nie igraj ze mną, bo będę musiał założyć ci kaftan bezpieczeństwa! W kotlety!- Podkreślił.
- A ja tobie założę kaftan z kotleta!- Odgryzłam się.
- Ty gnido!- Rzucił się na mnie, aż mu się okulary z nosa zsunęły, chichocząc non stop.
Szamotaliśmy się po podłodze, szarpiąc i plątając nawzajem w przydługi szlafrok Emi'ego. Kiedy wreszcie zwyciężyłam, porwałam markera z biurka (jak on tu trafił?) i niczym wisienkę na torcie, dorysowałam chłopakowi wąsy. I kotlety na szlafroku.
- Nie! Nie rób mi tego!- Wrzeszczał, śmiejąc się jak opętany.- Zapowietrzę się! Albo dostanę kapitulacji serca!
- Chyba palpitacji.
- U mnie to raczej kapitulacji!- Szamotał się nadal. Muszę mu tak robić częściej.
- Brakuje mi tu jeszcze Kitty. Ale wujek Lucek przyjeżdża jutro, także się z nią zapoznasz.
- Z jakiej okazji przyjeżdża?- Zaciekawił się nastolatek.
- Nic ważnego.- Powiedziałam zbyt szybko, zdradzając kłamstwo.
- Yhym, jasne. A teraz mnie rozwiąż!- Rozkazał.
Zaśmiałam się w odpowiedzi.
- Jesteś na kwarantannie, tak?- Spojrzałam pod łóżko.- O, popatrz co znalazłam!- Wygrzebałam spod niego świeżego, hermetycznie zapakowanego kotleta.- Otwórz buzię!- Na mojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Nie! Nieee!- Wrzeszczał, ułatwiając mi robotę. Wepchałam mu kotleta do buzi.
- Pogryź ładnie.- Poprosiłam.
Pokręcił głową, a ja w odpowiedzi wetknęłam mu kotleta głębiej. Zaczął się krztusić, więc wyjęłam jedzenie z ust i ulitowałam się nad nim.
Usiadłam na łóżku, pozwalając Emilowi na wyswobodzenie się z sideł Kotletozaurusa.
- No, to może wreszcie mi powiesz o swoim życiu? Hm? Emilko?
- Jeśli tylko powiesz mi, dlaczego mnie nie lubisz.
Zastanowiłam się.
- Mam uraz do imion na "e". Ze względu na Eryka, który mnie zabił w trzecim żywocie.- Wzruszyłam ramionami.
- A jak brzmi twoje pełne imię?- Spytał, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Lucy Agnieszka Emi...- chciałam powiedzieć "Emilia". Parsknęłam śmiechem.
- Dobra, do męskich imion na "e"- poprawiłam się.- A teraz opowiedz mi o sobie.- Ubrałam okulary babci i usiadłam niczym psycholog, z notatnikiem w ręku zamiast teczki.
Chłopak westchnął
- Urodziłem się w rodzinie Kiosków, ale nie zagrzałem tam długo miejsca. Już jako półroczna dzidzia przeniesiono mnie do wuja o nazwisku Frosty. Była to normalna ludzka rodzina. Zapewne dlatego rodzice mnie tam wysłali. Żebym miał normalne życie.
Wujek zbytnio mnie nie lubił. Kiedy urodziła mu się córka, Marysia, moja przybrana siostra, coś zaczęło mu odbijać i po latach wylądował w psychiatryku. Jako że jego żona zmarła zaraz przed tym, wysłał mnie i Mary do najbliższego rzekomego Domu Dziecka, czyli Zabójców.
Tam także nie przyjęto mnie ciepło. Traktowano jako popychadło i durnia, izolowano od siostry, poddawano torturom. Chciałem się stamdąd wydostać, ale dobrze wiedziałem, że Zabójcy mają na mnie oko. Poznałem tam Mike'a, mojego kuzyna, którego szczerze nienawidzę. Wiesz, że on je kanapki z keczupem? To straszne.
A potem obmyśliłem genialny plan napadu na was, ale nasz szefuncio nie pozwolił mi na jego zrealizowanie. Działałem na własną rękę, a resztę historii już znasz- dokończył.
W moim zeszycie widniał już idealny szkic Emila.
- Yhym, bardzo ciekawe- mruknęłam, dokańczając tło wokół niego.
- Co tam rysujesz?- Momentalnie chłopak pojawił się obok mnie i wyrwał mi notes z ręki, a ja odruchowo uderzyłam w niego stopą.
Znowu.
- Aua!- Jęknął, wypuszczając przedmiot z dłoni.- Jesteś psychopatką! Zawsze musisz mnie bić!
- Przepraszam!- Miało wyjść ze skruchą, ale zachichotałam i straciłam powagę.
Schowałam zeszycik do kieszeni, w bezpieczne miejsce, po czym wyjęłam z niej batonika. Odwinęłam papierek i skosztowałam pysznej, czekoladowej rozkoszy.
- Ciosami karate będziesz mogła popisać się jutro.- Burknął Emi, masując sobie policzek.- Poza tym, mogłabyś raz za czas zdjąć obcasy.
Spojrzałam na swoje stopy, na które nałożone były czarne obcasy.
Ja w takim czymś trenowałam?
- Nic nie poradzę na to, że moje stopy uważają, że jesteś pociągający.
Nie, ja to na serio powiedziałam? Głupia ja.
Co gorsza, Emil strasznie się zaczerwienił. O Panie, Panie, Panie, po co ja to mówiłam?
- Myję się mydłem z Palmolive.- Ratował sytuację.
- Muszę je kupić- powiedziałam niczym zombie.
Zapanowała cisza.
Jutro przyjeżdża wujek Lucyfer i cała rodzina, zobaczyć jak poradzę sobie ma WKnŚ. I nie tylko dlatego...
- Emilko, włóż jutro jakąś ładną sukienkę. Przyjeżdża moja, hm, rodzina. A pojutrze będzie prezentacja Śmierci, czyli kolejna kiecka do kolekcji.
- Moja, hm, rodzina?- Zacytował mnie.- To znaczy kto?
- Wiesz, nikt ważny. Wujek Lucek, wujek Belzebub, Michał Anioł, Piotrek, Krzysiek, no, i Kapturek. Chyba tyle, chociaż pewnie wszyscy się nie zjadą. Ah, i ciocia Kunegunda.
- A-haa- jęknął.
- Nie martw się, na pewno polubią kogoś, kto lubi kotlety. Oh, zapomniałam, ty ich nie lubisz. Jaka szkoda!- Powiedziałam z udawanym żalem.
- Powinniśmy iść spać, skoro jutro konkurs.
- Po raz pierwszy chyba się z tobą... Chociaż nie, nie zgadzam się. Ty już idź spać. Kotletowych snów.- Zamknęłam za sobą drzwi i zgasiłam światło.
- Hej! Jeszcze się nie umyłem!- Usłyszałam krzyk.
- Problem!- Odpowiedziałam, wracając do biura.
Sally oczywiście już spała, z żelkami upchniętymi pod łóżkiem.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam piżamkę i wpełzłam do cieplutkiego łóżeczka z moim notatniczkiem.
Otworzyłam go na wizerunku uśmiechniętego Emila. Dlaczego go narysowałam? Miał wyjść kotlet.
A może to ma jakieś przesłanie?
_____
No i jest kolejny ^^
No to standardowo, nadal zapraszam na Rozdzieloną, gdzie wkrótce pojawi się nowy rozdział.
Dziękuję też Abigail za wspaniałą rozmowę na gg (nieważne jaki był jej temat, i tak schodziło na kotlety ♥) i za wspaniały pomysł z majtkami w kotlety ♥♥♥
Jakby ktoś był zarażony Kotletiozą i chciał pogadać u psychologa Kotletowego Króliczka, zapraszam: Króliczek, 50250294 *gadu gadu*.
Dziękuję za 4000 wyświetleń, jesteście świetni :)
Ahoj :3
Wszyscy w domu paczają na się na mnie jak na wariata :o Nie chce do wariatkowa (chociaż kaftan w kotlety byłby ok) Nieeeeeeeeeeeeeeeeeee... Al to zdrajca! A ja ją lubiłam! Skandal, dzwonie na policje. Jestem dżast zbulwersowana. Lucy ma drugie Emilia? Pszypadek? Nie sondze xD Emilka i Emilka <3 soł słit x3 Mogłabyś ograniczyć wdychanie oparów z domestosa... *głębokie zastanowienie* ale nie rób tego! Bo kotlety itp. to jeden z uroków tego wszystkiego. Zabawa w psychologa? Ok...... Ale trzemu Lucy nie dała zobaczyć Emilce, że go narysowała :< Mam bardzo ambitny plan żeby założyć bloga. Aczkolwiek to jeszcze nic pewnego (czytaj mam bardzo dużo ambitnych planów, a większość to niewypały) Ale jak się uda to się nim pochwalę. Tymczasem weny i nn prędko ;D
OdpowiedzUsuńI co ja Ci mogę napisać?
OdpowiedzUsuńJuż pisałam, że jesteś GENIALNA, że kocham twoje opowiadanie!
No i jest CUDOWNE!!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Zapraszam do mnie: http://dziewczyna-produkt.blogspot.com/
Jesuuu!!! Jesteś boska! Ja chce więcej kotletów xD
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!!!
OdpowiedzUsuńKotlety rządzą!!! (nie zmienia to jednak faktu, iż jestem wegetarianką :'( )
Czy to, że zamiast kotleta narysowała Emila znaczy, że.... *dramatyczna muzyka* Emil jest.... KOTLETEM??!!
O nieee... Chyba mi odbija... To pewnie od kanapek z keczupem i pomidorem!!! :D *śmieje się jak opętana* Chyba powinnam je ograniczyć... ;P
Zabawa w psychologa to super rzecz!!! Bawiłam się tak z siostrą, ale kiedy stwierdziła, że jestem chyba naprawdę nienormalna przestałam (ona ma tylko siedem lat :D)...
Rozdział naprawdę świetny!!! Weny Ci życzę i dużo.... kanapek z keczupem!!!
Okay.... Tego ostatniego nie było... ;P
Świetne! ^>^ Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńHAHAHAH! Miał wyjść kotlet! HAHAHA PADŁAM. Zajebisty rozdział! Mega!! Ale się uśmiałam! Boże uwielbiam to opowiadanie!! Kotlety i żelki ewryłer *.* nmg sie doczekać next części!! :oo :**
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
P.s
http://igrzyska-1.blogspot.com/
Nowy-3-rozdział , zapraszam ^^
No! W końcu mogę się zabrać za czytanie zaległych kotletów C:
OdpowiedzUsuń"Uciekła z Julesem (kojarzy mi się z żulem, nie wiem czemu XD) w stronę zachodzącego słońca, kazała pozdrowić" - padłam XD.
Zamiast "wielka stopa gotowa", to ja "wielka stopa gotowana" i patrzę się i myślę: Hmm,ciekawe czemu gotowana, hmm, ciekawe czy dobra O__O wtf. Naff znowu ćpie domestos.
Noże lubią Emila, jak słodko C:
MAJTECZKI W KOTLETY! JAAAAAAAAA! Chcę takie! Na robieniu takich zyskałabyś masę kasy XD. Reklama: "Kotleciane gacie, wcale nie po tacie!"
Wiesiek spod mostu na prezydenta! Pewnie jego tajną bronią jest rzucanie butelkami w ludzi po jabolu XDDDD!
Scena z psychologiem-Emilem i Lucy rządzi!
POZNAMY WUJKA LUCKA?! O JAAAAAAAAAAAAAA *____*
Podoba mi się. W końcu poznaliśmy historię Emila. Bidok.
TAK! Ja wiem jakie jest przesłanie! Emil to nie Kiosk, Emil to kotlet, dlatego podświadomość Lucy zadziałała i zamiast kotleta jest Emil! A tak na serio, to się zauroczyła ohoho!