sobota, 31 maja 2014

Bez sensu

Cześć i czołem *kluski z rosołem, tak*

Wiecie co, jednak prace koniursowe nie doszły *ani jedna do teraz* i zadecydowałam, że;
☆ ludzie, którzy mają prace ale mogą się spóźnić- macie czas do wtorku
☆ jeśli do tej pory nie dojdzie nic- losowanie.
We wtorek dowiecie się o mojej decyzji ^^
Nadal wierzę w Was =^___^=

środa, 28 maja 2014

Po raz drugi

LUDZIE
Przypominam o naszym konkursie po raz drugi.

Szczegóły w zakładce "konkurs", prace można przesyłać do pierwszego czerwca na mojego maila, gadu czy też w komentarzu.

Jeśli nie będzie chętnych- myślałam o losowaniu, ale musielibyście się na nie zgłosić w komentarzach.
Cóż, na razie tyle. Nadal mam resztki nadziei, że jednak ktoś się zmotywuje i napisze o spotkaniu z bohaterami.

Wasze blogi staram się komentować jak mogę, ale jeśli jeszcze tam nie zajrzałam; nie martw się, właśnie idę po kartkę i długopis, żeby zrobić listę.
Pracuję na najwyższych obrotach i to jest powodem mojej nieobecności. Konkurs jutro, za tydzień, dodajcie sprawdziany, naukę z dnia na dzień, pomoc w domu, życie prywatne, jedzenie i tym podobne.
Przepraszam. Nadal informujcie mnie w zakładkach spam o nowych rozdziałach.

Proszę o zostawienie opini w sprawie konkursu: prace czy losowanie?
♡ Ahoj i niech moc kotletów będzie z Wami, pry!
Króliczek.

czwartek, 22 maja 2014

Cztery zera

Sto lat, sto lat, niech żyje itd.
 

Mamy 10 000 i chwała nam! =^_________^=

Z tego powodu mam jedno bardzo ważne ogłoszonko.

KOKURS NA 10 TYSIĘCY ZOSTAJE PRZEDŁUŻONY DO 1 CZERWA 2014 ROKU Z POWODU BO TAK.
Mam nadzieję, że ktoś się zgłosi. Jeśli coś nie pasuje, piszcie, postaram się coś zmienić ;)
Przypomnę temat: "Moje spotkanie z bohaterem/bohaterami Śmiertelnej".

Życzę powodzenia ^^
Króliczek. Ahoj. Pry.

piątek, 16 maja 2014

▪28

                                                      ~***~
          Zbyt blisko.
   Kiedy się obudziłam, o n leżał obok. Blisko mnie. Twarzą w twarz. Niesforne kosmyki włosów opadały mu na niezwykle bladą twarz, a usta były lekko otwarte.
   Nagle jego powieki się zmarszczyły, twarz wykrzywiła w grymasie bólu, po czym powróciła do dawnego wyglądu.
   Koszmary...
   Ile bym dała, by zamienić koszmar, który przeżywam teraz, na koszmar tego chłopaka...

                                                       ~***~
          Nowy dzień przywitał mnie pustką na sąsiedniej stronie łóżka i kroplami deszczu uderzającego o mój policzek. Najwyraźniej dach trochę przeciekał.
   Spróbowałem usiąść i choć przyszło mi to z wielkim trudem, udało się. Pokój był nieskazitelnie czysty i nic nie wskazywało na to, że ktoś wcześniej tu był.
   Pomimo lekkich zawrotów głowy od razu zacząłem szukać Lucy. Najprawdopodobniej była w kuchni i jadła śniadanie. Tak przynajmniej myślałem, ale moje przypuszczenia były błędne.
   Wreszcie po dwudziestu minutach odnalazłem ją w sali treningowej. Mijałem po drodzę trochę zegarów i stwierdziłem, że treningi o piątej nad ranem nie są złe.
   Noże rzucane przez dziewczynę przecinały powietrze ze świstem i wbijały się w wielką tarczę na ścianie. Choć wiedziałem, że to tylko trening, czułem, że te strzały wymierzane są do mnie.
   Palący ból w lewym boku odezwał się jakby na zawołanie. Dokuśtykałem do stoiska z bronią i wyciągnąłem z niej mały sztylet, którym jeszcze tak niedawno próbowałem zabić Luc. Szkoda, że role się odwróciły.
   Obracałem w palcach nożyk, sam nie wiedząc, po co to robię. Następnym etapem będzie durna prezentacja i paradowanie w kieckach i smokingach, byleby zadowolić sędziów.
   Nastolatka wbiła ostatni, czternasty już nóż, w tarczę. W zapasie został jej jeden. Czekałem, aż wykona ostatni ruch, kiedy się obróciła.
   Jej oczy były czarne niczym otchłań. Nie iskrzyły się w nich przejawy radości, lecz smutku. Policzki miała zaróżowione i mokre od łez. Ręce ubrane w jasne bawełniane rękawiczki drżały, ściskając mocno ostatnią deskę ratunku.
   Patrzyła na mnie. Patrzyła na mnie jak na potwora, przed który musi się obronić. Bestia musi zginąć, nie ma prawa żyć. Nie ma uczuć, nie poczuje też bólu.
   Nagle ze sztyletem poczułem się pewniej. Bo chociaż nie chciałem jej zranić, będę musiał to zrobić w razie potrzeby.
   Lucy zrobiła trzy ciche kroki w moją stronę, a ja zastygłem w bezruchu, chowając broń.
   Uniosła nóż w drżące ręce i wycelowała w moją lewą pierś.
   Obserwowałem każdy jej ruch, jednocześnie gotowy na wszystko. Nawet jeśli ją zranię, nic się jej nie stanie- dziewczyna jest nieśmiertelna.
   Ostrze zbliżało się coraz bardziej. Dzieliły mnie od niego milimetry. Zacisnąłem broń w dłoni mocniej i szybkim ruchem wbiłem go niecelnie w prawe ramię nastolatki. W momencie, kiedy ona puszczała swój nóż na posadzkę.
   Kapitan idzie na dno razem ze statkiem, a zabójca upada na ziemię razem ze swoją bronią.
   Drzwi otworzyły się z hukiem, a ciężkie kroki uderzały o podłogę. W miarę upływu czasu można było też poczuć zapach spalenizny.
   - Emil, kotlecie mielony niewyrobiony, mówiłem ci, że ona cię zabić?- Lucyfer stanął obok mnie i spojrzał na otępiałą dziewczynę. Zdezorientowany przenosił wzrok z niej na mnie przez najbliższe sekundy. Zamrugał parę razy.- Zwariowałeś? Ona prawie umarła!- warknął, chwytając mnie mocno za rękę.
   - Broniłem się- syknąłem i wyrwałem z uścisku.- Ale ona i tak jest nieśmiertelna.
   Lucek zmarszczył brwi i zapłonął jeszcze jaśniejszym ogniem. Bijące od niego ciepło mogłoby spokojnie roztopić lód w mgnieniu oka.
   - Broniłeś się?- warknął.- Broniłeś?!- Wyjął z ramienia Luc sztylet i pokazał mi zakrwawione ostrze.- W taki sposób się broniłeś?- Wypominał.
   - Sama chciała wbić mi nóż w serce!
   Lucyfer westchnął i uspokoił się nieco.
   - Mówiłem ci, to już nie jest ta sama Lucy.
   - Ale skąd mam wiedzieć o co chodzi, skoro słowem się na ten temat nie odezwałeś? Wolałeś tłuc serwis obiadowy!- Wrzeszczałem, a echo odbijało się od ścian.
   Lucy skuliła się pod wpływem hałasu i zakryła twarz burzą włosów, zapewne aby nie było widać, jak płacze.
   Szatan podszedł do niej i delikatnie podniósł.
   - Czekaj w sali numer sześć sześć sześć. Wolę nie mieć w pobliżu broni ani talerzy, kiedy będą z tobą gadał.- Rzucił i wyszedł z Luc na rękach.
   Wytarłem jeszcze krople krwi ze sztyletu i odłożyłem go na miejsce. Czułem, że jego udział w moim życiu jeszcze się nie skończył.

          - Jesteś aniołem, Emil.- Oświadczył zaskakująco spokojnie Lucyfer, siadając za biurkiem. Lampa stojąca obok oślepiała mnie swoim niesamowicie mocnym światłem, a uśmiech Lucka zdawał się być dowieńczeniem ten absurdalnej sytuacji. Szatan wybuchnął głośnym śmiechem.- Okej, nie do końca jesteś aniołem, bo przed chwilą prawie zabiłeś niewinną dziewczynkę.- Dodał już poważniej.
   - Nie powiedziałbym, że niewinną- mruknąłem pod nosem.
   - Ale kontynuujmy. Każdy z nas w środku jest aniołem. Ty, ja, gość z monopolowego, Wiesiek spod mostu i ta mała zołza, którą spotkałem na korytarzu.
   Każdy z nas dostaje przy narodzeniu zalążki nieba. Przez całe ziemskie życie rozwija się ono poprzez nasze czyny, w mniejszym stopniu także słowa. Wyrastają z nich skrzydła, anielskie skrzydła. Białe lub czarne. To my wybieramy ścieżkę, którą chcemy podążać. I choć nie widać ich ludzkim okiem, są one ważne. Towarzyszą nam po śmierci. Dopiero wtedy widzimy, jakie błędy popełniliśmy. Ale skrzydła mogą zostać zranione. Zranione przez nas samych, poprzez zabicie w siebie cząstki dobra podarowanej orzez Niebo, albo też przez innych. Wtedy nie ma dla nas ratunku. Tracimy największy dar pośmiertny; nieśmiertelność. Jesteśmy zgubieni, słabi i upadli.
   Lucy swoje skrzydła rozwijała aż przez trzy żywota. Im dłużej przebywała na ziemi, jej skrzydła były coraz bardziej zakrwawione, a w wielu miejscach brakowało piór. Ludzie jej to zrobili. Dopiero w Salidie stawała się bezpieczna. Ale kiedy tu dotarła, było już za późno na ratunek. Z jej skrzydeł pozostały tylko trzy pióra. Zrobiliśmy co w naszej mocy, aby ją ocalić. Udało się. Ale pozostało też pewne ryzyko. Ryzyko, o którym babulinka doskonale wiedziała i wykorzystała je!- Lucyfer uniósł się w gniewie i nabrał powietrza, aby się uspokoić.- Już wiem, co się stało. Babka wysłała nas do Piekła, chcąc jak najbardziej oddalić nas od Luc. Miała wobec niej niecne plany. Ponadto zablokowała windy, aby dotarcie do niej było znacznie dłuższe. Wbiła jej noże w miejsce skrzydeł. Zabiła dawną Lucy. Ponadto pozbawiła ją nieśmiertelności.
   Wlepiałem wzrok w Lucyfera przez następne minuty, aż wreszcie ocknąłem się i zrozumiałem sytuację.
   - To nie wyjaśnia jej chęci zabicia mnie.
   - Zwrot "zabiła dawną Lucy" nic ci nie mówi? Dodam, że skrzydła zawierały to co najważniejsze: najważniejsze wspomnienia, nauki i czyny.
   Dłonie zacisnęły się w pięści, usta ułożyły się w jedną kreskę, a w głowie krążyła tylko jedna myśl: dlaczego ona?
   - Rozumiem cię, Emil.- Poczułem ciepłą dłoń Lucka na ramieniu. Nagle Szatan znalazł się za mną.- Ale ty też prawie ją zabiłeś.
   Obraz rozbił się na tysiące kawałeczków, aż musiałem schować twarz w dłoniach i uporządkować wszystko, aby porządnie funkcjonować.
   - Pogorszyłeś sytuację, stary. Teraz trudniej będzie uzyskać jej zaufanie z powrotem.- Westchnął.
   Wstałem gwałtownie i odepchnąłem lekko Lucyfera.
   - Chcę być sam- szepnąłem.

          Gwiazdy świeciły wyjątkowo pięknie, księżyc oświetlał wszystko swoim srebrzystym blaskiem, deszcz uderzał delikatnie o drogę, dachy domów i liście.
   Moje kroki odbijały się od ulicy, a ich echo wydawało się rozchodzić po całym mieście. Cały przemokłem, było mi zimno, chciało mi się spać i byłem głodny. Krople spływały po moich włosach na ubrania tylko po to, aby ostatecznie połączyć się ze swoimi braćmi i pozostać jako kałuża na asfalcie. Ale to nawet dobrze. Nie było przez nie widać moich łez.
   Wszędzie było pusto. Nigdzie nie znalazłam nawet najmniejszego cienia życia.
   Całe moje życie wydawało się być jedną, wielką klęską. Pech prześladował mnie na każdym kroku, a niepowodzenie było moim drugim imieniem. Nieustanny koszmar, który zakończyć mogła tylko śmierć. A teraz, kiedy formalnie umarłem, nieszczęścia mnie nie opuściły. Mogłem powiedzieć nawet, że się nasiliły.
   Normalni ludzie zadawaliby sobie teraz pytanie: "dlaczego ja?". Ale życie pokazało mi, że narzekanie nic nie da. Owszem, może i trochę ci ulży, ale słowa nie są czynami. Nie zmienią rzeczywistości.
   Czasem myślałem, że jestem defektem fabrycznym. Że jestem pełen usterek, których nie da się naprawić. W rzeczywistości to inni byli idealni. Szczęśliwi i wiecznie radośni. Na łąkach skąpanych w słońcu.
   Woda zachlupotała pod moimi stopami, jakby potwierdzała moje słowa. Podczas gdy inni kochali słońce i tęczę, ja wolałem deszcz i burzę. Większość brała mnie wtedy za ponuraka i opuszczała. Może dlatego zawsze byłem samotny. Dlatego, że towarzyszył mi jedynie księżyc i gwiazdy.
   Ciche kroki rozległy się za mną, przerywając moje przemyślenia. Powoli odwróciłem się do tyłu.
   Kiedyś widziałem te oczy. Oczy jak u wystraszonej sarny, która podchodzi do drapieżnika, choć wie, że czeka ją pewna śmierć. Wystraszone, przepełnione smutkiem, niepokojem i rozpaczą. A jednocześnie puste.
   Kaptur nałożony na głowę próbował zakryć te piękne, a zarazem okropne oczy- niestety, bez skutku.
   Prawe ramię dziewczyna miała owinięte bandażem, pośrodku którego widniała mała plamka krwi. W drżących nadal dłoniach trzymała parasol.
   Zrobiła trzy kroki w przód i wepchnęła przedmiot w moje ręcę, spoglądając przy tym na moją twarz.
   Potem odbiegła.
   A ja jeszcze długo stałem z parasolką w ręce, patrząc intensywnie w punkt, w którym znikła.
          Z nadzieją, że wróci.
______________________________
Ogłoszenia parafialne.
Uroczyście ogłaszam wszem i wobec, że Pierwszy Śmiertelny Konkurs  rozpocznie się...
17 MAJA 2014 ROKU
I trwać będzie do...
24 MAJA 2014 ROKU,
A jego tematem będzie: "Moje spotkanie z bohaterem Śmiertelnej".
Nagrodą, jak już wiadomo, jest napisanie rozdziału z autorką *to jest Króliczkiem :3*, w którym można będzie zmienić fabułę opowiadania.
Szczegóły dotyczące konkursu pojawią się w zakładce utworzonej specjalnie na te cele.
Zapraszam serdecznie do udziału!

Ponadto oznajmiam, że zbliżamy się do końca.
Pozdrawiam,
Królik! ♥

Ps. Specjalnie powyjaśniałam w rozdziale wszystko co potrzebne, daję Wam pole do popisu! ^^

środa, 14 maja 2014

To znowu ja.

Ahoj, kamraci moi!
Otóż, pojawiły się już pytania co do następnego rozdziału (Ewa, hahahah xD), więc mówię;
Nie wiem, kiedy następny rozdział. Moje leukocyty nie dość skutecznie zwalczają przeziębienie (czyt. Króliczek jest chory i kicha jak mops raz po raz).
Do tego chodzę do szkoły, że nie wspomnę o sprawach typu pomaganie siostrze w zadaniach D:
Tak jak widać: postaram się zdążyć na sobotę, ale nie obiecuję.
Tymczasem, trzymajcie to;

Sprawa numer jeden- 10 tysiaków
Jak już pisałam, myślę nad zrobieniem konkursu na 10 tysiaczków. Myślałam nad tym i sprawa przedstawiałaby się tak: opisalibyście wasze spotkanie z jednym z bohaterów, do wyboru, a najlepsze z nich zostałoby nagrodzone możliwością napisania ze mną rozdziału i *uwaga, uwaga, chwila napięcia* zmienienia fabuły, bez wyjątków!
Ktoś jest chętny? Czy może zmienić temat, hmmm? XD

Sprawa numer dwa
Tak właściwie to nie sprawa, po prostu chciałam pokazać nową odsłonę Emilki, która pojawia się wszędzie = poszła mi na mózg. Mój najukochańszy kuzyn jako jeszcze nastolatek *chyba* zdołał zebrać dość sporą kolekcję mangi, przez co mogę zaprezentować wam... *tudurudu, famfary!*

Emilkę i Lucy!
*zdjęcie 1*

I Emilkę, z zabójczym tekstem!
*zdjęcie 2*

Obrazki pochodzą z przecudownej serii Chobits
*zdjęcie 3*
(Liskiem się nie przejmujcie :3)

Mam nadzieję, że nie zanudziłam was na śmierć. Czuję się jakby ktoś mnie wrzucił do cudzego prania, więc sama nie wiem co robię XD
Pozdrawiam Was i nie nabawcie się tego co ja *uwielbienia do Chobitsów*
Króliczek.

Ps. Nadległości u Was nadrobię w najbliższym czasie- po prostu nie chcę czytać na nieprzytomnego ;)

piątek, 9 maja 2014

▪27

          - Puść mnie, Heniek! Zaraz zmasakruję tego typa!- Głos dziewczyny odbijał się od ścian przez najbliższe sekundy. Stałem tam bezradny, nie wiedząc, co zrobić. Przykryłem ranę ręką i patrzyłem na nią jak otępiały. Krew siączyła się z przecięcia na boku, kąpiąc powoli na posadzkę.  Przeniosłem wzrok na Lucy. Jej wujaszek trzymał ją mocno w objęciach i powstrzymywał przed atakiem na mnie. Jej twarz wykrzywiał grymas wściekłości, paznokcie wbijały się w dłoń Lucyfera, a nogi kopały na wszystkie strony, byleby tylko wydostać się z pułapki.
   - Co jej się stało?- zdołałem wyszeptać. W głowie miałem mętlik. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej dziewczyna chce ze mną pogadać, martwi się o mnie i mówi, że mnie kocha, a teraz chce mnie zabić.
   Nigdy nie zrozumiem kobiet.
   - Ugh, nie wiem!- wysapał mężczyzna, szamotając się z nastolatką.- A ty możebyś wziął i opatrzył tą durnowatą* ranę?- wydarł się.
   Porwałem pierwszą lepszą ściereczkę z brzegu (żeby tylko nie była z tłuszczu kotletów) i przyłożyłem do miejsca, które niemiłosiernie piekło. Bardziej zdziwiło mnie to, że zauważyłem dopiero teraz.
   Usiadłem na krześle, czując, jak tracę siły.
   - Nazwała cię Heńkiem.- Zauważyłem, kierując wzrok na interesującą misę owoców obok lodówki. Byleby nie patrzeć na Lucy, jej złość i krew, wyciekającą z mojego ciała.
   - Zapewne...- Lucyfer unieruchomił dziewczynie ręce.-...babulinka maczała w tym palce. Nie bez powodu budzę się w kartonie- prychnął.
   - Dlaczego miałaby to robić własnej wnuczce?
   - Bo jest podła, samolubna i, do diabła, jest parszywą Śmiercią!- Wyrzucił ze siebie słowa jak z mikroskopijnego karabinu (a one są znacznie szybsze niż te normalnych rozmiarów).
   - To w takim razie co jej zrobiła?
   Szatan przywiązał ścierką Luc do krzesła przysuniętego przed chwilą i zaczął wodzić palcami po jej twarzy, uważając na jej zaskakująco ostre i wrzechobecne zęby.
   Teraz zaczął muskać punkty na plecach, dokładniej na łopatkach. Po chwili zatrzymał palec i rozdarł materiał.
   - O cholera**- syknął.
   Zerwałem się i podszedłem do mężczyzny.
   Na skórze Lucy widniały dwie głębokie rany, rozłożone równolegle, poniżej łopatek. Wydawały się dziwnie czarne, do tego emanowała z nich tajemnicza energia. Znajoma, a jednocześnie obca.
   - Co? Co się stało?- zapytałem ożywiony.
   - Ona ci to zrobiła?- Lucek odepchnął mnie lekko i podszedł do dziewczyny, patrząc w jej pozbawione wyrazy oczy. Nie wściekała się już. Milczała, a po jej policzkach spłynęła nawet pojedyncza łza.
   Skinęła niepewnie głową, zaciskając usta.
   Lucyfer westchnął ciężko i zatopił twarz w dłoniach. Już myślałem, że on też zacznie płakać, ale po chwili gwałtownie podniósł się i zaczął spacerować po sali.
   - Nie odwiążesz jej?- spytałem, wskazując na zasypiającą nastolatkę.
   - Myślałem, że chcesz jeszcze trochę pożyć- warknął. Może lepiej nie będę się odzywał.
   Mężczyzna otworzył lodówkę i wyciągnął z niej kiełbaskę. Kiedy już miałem go pytać, dlaczego to robi, zaczął ją przegryzać.
   - Coś ci się...hm, fajczy.- Stwierdziłem, obserwując dym ulatniający się z całego ciała Lucyfera.
   - Nie jest źle.- Obejrzał swoje dłonie i włożył resztę mięsa do ust.- Bywało gorzej.
   Nie wiedziałem do końca, co to oznaczało, ale najwyraźniej sytuacja nie była najgorsza.
   Owoce zaczęły znikać z misy, której się bacznie przyglądałem, a żołądek Diabła napełniał się coraz bardziej. Spojrzał na mnie krzywo i powiedział z pełną banana buzią:
   - A ty nigdy nie jadłeś, kiedy się denerwowałeś?
   Przewertowałem w myślach przeszłość i pokręciłem głową. Ten wzruszył ramionami i wpychał w siebie żarcie przez kolejne parę minut, aż nie zostało już nic.
   Odchrząknąłem cicho.
   - Mógłbym się dowiedzieć, co dzieje się z Lucy?- Rzuciłem ukradkowe spojrzenie na śpiącą spokojnym snem nastolatkę i uśmiechnąłem się smutno.
   - To już nie jest Lucy.- Lucyfer wyciągnął tym razem półlitrową butelkę alkoholu spod zlewu i duszkiem wypił c a ł ą jej zawartość.- To jest jej wrak- jęknął, opadając na ziemię.
   - Ale... Jak to?- spojrzałem na niego wielkimi oczami i wyrwałem butelkę z rąk, rzucając nią celnie do kosza.
   - Przegrała już swoje życie.- Oczy Lucka zamgliły się, a usta wykrzywiły w słabym uśmiechu. Jego donośne, kocie kichnięcie spowodowało lekkie zatrzęsienie.
   Uniosłem niepewnie prawą rękę i walnąłem samego Szatana z liścia. Ale zapewne bolało mnie to bardziej niż jego.
   Aczkolwiek metoda podziałała. Wujaszek oprzytomniał i myślał trzeźwiej.
   - Palancie, martw się teraz o siebie, a nie o nią.- Wskazał na mój lewy bok i szmatkę przesiąkniętą krwią.
   - Gdybym jeszcze wiedział, co zrobić!- powiedziałem dość głośno, unosząc oczy do nieba.
   - Może pójdziesz do lekarza, hm?- Zaproponował mężczyzna i powoli wstał, opierając się o blat.
   - Nie opuszczę Lucy!- Zaprotestowałem.
   - Dla niej już nie ma ratunku, dla ciebie- tak!
   - Zaskakuje mnie twoja trzeźwość myślenia- stwierdziłem.- Myślałem, że Lucy jest ci bliska.
   Oczy Lucyfera zrobiły się szkliste.
   - Bo była!- warknął.- A ta głupia babka wszystko spaprała!- Jego dłonie zacisnęły się w pięści, a ja zacząłem poważnie myśleć o bezpieczeństwie talerzy w kuchni.
   - Była, teraz jest tylko wrakiem, przegrała życie: co mam z tego zrozumieć, jeśli nic mi nie powiedziałeś?
   - To nie jest rozmowa, którą można prowadzić ot tak, przy kawce, w kuchni. To... coś poważnego.
   Zrezygnowany jeszcze raz powiodłem wzrokiem po twarzy Lucy.
   - Ona... chciała mnie zabić...
   Lucyfer poklapał mnie lekko po plecach.
   - Miłość, bracie, jest do dupy...
   Jakież poetyckie stwierdzenie.
   - ...jeśli wtrąci się ta trzecia osoba, która zrobi wszystko, abyście tylko nie byli razem!- Poczułem spore pokłady ciepła za mną i zobaczyłem, jak Szatan zaczyna płonąć, począwszy od dłoni nadal zaciśniętych w pięści, do stóp, które nerwowo uderzały posadzkę.
   Dziewczyna poruszyła gwałtownie nogą, a jej twarz przebiegł wyraz bólu. Ustąpił on jednak po chwili słabemu uśmiechowi.
   - Ja... Wezmę ją do siebie- szepnąłem i powoli podszedłem do mojej śpiącej królewny. Ostrożnie rozwiązałem sznury, słysząc jeszcze kąśliwe uwagi płonącego Lucka.
   - Jeśli chcesz już umrzeć, proszę bardzo.
   Delikatnie wziąłem Lucy na ręce i wyniosłem z pomieszczenia, czując jak ból ogarnia moje ciało, zaczynając od rany na boku. Chwilę potem rozległ się deszcz przekleństw i dźwięki tłuczonych talerzy rozległy się od strony kuchni.

*Lucek tworzy nowe słowa xD
** normalnie, pierwszy i ostatni raz użyte xDDD
                                                                                   ~*~
          Materac cichutko zaskrzypiał, kiedy kładłem Lucy na łóżku w moim pokoju, bo jak mi wiadomo- to tutaj właśnie spała wcześniej.
   Odgarnąłem kosmyk białych włosów z jej twarzy, na której malował się spokój i ukojenie. Ale coś mi tu nie pasowało.
   Oczy miała otwarte. Wpatrywała się we mnie i wstrzymała na chwilę oddech.
   Powiodłem delikatnie palcem po jej twarzy i zatrzymałem go na ustach.
   - Nic ci nie zrobię- szepnąłem.
   Dziewczyna odepchnęła mnie lekko od siebie i obróciła się na drugi bok.
   Z uczuciem przegranej usiadłem na fotelu naprzeciwko i oparłem głowę na ręce. Usłyszałem tupot małych stóp.
   - Wiedziałam, że w końcu nie wytrzymasz!- wykrzyknęła Sally, patrząc raz na mnie, raz na Luc.- Zabiłeś ją?
   - Prędzej ona mnie- prychnąłem. Pingwin wygramolił się na miejsce obok mnie i wyciągnął skrzydełko.
   - Tak właściwie, jestem Sally. Chyba nie zdążyliśmy się poznać.- Oznajmiła i prześwidrowała mnie swoimi czarnymi oczkami na wylot.
   Podałem jej palec.
   - Emil. Ale to chyba wiesz.
   - Co jej jest?- Wskazała na Lucy.
   - Sam nie wiem. Lucek tylko strasznie się wściekł i powiedział, że to jest tylko jej wrak.
   - Trzeba będzie go przesłuchać- stwierdziło stworzonko, kiwiąc głową.
   Skinąłem w odpowiedzi.
   - Wczoraj cię tu rysowała- szepnęła Sal.- Nie spała całą noc, żeby dokończyć.
   Popatrzyłem na nią i ujrzałem, jak w kącikach jej oczu gromadzą się łzy, które zwierzątko natychmiast otarło.
   - Powinienieś ściągnąć koszulkę i to opatrzyć.- Wskazała na moją ranę.- A ja lecę do wujaszka.
   - Nie radziłbym. Ostatnio słyszałem tłuczone talerze.
   - To, że pongwiny nie potrafią latać, nie oznacza, że nie przedrzą się przez ruiny serwisu obiadowego- prychnęła zabawnie i wyszła przez niewielką szparę w drzwiach.
   Westchnąłem ciężko.
   Zdobyłem już zaufanie Lucy, a teraz je straciłem.
   Miałem wszystko, a nie mam już nic.
_____________________________
Boyahh.

Krótko dość, tak, ale niestety :c 

Wiem, że długo nic nie było, ale trzeba będzie się do tego przyzwyczaić, bo:
A) Nowe opowiadanko
B) Sprawdziany w szkole D:
C) Inne takie tam xD
A nie było mnie długo, bo byłam na pielgrzymce (od dziś uraz do rosołku, ryb i kudłatych węży zwisających z lampy D: mieszka może ktoś w Witkowicach *mieście diabła XD*)
Ahhhh, i myślę nad konkursem na 10 tysiaczków. Byłby ktoś chętny? :3

I jeszcze jedno, NAJWAŻNIEJSZE:

czy jeśli myjesz schody, a akurat kiedy kończysz, w radiu leci piosenka "We are the champions", masz się bać? XD Przypadek? Nie sądzę.
Ahoj, kamraci ♥
Króliczek.