środa, 12 marca 2014

▪14

     W moim umyśle zapaliła się czerwona lampka, a zaraz po niej niebieska, ta od przeczuć.
-Kiosk? Coś mi to mówi.- Zamyśliłam się.
I nadeszła żółta lampka (w kreskówkach mylą ją z żarówką, która pojawia się nad bohaterami, gdy mają jakiś pomysł), ta od rozwiązań. - Nie! Jesteś t y m Kioskiem?- Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, na co chłopak skinął tylko głową.
Zdumiona siedziałam tak przez chwilę, uświadamiając sobie,  że chłopak siedzący przede mną, bojący się kotletów, jest potomkiem najsławniejszego i morderczego Łowcy, jakiego znano w historii.
- Jesteś zła?- Zapytał cicho i nieśmiało.
- Nie.- To była prawda. Bo czułam dziwną pustkę w środku, niedowartościowanie i rozczarowanie. Kiosk zawsze był legendą, wojownikiem, którego znał każdy, moim idolem i mentorem, a teraz? Teraz wszystko legło w gruzach. Bo Emil moim mentorem nigdy nie będzie. - Spodziewałem się latających kotletów, lodu, albo przynajmniej ciosu z liścia- oznajmił chłopak.
- Twoje przeczucia były więc błędne.
Nastolatek odchrząknął, przejechał dłonią po swoich kruczoczarnych włosach i ciągnął rozmowę.
- Teraz moja kolej. Po co ci te...- odchrząknął, jednocześnie mówiąc- ... durne tatuaże?
- To nie tatuaże.- Przejechałam po liniach palcami, powoli i delikatnie, ze smutkiem.- To znaki. Nie prosiłam się o nie. Były i są.
- Aha.- Sytuacja była niezręczna, więc nie dziwię się jego odpowiedzi.
- Czy ty się mnie boisz?- Zapytałam z uśmiecham, jako że była to moja kolej.
- Ja się nie boję. Czuję respekt.- Odparł sprytnie, susząc zęby.- Jak umarłaś? Bo umarłaś trzy razy, więc... Opowiedz mi o tym.- Założył nogę na nogę jak profesjonalny psycholog. Skrzywiłam się. Nienawidziłam wspominać. Moje życie nie było, nie jest, i nie będzie usłane różami. Po co więc rozpamiętywać porażkę? Trzeba iść dalej.
- Okej, to powiedz mi jak umarłaś po raz pierwszy- poprawił się na widok mojej miny. 
Każdy mój żywot, zarówno na ziemi, jak i w Salidie, trwał piętnaście lat. Wliczając w to przestrzenie czasowe i różnice między światami, cofam się o dziewięćdziesiąt dziewięć lat.Otóż:  
Urodziłam się na początku dwudziestego wieku, w zamożnej rodzinie, gdzie nikt nie miał dla mnie czasu. Wychowano mnie na delikatną panienkę, która ma dbać jedynie o swój wygląd- nauka? Nie, dziękuję. Jednakowoż do zakazanego najbardziej mnie ciągnęło, potajemnie nauczyłam się czytać i pisać już jako sześciolatka. Stałam się samotną, małą mądralą, choć w towarzystwie rodziny udawałam równie głupią jak inni.
Gdy miałam dziesięć lat, wysłano mnie do państwowej szkoły. Moja drżąca dłoń mocno trzymała rękę Karoliny, mojej służącej, z obawy, że zostawi mnie tu samą, a inni mnie pożrą. To był dla mnie szok, cała się trzęsłam. Nerwowo co chwila wygładzałam nowiusieńką niebieską sukienkę z falbanką i bufiastymi rękawami, kupioną specjalnie na tą okazję. Moje blond włosy, związane w dwa kucyki, podskakiwały, gdy rozglądałam się po wielkiej sali, szacując, ilu z ludzi tu zgromadzonych mnie znienawidzi. Jako pierwszą napotkałam opaloną twarzyczkę, otoczoną przez burzę czarnych loków. Jej sukienka była granatowa, a pantofelki wyszywane cekinami (kiedyś były one bardzo trudne do zdobycia). Jej czarne oczy przewierciły się przeze mnie, a twarz wykrzywiła się w drwiącym uśmiechu pełnym kpiny. Odwróciłam od dziewczynki oczy, pełne łez. Wiedziałam, że nie zostanę tu miło przyjęta, ale nie spodziewałam się aż takiej nienawiści. Mój wzrok napotkał tym razem nie jedną, ale aż cztery, uśmiechnięte twarzyczki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Wszystkie wyglądały podobnie: długie, brązowe włosy, ciepłe oczy tego samego koloru, fioletowe sukienki. Ale równocześnie wiedziałam, że każda jest inna. Najniższa z nich do mnie pomachała, a ja unosiłam już rękę, aby jej odmachać, ale Karolina pociągnęła mnie w stronę wyjścia, mamrocząc pod nosem coś o spotkaniu w klasach z wychowawcą. Zaraz pod niebieskimi drzwiami z numerem trzy, zostałam pozbawiona opiekunki, która zapewne poszła usiąść na tej misternie rzeźbionej ławeczce przed wejściem. Pod klasą zbierało się coraz więcej dzieci, rozprawiających wesoło o minionych wakacjach. Czarnowłosa z sali rozprawiała o czymś intensywnie ze swoim sobowtórem, a ja stałam przy drzwiach jak ostatnia sierota, by jak najszybciej zająć ostatnią z ławek pod oknem. Chciałam być sama. Nie lubiłam ludzi.
Nagle poczułam ból w prawym, a następnie lewym boku. Odwróciłam się, z ręką w gotowości, a gdy zobaczyłam znajome mi twarzyczki, opuściłam ją.
- Hej!- Krzyknął mi ktoś do ucha. A może po prostu głośno powiedział.- Jestem Weronika! To ja cię dźgnęłam.- Przyznała się do winy dziewczyna o czekoladowych włosach i bladej cerze.
- Ona tak zawsze- powiedziała ta niska, która mi pomachała, a następnie wyciągnęła rękę.- Beata.
Pozostałe dziewczyny wyciągnęły rękę w tym samym momencie.
- Klaudia!- Przedstawiła się dziewczyna w kucyku, o opalonej cerze.
- Sylwia!- Odezwała się równocześnie druga, o delikatnie podkręconych włosach.
Beacia i Weronika zaśmiały się,  a ja zachichotałam.
- Syla i Kaja to bliźniaczki.-  Oznajmiła Werka.
- I właśnie miałaś okazję zobaczyć ich bliźniaczy dar w akcji- zaśmiała się Beata.
Podałam po kolei każdej rękę.
- Lucy.
- Jak ta autorka "Ani z Zielonego wzgórza"!- Zachwyciły się.- To nasza ulubiona książka!
Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Każda pomagała sobie nawzajem, kłótnie? Nie nasza bajka, wszystkie zachodziły w niepamięć po wizycie u psychologa Lucy.* Byłyśmy zawsze radosne i szalone. Nierozłączne.
A potem umarłam.

 -Harry Potter and the Flashmob, dziewczynki! Dajemy!- Ryknęła Klaudia, nasz reżyser i operator filmowy.
-O, o, ja chcę być Harry!- Podskakiwała radośnie Weronika.- A Sylwia to Draco!
- Okej. A Becia?
- Ja będę Hermioną.- Dziewczyna odgarnęła swoje długie włosy do pasa, a my zachichotałyśmy.
- A Lucy?- Zapytała Klaudia.
Dziewczyny spojrzały a mnie znacząco.
- Nie- zaprzeczyłam.- Nie będę Voldemortem!
Dziewczyny zaśmiały się, a dziwne spojrzenie przechodzącej obok staruszki tylko rozbawiło mnie dodatkowo. Pierwsza opamiętałam się i ryknęłam na cały głos:
- Cisza na planie! Ja będę...- zastanawiałam się-... Dumbledorem!
- Nawet podobna- wymsknęło się Weronice. Aczkolwiek byłam blondynką.
- Dobra, akcja z trzy, dwa, jede...
Głos Klaudii zakłócił warkot motorów za nami. Obróciłyśmy się i spostrzegłyśmy parę motorów pędzących z zawrotną prędkością trzech kilometrów na godzinę. Ich kierowcami byli młodsi od nas chłopcy, miejscowe matoły. Kiedy już dojechali do podnóża góry, wrócili nana szczyt, gdzie zawołali: 
-Hej, dziewczyny, chcecie się przejechać?
Usłyszałyśmy potężną falę śmiechu. Sylwia wykrzyczała do nich coś w stylu: "Spadnij na ryj", ale oni jej nie usłyszeli i ciągnęli dalej: 
-Jasiu was podwiezie! 
Tym razem to my wybuchłyśmy śmiechem. Jaś był malutkim chłopczykiem, blondynkiem w dodatku, tchórzliwym i jąkającym się. Chłopcy, zdezorientowani naszą postawą, odjechali w stronę fermy mlecznej. 
-Harry Potter and the Flashmob, uięcie pierwsze. I... Akcja!- Zarządziła Klaudia.
-Potter.- Powiedziała pod nosem Sylwia prawie Draco.- Znów się spotykamy.
-Chcesz ponownie przegrać, Malfoy?- Odpowiedziała Weronika Potter.
-Runda pierwsza!- Zaszczebiotała nasza Hermiona, wychodząc na środek z rozpiętą kurtką i rozpuszczonymi włosami.
Czarodzieje dobyli różdżek (czytaj: patyków) ze swoich butów do kolan.
- Gotowi... Do startu...- Różdżki w pozycji startowej.- Start!
-Drętwolussus!- Tak, Weronika nie czytała Harry'ego.
-Abra Kadabra!- Sylwia nie była lepsza.
Wyciągały w swoją stronę patyki, nieraz zataczając się na znak celności czaru.
-Fikus psikus!- Krzyknęła Weronika, zadając jednocześnie Malfoyowi ostateczny cios.
- Buahaha!- Zaśmiała się, gdy Sylwia upadła na ziemię z wyciągniętym na znak zgonu językiem.
Teraz do akcji wkraczam ja.
-Harry Potter- powiedziałam zmęczonym głosem starca.- Chłopiec, który nie przeżył.
- Co?- Wspomniany bohater popatrzył na mnie dziwnie, a ja dźgnęłam go lekko między żebra patykiem z okrzykiem: -Avada! Kedabra!- Potter dołączył do swoich rodziców w zaświatach , a ja rzuciłam ostatnie, pełne triumfu spojrzenie w stronę kamery.
-Cięcie!- Wydarła się Klaudia, naciskają guzik w komórce wstrzymujący film.- Wspaniale! Teraz scena druga, Harry Potter i Czara Ognia, czyli idziemy nad staw!
 Tak, tylko ja i Beacia w tej grupie przeczytałyśmy tą serię. Jezioro nie było daleko, a co lepsze: było pokryte lodem. Idealnie.
-Akcja!
Harry wybiegł zza pobliskich drzew razem z Hermioną, rozglądając się nerwowo. Z krzaków wyskoczył Draco, z okrzykiem "Stulus dziubulus", a ja, jako Dumbledore, powoli stąpałam po lodzie w poszukiwaniu zaginionego horkruksu. Wyszłam na sam środek stawu, a tam krzyknęłam głośn do towarzyszy, że zguba odnaleziona. Malfoy ucieka, a Hermiona i Harry podbiegają, aby mi pomóc.
 -Albusie! Uważaj!- Krzyczą, a ja odwracam się ze złymi przeczuciami.
Widzę bladą twarz, długie kasztanowe włosy i patyki we wszystkich czterech rękach, które popychają mnie prosto do wielkiej przerębli na jeziorze. Potem jest już tylko ciemność. Ciemność i ja.

   Głośny, przeszywający moje ciało krzyk.
Usłyszałam krzyk.
Nie był on mój.
Ktoś trzymał mocno moje ramiona.
Otworzyłam szeroko oczy i wynurzyłam się z głębin wspomnień.
- Lucy!- Krzyczał Emil, wbijając palce coraz mocniej.
Jego twarz znajdowała się naorzeciw mojej.
Był blisko. Za blisko.
- Oduń się- powiedziałam.
- Dlaczego?- Popatrzył na mnie troskliwie.
- Odsuń się ode mnie!- Krzyknęłam, odpychając go od siebie.
Zdezorientowany usiadł na łóżku, podkulając nogi pod brodę i dał mi chwilę na znalezienie się w sytuacji.
Powoli szacowałam szkody jakie wyrządziłam.
Wspominałam już, że nienawidzę wspominać?
Cały pokój wyglądał, jakby przez dziesięć minut prószył w nim śnieg. Wszystko było pokryte cieniutką warstwą śniegu, nawet włosy Emila (on sam także).
Spojrzałam na swoje dłonie, które pokryły się szronem.
Wiedziałam, że to tylko chwilowe i nie muszę się o to martwić. Bo teraz ważniejsze było...
- Ktoś krzyczał?- Zapytałam powoli.
- Nie. Tylko ja, ale ja raczej głośno mówiłem.
Zakłożyłam sweter. I...
Czyżby Emil westchnął? Tak ze smutkiem i rozczarowaniem?
Zresztą mniejsza.
- Słyszałam krzyk. Jestem pewna.- Upierałam się.
- Nikt nie krzyczał!- Wydarł się.
- Teraz to ty krzyczysz!- Odpowiedziałam mu.
- Ja tylko głośno mówię!- Ryknął.
Cisza.
W pewnym momencie obaj zaczęliśmy się śmiać.
- Dobra.- Powiedział chłopak, ocierając łzę śmiechu.- Jeśli mamy zostać przyjaciółmi.- nakreślił w powietrzu cudzysłów.- Musimy zacząć od podstaw. Imię?
- Lucy.- Wzruszyłam ramionami.
- Dobrze wiem, że nie masz tak na imię.- Popatrzył na mnie przenikliwie.
- Jestem Lucy!
- W takim razie, jak nazywałaś się przed.... Wcześniej?
- A co cię to obchodzi? Ważne jest tu i teraz.
- Przeszłości nie zmienisz. I nie ukryjesz jej. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw.
- Ulubiony kolor?- Zapytałam go, zmieniając temat.
- Biały. A twój?
- Czarny- odparłam ponuro, nawijając kosmyk włosów na palec.
- Wiek?- Zadał to pytanie dziwnym głosem.
- W sensie?- Spojrzałam na niego.- Ogólnie, teraz, na ziemi razem, na ziemi jeden żywot?
- Ogólnie? Będę tego żałował, tak?- Uniósł lewą brew do góry.
- Dziewięćdziesiąt dziewięć lat mam skończone.- Uśmiechnęłam się.- Za stara, tak?
- Nie!- Zaprzeczył gwałtownie. Otworzył usta i wydobył z nich coś w stylu: "jak umar...", ale natychmiast po tym zasłonił je dłonią.
- Mówiłeś coś?- Zapytałam go.
- Nie, ja... Wolę ci o tym teraz nie wspominać.
Wiedziałam o co mu chodzi. Miarowe tykanie zegara zakłócało naszą ciszę (wcześniej go tu nie było?).
- Utopili mnie- szepnęłam.
- Słucham?- Nadstawił uszu, choć zapewne wszystko słyszał.
- Utopili mnie, okej?!- Krzyknęłam podenerwowana.- Utopili.- Dodałam ciszej.
- Kto cię utopił?- Skoro temat był już naruszony, Emil musiał z tego skorzystać, a jak!
- Przyjaciółki.- Cisnęłam wiązkę lodu w lampę, która roztrzaskała się na kawałki.
- Serio?- Spojrzał na mnie z niedowierzeniem.
- Tak. Najwyraźniej były fałszywe- mruknęłam, skupiając się na widoku swoich dłoni.
- Powinnaś więc znaleźć sobie kogoś innego, komu mogłabyś zaufać.
- Życie nauczyło mnie nie ufać nikomu. I tej zasady twardo się trzymam.
Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami. Bez pożegnania. Usłyszałam cichy, smutny szept, dochodzący z pokoju nastolatka: "Mnie możesz zaufać".
______
I tym, jakże wzruszającym akcentem, kończę ten rozdział.
Na pewno jest krócej, tak, ale ten tydzień mam zawalony różnymi sprawami itp.
Dziękuję za 11 obserwatorów ♥
+ KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ= NOWY, LEPSZY ROZDZIAŁ :3
Pozdrowionka! ^_^
NmkbzW!*
* Niech moc kotletów... XD

4 komentarze:

  1. Takie słodkie zakończenie że łezka w oku mi się zakręciła. I tęczą mało co nie żygłam. Tak serio, to rozdział bardzo dobry i te wspomnienie Lucy o jej życiu, mega! Mam nadzieję że jakoś dogadają się z Emilem, bo wychodzi na to że jest całkiem spoko. Tylko żeby z tego dzieci nie było! Muahaha, ja taka zua ^^
    Pozdrawiam i czekam na next
    Elfik Elen :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Te światełka mnie tak rozbroiły, , że umarłam na zakwik ;-; stwierdzili już u mnie zgon :'c
    Ogółem rozdział genialny! Ahh biedaczysko, jej wyobrażenia o Kiosku legły w gruzach i to wszystko przez Emilkę! :'C
    "Tak. Najwyraźniej były fałszywe" ee tam. Tylko cie utopily, nie dramatyzuj :P
    Ojej :< no końcówka mnie rozbroiła na kawałki ;_; takie to słodkie było, że zaraz wsiądę na mojego pierdzącego serduszkami jednorożca i pogalopujemy w dal po bezkresnej łące aż do jowisza! ♥ lovely...
    Ahh wyczuwam romans. Taktak. Spiknij Emilkę z Larcią pls :C less party ><
    Uu niszczysz mi MUSK :'c goodbye my lover. Goodbye my friend..
    I niech kotlet Cię nie opuści!
    Tym uroczym akcentem ogłaszam koniec komentarza. Dziękuję za kotleta ;-;
    Kotlet Cię kocha! Nie zapomnij!
    ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No, matko. Zadźgać cię tępym nożem. Ja tu taki mega długi komentarz, a ty usunęłaś notkę i wstawiłaś na nowo, więc mi cały komentarz usunęło! D: buuu.
    Powiem szczerze, że nie czuję tego rozdziału, a przynajmniej tych dziewczynek. Początek dobry, w końcu zagadka Kiosku została rozwikłana, początek przeszłości Lucy obiecujący, ale potem... mam chaos we łbie. Harry Potter? OK, lubię Harry'ego, ale nie rozumiem tych scenek odgrywanych XD takie z kosmosu. Śmierć Lucy średnio mi się podobała, ale no cóż. Rozumiem, że trudne warunki pisania! Najlepsza była końcówka. Chcę więcej Emila, lubię Emilkę D: biedna Lucy. Nie dziwię się, że wspomnienia tak ją bolą... W końcu ją pindy oszukały. Urwać im łby.
    Naff czeka na kolejny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz= 1 żelek dla Sally lub 1 kotlet w twarz Emila