wtorek, 29 lipca 2014

END.

NOTKA*NOTKA*NOTKA*BARDZO WAŻNE

Epilog.
Ostatki śmiertelnej myśli. Spotkamy się wraz z nowym adresem, na nowym blogu, lecz z tymi samymi bohaterami.
Więc skoro to już koniec i nie będzie już nic oprócz ostatniego posta z linkiem do następnej części, to ogłoszę coś na koniec.
Dziękuję.
Dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli i wspierali. Podsuwali pomysły. Pomogli zregenerować wenę i wprowadzić teksty, dzięki którym ktoś się uśmiechnął.
Tak naprawdę potrafię być w pełni poważna. Ale lubię czytać, kiedy ktoś piszę, że się uśmiał. Uwielbiam rozweselać ludzi. Sama nie wiem czemu. Nie wiem kiedy to się wzięło.
I choć czasem naprawdę sypię sucharami jak ja z Żydziem w Toruniu, zajadające pierniki z Mikołajem Kopernikiem który sypie sucharami jak z rękawa, dziękuję.
Abigail. Cleo. Naff. Żydziowi. I długo by wymieniać.
Dziękuję. ♡

~ czy ktoś pozostanie ze mną po epilogu? Czy ktoś zostanie z Lucmilką

*wierszyk na końcu napisany przez cudowną Abigail, która pozwoliła mi tutaj go umieścić. Wcześniej zapomiałam, ale myślę, że tu się wpasował lepiej.*

~***~

          Nie minął zaledwie jeden dzień, a sędziowie wydali werdykt. Kazano stawić się nam na placu Salidie, przy wielkiej, choć przeciętnej fontannie, otoczonej koronami drzew, które zaczynały się właśnie zielenić. Marcowe słońce przygrzewało, a wiosenny wietrzyk owiewał mnie swoim delikatnym płaszczem.
          Nazywają mnie Lucy. Mam szesnaście, ukochanego idiotę bojącego się kotletów, Emila oraz dwa pupilki: pingwinicę Sally o niewyparzonej gębie i uzależnieniu od żelek i jej przeciwieństwo, kotkę Emilkę o połyskującym futerku.Jestem wysoka na 165 centymetrów. I choć może wydawało się to z początku dziwne, mam naturalnie białe włosy z czarnymi końcówkami. Do tego fiołkowe oczy, tryskające teraz energią do życia i czerwona usta.
   Ale co ważniejsze, nie chcę być Śmiercią.
   Czego więc chcę?
   Szczęśliwego zakończenia.
   Czy będzie mi ono dane?
   Czas pokaże.
          Emil kroczył dumnie obok mnie, co chwila rzucając zatroskane spojrzenie na moją twarz. Po ostatnim etapie, co pięć minut pytał się mnie, czy nic mi nie jest. Prawdą było to, że czułam się wtedy dobrze, jak nigdy. Nawet teraz, gdy wujek Lucyfer potwierdził, że mam się dobrze, a większość wspomnień z najbliższego czasu wróciło, nie spuszczał mnie z oczu.
          Nie pamiętałam wszystkiego. Nadal miałam duże luki w pamięci, ale Lucek obiecał wyjaśnić mi całą sytuację po ogłoszeniu wyników. I choć zrobił to z całkowitą powagą, nie bałam się prawdy. Bo wiedziałam, że każdy mógłby mnie okłamać, ale on nie zrobiłby tego.
          Przed fontanną ustawiono mównicę, zza której wystawała już siwa łepetyna Heli, lustrującej wzrokiem przybyłych. Nie zauważałam żadnych braków w widowni. Wszyscy byli nieśmiertelni, więc jedyną siłą, która powstrzymywałaby ich przed przybyciem tutaj, byłoby czyste lenistwo.
          Sally siedziała wygodnie na moim ramieniu, raz po raz sięgając po ulubione żelki. Ona także rzucała w moją stronę zatroskane spojrzenie, jakbyśmy nie widziały się wieki.
          Emil pociągnął mnie mocniej w stronę pierwszych rzędów. Zachichotałam cicho, a on tylko uśmiechnął się i zatrzymał uściskiem, kiedy byliśmy już na odpowiednich miejscach.
   - Skoro wspomnienia już odzyskane, musimy poważnie porozmawiać.- Spojrzał mi prosto w oczy z powagą, próbując mnie prześwidrować na wskroś i odgadnąć moje myśli.
   - Nie bądź taki poważny, bo zacznę się bać-burknęłam cicho z uśmiechem i odwróciłam chwilowo wzrok na bok.
   - Em, Lucy?- zaczął i zmieszany sytuacją, przeczesał włosy.
   - Tak?- przekrzywiłam głowę i przypatrywałam się mu z rozbawieniem.
   - Nie do końca wiem, czy pamiętasz, co robiłaś przed drugim etapem...
   Zmrużyłam oczy.
   - Czy powinnam o czymś wiedzieć?
   Z oddali ujrzałam śmiejącego się z opowiedzianego przez jakąś kobietę żartu Mike'a. Wypuścili go?
   - Bo...
   - Emil!- rzuciłam groźnie.
   Chłopak wypuścił powietrze ze świstem i wyrzucił z siebie te parę słów.
   - Bo całowałaś się z Mike'm!
   Zmierzyłam go wzrokiem.
   - Ja?
   - Tak właściwie to on pocałował ciebie, ale zdawało mi się, że tobie też się to podobało i...
   Zatkałam mu usta ręką i wymusiłam sztuczny uśmiech.
   - Przepraszam, ale mam coś do załatwienia.
          Szybkim ruchem skierowałam się w stronę zdradliwego padalca, i rzucając w stronę jego sympatycznej towarzyszki przepraszające spojrzenie, pociągnęłam go za kaptur bluzy trochę dalej od tłumów.
   - Lucy!- Ucieszył się Mike i zarzucił mi ręce na szyję.- Dawno się nie widzieliśmy!
          Zaśmiałam się głośno i chwyciłam mocno jego rękę, przerzucając całe jego ciało na ziemię, a następnie przygwoździłam go obcasem do podłoża.
   - Dotknij mnie jeszcze raz, a przyrzekam, że zrobię z ciebie zamrożone kotleciki.- Uśmiechnęłam się szyderczo, a Sally zeskoczyła z mojego ramienia nie wiadomo kiedy i wepchnęła chłopakowi do paszczy pustą już paczkę żelek.
   - Nie dzwoń!- prychnęła jeszcze na odchodnym i wspięła się ponownie na swoje stałe miejsce.
   - Panie i panowie!- Głos prezenterki rozległ się echem, a ja czym prędzej wróciłam do Emila, aby ponownie wtulić się w jego ciepłe, bezpieczne ramiona, w których nic mi nie groziło.
   - Boisz się?- wyszeptał mi do ucha z cieniem uśmiechu na ustach.
   - Nie.- Odpowiedziałam. Nie kłamałam.- Cudem uniknęłam śmierci na tamtej arenie. Nikogo nie pokonałam.
   - Ale ja...- wyszeptał chłopak.
   - Ty zawaliłeś pierwszy etap. To ja musiałam cię bronić.
          Muszę przyznać, że dzisiejsza uroczystość odbywała się wyjątkowo sprawnie, a Hela nie przeciągała jej ani trochę i trzymała się procedur.
   - Przejdę do najbardziej wyczekiwanej chwili całego naszego konkursu. Otóż, jak dobrze wiecie, przyznawane są dwa stanowiska, dla dwóch najlepszych osób- Śmierć i jej zastępca. Zwycięzca powalił wszystkich i zapewnił sobie wygraną, zaś osoba na drugim miejscu z zimnym sercem zabijała kogo popadnie.
          Uśmiechnęłam się w myślach. Te opisy w ogóle nie pasowały do mnie i Emila.
   - Zaczniemy może od zastępcy. Śmiercionośnego zastępcy, którego obowiązki wymienione były oczywiście w regulaminie.- Oznajmiła wesoło Hela.
          Tłumy ucichły i intensywnie wpatrywały się w mównicę.
   - Śmiercionośnym zastępcą samej Śmierci zostaje...
   Wstrzymywane przez wszystkich oddechy dowieńczały dramtyzm sytuacji. Miałam ochotę zaśmiać się wszystkim w twarz. To już mnie nie dotyczyło.
          Koszmary ustały.
   - Potomek legendarnego Kioska!- Krzyknęła Hela.- Emil Kiosk!
         Otaczające mnie ciepłe ramiona, w których czułam się tak bezpiecznie, nagle stały się zimne i obce. Bicie serca zatrzymało się, a myśli zaprzątała nieskończona pustka. Nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Musiał być inny Emil Kiosk.
   Jego reakcja była jednak gorsza. Znieruchomiał. Po prostu stał, wpatrując się w moją twarz z bezradnością. Nie mógł zrobić nic.
   Tłumy wokół nas rozrzedziły się, a po okolicy rozległa się burza oklasków i głośnych okrzyków radości.
   - Dobrze, dobrze, przejdźmy dalej!- Prezenterka pomachała ręką, dając znak, aby się uspokoić.
   - Lucy...- wyszeptał cicho Emil. Przytuliłam go lekko, ale raczej po to, aby pocieszyć siebie.
   - A tytuł Śmierci uzyska...- Emocje sięgnęły zenitu. Zmartwione spojrzenie Lucyfera, wyłowione gdzieś spośród tłumu, wydawało się mówić do mnie nieme "przykro mi".
          Następne słowa przeszyły mnie na wskroś niczym dwa sztylety i odbijały się w mojej głowie jeszcze długi czas.
   - Śmiercią zostaje Lucy Logax!
          Koszmary... Wróciły.

Zaschnięte łzy Śmierci,
Sponiewierane myśli
Skradzione wspomnienia,
Powydzierane pióra.

Oddech pustki,
Nieodgadnione spojrzenie,
Zagubiona we własnym ciele,
To tylko szept zbłąkanych demonów.

sobota, 12 lipca 2014

▪ 31

NOTKA, WAŻNE, WAŻNE, WAŻNE !!!
Cóż, z wielkim bólem serca prezentuję Wam ostatni już rozdział Śmiertelnej Myśli. 
Mam nadzieję, że czytanie jej było dla Was wielką przyjemnością i że może kiedyś powrócicie do niej myślami, a kotlet nie będzie się Wam kojarzył tylko ze zbitką mięsa usmażonym na oleju. 
Pozostał epilog i...
*famfary*
Już teraz ogłaszam, że zaplanowana już jest druga część! Mam nadzieję, że się cieszycie i że nie macie jeszcze dość Lucmilki.
Na koniec jeszcze zadam Wam pytanie: "Co Śmiertelna Myśl zmieniła w Twoim życiu?".
Proszę o odpowiedzi! :)
Niechaj moc będzie z Wami!
Ps. FANPAGE tutaj. Można na nim zobaczyć m.in. moje amatorskie przedstawienie Lucy i notki z życia codziennego Królika. Tak, tak, teraz to trochę nie na miejscu. Nie nawijam! Macie, macie, i nie gryźcie!
Ah, polecam też wierszykowane komentarze, hihi. U Abigail i Cleo. Kto na nie nie zagłosuje w konkursie, ten kotlet.

 Głośne oklaski odbiły się od ścian sali, ogarniając wszystkim uczuciem otępienia.  Każda z osób na widowni nie posiadała się z radości na wieść o kolejnym etapie międzywymiarowego wręcz konkursu o wielkiej skali. Nieważny był dla nich krwawy finał, w którym tylko jedna osoba osiągnie cel, interesowała ich rozrywka i chęć odlepienia się od rzeczywistości, w której skończyliby gorzej niż my teraz.
  - Panie i panowie!- Zagrzmiał potężny głos prezenterki ubranej w elegancki komplecik bizneswoman.- Jak już wiecie, na imię mam Hela i będę prezenterką niesamowitego wydarzenia, które ma miejsce właśnie teraz, na waszych oczach!- Zaszczebiotała radośnie, podskakując niczym dziecko, cieszące się na wieść o prezencie od rodziców.- Przypomnę jeszcze, że dziś odbędzie się drugi etap Wielkiego Konkursu na Śmierć. Z powodów organizacyjnych musieliśmy przełożyć ten dzień na datę dzisiejszą, ale zapewniam was, że wszystko już w porządku i możemy kontynuować! Na początek przedstawię jeszcze parę spraw...
 Westchnąłem głęboko i ukradkiem spojrzałem na stojącą obok Lucy, której oczy były wciąż zamglone, choć nie tak bardzo jak po przebudzeniu się w Salidie. Lucek powiedział, że to z powodu próby odzyskania wspomnień. Nie wytrzymała, bo nie miała gdzie zostawić cennych wspomnień. 
Wbiłem wzrok w niewidzialny punkt na ścianie naprzeciwko. 
 Próbowała. Może podświadomie chce odzyskać to, co utraciła? Czy był to raczej nagły impuls, spowodowany opowieściami o przeszłości? Potrząsnąłem głową. To już nie ta sama Lucy, to...
 -... jej wrak! Znaleźliśmy jej wrak!- zachichotała radośnie Hela.- Spodziewaliśmy się działającej łodzi, a tu taka niespodzianka!- Po chwili spoważniała, jakby przypomniała sobie o zasadach nakazanych przez rodziców, lub w tej sytuacji- przez radę- i ciągła dalej urzędowym tonem.- Regulamin brzmi następująco...
Wrak człowieka. Czy ja też nim nie byłem?
Całe moje życie jakby od początku sprowadzało się do rozczarowania, bólu i smutku.
Urodziłem się i miałem zaszczyt spędzania paru chwil z moim szanownym tatą Kioskiem, który najwyraźniej nie miał ochoty na nauczenie mnie rodzinnego fachu, lecz skupiał się bardziej na podrzuceniu mnie do starego zrzędliwego wuja, do którego zresztą trafiłem. Musiałem opiekować się jego rozpieszczoną bardziej niż największa księżniczka córką, dzięki której znam teraz najnowsze krzyki mody i umiem dopasować buty do sukienki. Potem wujaszek stwierdził, że będzie nam dobrze u Zabójców, więc czemu nie? Wykopał nas do ośrodka, gdzie kazano mi propagandować organizację, a Mary odizolowano, ucząc jak najlepiej sztuki zabijania. Wreszcie wymyśliłem plan intrygi, genialny w swojej prostocie, ale szef oddziału nie zgodził się na to, przez co musiałem działać na własną rękę.
A potem poznałem Lucy. 
Zaczęły się wyzwiska, kłótnie, bójki, chęci zabicia się nawzajem, ale też wspólne spotkania, rozmowy, zwierzenia i żarty. 
Tak. Kiedy Luc wkroczyła do mojego życia, naprawdę poczułem, że żyję. Odkryłem, że życie jest siebie warte, gdy ma się przy sobie odpowiednią osobę.
 Nawet jeśli dziewczyna zabiłaby mnie w ośrodku, czy też zginąłbym w mieście Zielonych- byłbym szczęśliwy, bo poznałem smak prawdziwego życia.
 A teraz tracąc Lucy, straciłem też tamto dawne, dobre życie. Wróciłem do cierpienia, płaczu i rozczarowania.
Poprawiłem kołnierz białej koszuli, wygrzebanej ze starej szafy Lucka specjalnie na tą okazję. Reszta ubioru, czyli spodnie od garnituru i wizytowe buty przyprawiały mnie o mdłości i poczułem się jak gość od księgowości.
Spojrzałem ukradkiem na Lucy, którą przywdziano w prostą czarną suknię, której tren ciągnął się majestatycznie po ziemi. Całość połyskiwała w świetle i doskonale kontrastowała z bladą cerą dziewczyny, a czarne końcówki jej włosów wtapiały się w materiał. Niesamowite, że coś tak błahego może sprawić, że wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj.
 Zauważywszy moje smutne spojrzenie, Lucy chwyciła mocno moją rękę, ściskając ją mocno. Jednak nie była to oznaka czułości czy przejaw strachu. Raczej przestroga, że jeśli nie odwrócę wzroku na innych, skończę marnie.
Uśmiechnąłem się smutno i zdjąłem dłoń dziewczyny z mojej ręki. W jej oczach zauważyłem zaskoczenie, które jednak znikło, kiedy chłonąłem wzrokiem konkurencję.
Pozostali uczestnicy byli ubrani w odświętne stroje o dziwacznych krojach i kolorach, z niedopasowanymi dodatkami i sporym przepychem. Wszystko lśniło, pokryte diamentami i brylantami, które miały zamiar zadziwić i oczarować sędziów lub przekupić ich po oderwaniu od sukien i kostiumów. Kobiece fryzury przypominały kłębki po przejściu tornada, a mężczyzn- ulizane fryzurki grzecznych panów czy też kelnerów w restauracjach. Jedyną rzeczą, która nie zmieniła się od pierwszego etapu były ich pełne nienawiście spojrzenia, wędrujące po całej sali, które świdrowały niewinnych na wylot wzrokiem mówiącym "I tak zginiesz, a zwycięzcą będę..."
 - Ja...
Oprzytomniałem, patrząc jeszcze niewyraźnym wzrokiem na Lucy, która wypowiedziała to słowo, jakby słyszała moje myśli i przedstawiała mi jednocześnie swój nowy plan.
- Ja...- Powtórzyła cicho, spuszczając wzrok na ziemię.- Ja nie chcę być Śmiercią!- Wykrztusiła parę słów, tłumiąc płacz.- Nie chcę zabijać!
Miałem ochotę objąć ją ramieniem, przytulić i patrząc w jej piękne, niegdyś fiołkowe oczy powiedzieć ciepłym, kojącym głosem: "Nie zabija, doprowadza do Salidie", tak jak za dawnych, dobrych czasów. Ale bajka się skończyła, a jej książę na białym rycerzu nie dojechał i nie uratował jej z opresji. Mit o szczęśliwym zakończeniu został obalony, a dzieciom będzie się przedstawiać smutną i bolesną prawdę, że bohaterowie jednak nie żyli "długo i szczęśliwie". O ile przeżyją, bo w obecnej chwili nic nie było nam znane.
  
Ale zamiast tego stałem i głupi patrzyłem, jak dziewczyna załamywała się psychicznie i raz po raz spoglądała na mnie, aby ujrzeć tylko zaskoczony wyraz twarzy. W końcu przełamała się i zacisnęła usta, patrząc na mnie kolejny raz.
 - Zresztą, co ty tam wiesz. Ty przecież nie masz takich problemów. Skończysz, żyjąc z ukochaną długo i szczęśliwie.- Syknęła, przenosząc na końcu wzrok na prezenterkę, zasłaniając jeszcze twarz włosami- być może po to, aby ukryć łzy, lub też aby ukryć zawiedzioną minę. 
 Z niewinnej i przestraszonej zmieniła się w stanowczą, samodzielną i złośliwą, jak dawniej. Były to powracające wspomnienia, własny wybór czy może stosowna do sytuacji odpowiedź? Pierwsza opcja raczej odpada, bo gdyby wspomnienia powróciły, dziewczyna zwijałaby się z bólu. 
 Lucy, mogłabyś wreszcie zrzucić tą maskę i ukazać swoje prawdziwe oblicze.
Przejechałem dłonią po włosach, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Co tak właściwie chciałem zrobić? Co powinienem był zrobić? 
Nagle mnie olśniło. Chciałem zapomnieć. O wszystkim.
 O wstrętnych, mrożących krew w żyłach potworach, czających się w ciemności, o istnieniu Piekła i Nieba, o swojej przeszłości, o Lucy...
 Ale nie mogłem. Nie mogłem zapomnieć, bo stało się to już cząstką mojego życia, a zapomnieć o tym, to jak zapomnieć o życiu.
 - A teraz najważniejsze.- Oznajmiła z poważną miną Hela, nie utrzymując kontaktu wzrokowego z żadnym z uczestników.- Tym razem mam przyjemność ogłosić, że na drugim etapie nasz konkurs się skończy. Po nim zobaczymy się po raz ostatni na ogłoszeniu wyników.- Uczestnicy westchnęli ulgą, za wyjątkiem mnie. Wydawało mi się to za proste, aby zaraz po drugim etapie, składającym się z prezentacji, konkurs tak po prostu miałby się skończyć.- Jednakże!- Kobieta uniosła głos.- Dotychczasowe zasady zostaną zmienione. Na dzisiaj nie będzie zaplanowane paradowanie w pięknych strojach i machanie rączkami niczym miss świata. Bo dziś...
Serce zakołotało mi w piersi, a rozum podsuwał coraz to gorsze scenariusze. Zmierzenie się z okrutnym potworem, wyprawa na górę w poszukiwaniu bezcennego składnika, który zapewne i tak nie zostanie wykorzystany, próba ciała i umysłu, gdzie w odosobnieniu zmierzasz się ze samym sobą, czy też może…
 - Przerwa na reklamy!- Na scenę wkroczyła z uśmiechem na ustach wysoka i szczupła kobieta, ubrana podobnie jak Hela. Zapewne była członkinią rady, która zadecydowała, że ciekawość osiągnęła kulminację i stosowne byłoby zrobić tutaj przerwę.- Przygotujcie się do startu!
Nie wzięła pod uwagę tego, że trudno było przygotować się do startu, jeśli nie wiedzieliśmy, na co się przygotować. Zignorowała gniewne spojrzenia widzów i razem z Helą zeszła ze sceny.
Miałem ochotę oprzeć się o mur i walić w niego głową, mrucząc pod nosem przekleństwa i słowa motywacji typu: "Zginę marnie!". Zamiast tego usłyszałem głośne kroki, zmierzające w moim kierunku. Powoli przeniosłem wzrok na przybysza, czując, jak moje serce wypełnia coraz to większa nienawiść. Chłopak w czarnej koszulce i dżinsach wyglądał bardziej nonszalancko, niż powinien i co więcej- sprawiał, że zazdrościłem mu jego wygodnego, codziennego stroju, podczas gdy ja musiałem męczyć się w koszuli i garniturowych spodniach. Odgarnął z czoła kasztanowe włosy i jak gdyby nigdy nic, objął Lucy ramieniem.
 Poczułem, jak moje oczy płoną nienawiścią, wymierzoną w tego osobnika. Pobyt w Piekle ani trochę go nie zmienił.
 - Kopę lat, kuzynie.- Przekrzywił lekko głowę i przyjrzał mi się pod odpowiednim kątem, uśmiechając się szyderczo.- Zbladłeś.- Oznajmił.- Czyżbym cię zaskoczył?
 - Mike.- Syknąłem, zaciskając pięści.
 - Ładnie wyglądasz w tej koszuli.- Ciągnął beztrosko.- Ostatnio ubrałeś się tak... na urodziny Mary, czyż nie?
Rzuciłem okiem na Lucy, której oczy wydawały się wręcz lekko iskrzyć, jakby szczęśliwe ze spotkania. Prychnąłem cicho. Gdyby to było możliwe.
 - Co tu robisz?- Spytałem z zaciśniętymi zębami.
 - Przyszedłem życzyć Lucy powodzenia.- Rzucił z uśmiechem.
 - Jak uciekłeś się z Piekła?
 - Nie uciekłem. Wypuścili mnie.
Wypuścili? Lucyfer ujrzał, że pan Lubię-Kanapki-Z-Keczupem nie jest taki groźny i zamiast skazać go na banicję z Hell O' Kitty wypuścił wolno i dał wejściówkę na  WKnŚ?
Po sali rozbrzmiał dźwięk gongu, który zapewnie miał oznajmić, że przerwa dobiegła końca. Mike posłał mi jeszcze pełne triumfu spojrzenie i zrobił coś, czego nie wybaczę mu do końca swoich dni.
Przyciągnął do siebie Lucy i namiętnie ją pocałował.

                               

*PRZERWA NA REKLAMY!*    
     






ZASPAMUJĘ WAS, ŻEBY PODTRZYMAĆ NAPIĘCIE.

\

KISSU KISUU, HAHAHA.




DOBRA, DOBRA, CZYTAJCIE DALEJ.


Miałem ochotę wziąć największą patelnię świata i przywalić mu w tę jego szczerzącą się buźkę, ale gdy ujrzałem, że Lucy ani trochę się nie sprzeciwia, ale zachowuje wręcz, jakby jej to w ogóle nie przeszkadzało, pękła we mnie bariera odgradzające emocje od czynów. Spokojnie podszedłem do Mike’a i wymierzając cios w twarz, zamachnąłem się mocno i trafiłem. Chłopak poleciał parę metrów dalej i jęcząc z bólu doczołgał się do rzędu miejsc dla VIP- ów.
Chwyciłem Lucy za rękę i pociągnąłem w stronę zebrania uczestników. Moje serce rozpadło się na kawałki, gdy zauważyłem, że jej wzrok wymierzony jest we mnie, jak gdybym zrobił coś złego.
Spoliczkowałem się w myślach za same przypuszczenia. Teraz muszę być w formie, aby pomóc Lucy wygrać ten konkurs i spełnić jej marzenie, kiedy była jeszcze normalna.
Postanowiłem.
Będę ją chronił, chociażby miała mnie za to znienawidzić.
~***~
- Wracając do tematu sprzed przerwy reklamowej…- Hela powróciła na swoje stanowisko w centrum uwagi zgromadzonego tłumu i wyprostowała się, starając zachować powagę. Kątem oka spostrzegłem skrywającą się za wejściem kobietę, która uprzednio tą przerwę ogłosiła. Zapisywała coś w swoim miniaturowym notatniku, po czym spoglądając na zgromadzonych, nakreśliła coś jeszcze.- Więc… Dotychczasowe zasady zostaną zmienione. Na dzisiaj nie będzie zaplanowane paradowanie w pięknych strojach i machanie rączkami niczym miss świata. Bo dziś...- Dramatyczna pauza dodała napięcia.- Dziś przygotowaliśmy dla was survivalową walkę o przetrwanie! Ostatnia osoba, która nie zginie wygra nasz konkurs!
Niezmącona niczym cisza wydawała się najlepszą odpowiedzią na podaną przed chwilą informację. Wszyscy byli zaskoczeni zmianą, włącznie z Lucy, która do tej pory nie za bardzo rozumiała, co się tutaj dzieje.
Ni stąd, ni zowąd, z podłogi zaczął wynurzać się wielki ring bokserski, na którym najprawdopodobniej zaplanowano walki. Brakowało tylko tego, aby Hela zrzuciła swój nudny kostium bizneswoman i pokazała wszystkim swe prawdziwe oblicze komentatorki bitw. Zamiast tego wzięła do ręki mikrofon i wychodząc na środek ringu, zapowiedziała pierwszą walkę pana Teletubisia i Ognistowłosej.
Oparty o ścianę, obserwowałem wszystkie potyczki ludzi, którzy nie tak dawno stali obok siebie, a niejedni rozmawiali przed startem o problemach, które mogą ich tutaj spotkać. Oglądnąłem klęskę każdego, patrząc na coraz to brutalniejsze sposoby śmierci. Ale w końcu przyszła też pora na mnie.
- Słynny Emil Kiosk i Diana Smith!- Zapowiedziała walkę Hela, puszczając mi oczko na szczęście. Prychnąłem cicho. Jakby miało mi to cokolwiek pomóc.
Gong zabrzmiał, oznaczając początek walki, a ja wbrew wszystkim moralnym zasadom- zrzuciłem z siebie koszulę, buty i spodnie od garnitury, dziękując sobie w myślach, że naszła mnie dziś ochota na ubranie spodenek pod spodnie. Jednak nie był to taki głupi pomysł.
Dzięki temu prostemu zagraniu udało mi się zyskać trochę czasu, podczas gdy przeciwniczka zmierzyła mnie wzrokiem wykazującym pogardę i zdziwienie. Ona zapewne nie miała zamiaru zrzucać swojej krwistoczerwonej kiecki i 12- centymetrowych szpilek. Cóż, może zadźga mnie jedną z nich, choć muszę przyznać, że nie na taką śmierć liczyłem.
Rzuciłem się na kobietę, a jako że wcześniej nie zainteresowałem się jej zachowaniem, gdyż nie wykazywała żadnych specjalnych zdolności czy nieprzeciętnej nienawiści, nie spodziewałem się żadnego kontrataku.
Moje przypuszczenia były słuszne i już po chwili unieruchomiłem jej kończyny, wyciągając wolną ręką nóż z kieszeni.
Zamknąłem oczy i wbiłem nóż w jej lewą pierś, słysząc, jak po raz ostatni dziewczyna wzdycha z rezygnacją.
Wstałem i w asyście burzy oklasków zszedłem ze sceny, na którą jeszcze miałem powrócić.
Mijając tłumy nieznanych mi ludzi, zdołałem usłyszeć różne komentarze typu: „Właśnie tego spodziewałam się po synu Kioska!” czy też „Pewnie wyrwałby jej serce z piersi, ale nie chciał robić większego zamieszania”.
Zacisnąłem pieści, tłumiąc złość.
Nie jestem taki jak ojciec. Nie jestem tak okrutny.
Pierwsza walka Lucy nastąpiła zaraz po mojej i ku jej nieszczęściu, musiała ona zmierzyć się z Ognistowłosym, który świętując już wygraną, przybijał piątki współzawodnikom.
Gong zabrzmiał, a tłumy ucichły, patrząc jak legendarna wnuczka samej Śmierci mierzy się z Brutusem Flamem, największym osiłkiem znanym w promieniu pięciu kilometrów.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, z czego jeden był przestraszony i pusty, zaś drugi pełen triumfu i pogardy.
Lucy bezradnie rozcięła suknię tak, aby sięgała do kolan i nie przeszkadzała w walce, ale po tym stanęła jak wryta i podziwiała ruchy przeciwnika.
Mike uplasował się zaraz przy ringu, spoglądając na starania jego znajomej, a ja modliłem się w duchu, aby dziewczyna przeżyła.
- Jak to dobrze, że wszyscy tu obecni są nieśmiertelni!- westchnęła jakaś zamożna dama stojąca za mną.- Gdyby ta panienka zginęła, jej babcia musiałaby mieć złamane serce!
- A gdyby pokonano Brutusa, nie mógłby on zemścić się na tym, kto by go pokonał!- Potwierdził jej słowa dżentelmen obok, zapewne jej mąż.
Zamarłem w bezruchu, patrząc na nich wyłupiastym wzrokiem.
- Wszyscy tutaj obecni są nieśmiertelni?- zapytałem ich drżącym głosem.
Kobieta spojrzała na mnie z wyższością.
- Kochaniutki, powinieneś o tym dobrze wiedzieć, skoro także jesteś nieśmiertelny. Czujemy ból, a kiedy ktoś wbija nam nóż w serce, tak jak ty Dianie, czy też zabija w sposób, którego człowiek nie przeżyłby, po prostu przez chwilę nie możemy odzyskać sprawności, ale po krótkim czasie wszystko jest normalne. To jedna z zasad Salidie. Każdy tu jest nieśmiertelny!
- Cześć, Diana!- powitał kobietę, którą przed chwilą „zabiłem” dżentelmen.
- Dobrze ci poszło!- krzyknęła do mnie dziewczyna i uśmiechnęła się.
Spojrzałem na Lucy, śmiertelną od niedawna Lucy, która unikała ciosów Brutusa, bijącego na oślep swoimi wielkimi pięściami. Nie zważał on na to, że dziewczyna jest bezbronna. Liczyło się dla niego zwycięstwo.
Brutus zapędził Lucy w jeden z rogów, ten, przy którym stałem, i szykował się już do następnego, ostatniego w tym starciu ciosu, który miał zapewnić mu zwycięstwo.
Lucy wyprostowała się dumnie i przymknęła oczy, zapewne wiedząc, że to jej koniec. Widownia wstrzymała z zachwytu oddech. Obserwowałem, jak klatka piersiowa dziewczyny unosi się raz po raz, nieregularnie i niespokojnie.
Chłopak wyciągnął nóż, wymierzając nim w Luc. Zamierzał nim rzucić.
Cichy świst przeciął powietrze i nóż popędził w stronę ofiary, by ją zabić.
Nie do końca wiedząc, co robię, rzuciłem się na ring i odepchnąłem Lucy na bok w ostatniej sekundzie, gdy nóż wbił się w kogoś na widowni.
Turlaliśmy się po podłodze pod wpływem siły odrzutu, aż Lucy nie wylądowała na mnie, a nasze usta połączyły się w pocałunku.
Widownia zapiszczała z radości, a oklaski wydawały się wypełniać salę, gdy dziewczyna trwała w tej pozycji, a ja, patrząc na jej oczy, zobaczyłem to, na co czekałem. Zamknięte z przerażenia czarne i puste oczy wypełniła fiołkowa radość. Nie byłem do końca pewny, co to miało oznaczać, ale w momencie gdy nasze usta złączyły się ze sobą poczułem przyjemny chłód, rozchodzący się po całym ciele.
Niestety czar chwili prysł, gdy Lucy oderwała się ode mnie i ku mojemu zdziwieniu uniosła się ku niebu, pozostawiając mnie na ringu samego.
Po wyrazie jej twarzy mogłem wywnioskować, że ona także nie wie, co się dzieje, ale nareszcie odnalazłem wśród widowni Lucyfera, który uśmiechał się jak szalony psychopata- najprawdopodobniej więc nie działo się nic, co zagrażało dziewczynie.
Lucy zatrzymała się po chwili i rozłożyła szeroko ręce. Jej włosy zaczęły powiewać na wietrze.
Pomieszczenie wypełniło oślepiające światło, które chciało ukryć to, co nie powinno być widoczne dla ludzkich oczu. Jednakże jakby specjalnie dla mnie, będącego w środku całego zjawiska, pozwolono na ten zaszczyt.
Kiedy gwiazdy zaczęły zstępować z niebieskiego sklepienia i gromadzić się wokół Lucy, światło powstałe przy ich połączeniu oślepiło innych, aby zamaskować to, co wydarzyło się potem. Z pleców dziewczyny wyłoniło się ogromne pojedyncze skrzydło, pokryte czarnymi niczym noc piórami, które połyskiwały i lśniły.
- Podała się na tatusia!- Usłyszałem podniecony krzyk Lucyfera, który jako jedyny oprócz mnie został dopuszczony do tajemnicy przemiany Lucy.
Chwilę po jego wypowiedzi, Lucy rozpostarła swe drugie, śnieżnobiałe skrzydło mieniące się srebrem. Otworzyła zamknięte dotąd oczy i spojrzała w dół, na mnie, uśmiechając się lekko.
Odwzajemniłem uśmiech, jednocześnie pragnąc, aby jak najszybciej wróciła tu i dała się uścisnąć. Wyglądało na to, że wróciła stara, dobra Lucy, a wraz z nią- jej wspomnienia.
Gwiazdy, dotychczas towarzyszące przemianie, wniknęły w skórę Lucy, która zalśniła niesamowitym blaskiem. Jedna z nich tkwiła jeszcze przez chwilę w powietrzu, czekając, aż pozostałe znikną, aby na koniec przemienić się w dość nietypowy, srebrny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie śnieżynki zamkniętej w gwieździe.
Gwiaździsta mgła opadła, a wraz z nią zniknęło oślepiające światło. Lucy wróciła na ziemię i wtuliła się w moją pierś, uśmiechając się szeroko.
- Czekałem- wyszeptałem jej do ucha.
- Tęskniłam- odpowiedziała Lucy i wtuliła się jeszcze mocniej.
- Co to?- Przypatrując się wisiorkowi, obróciłem go w palcach, ciekawy jego znaczenia.
- Pamiątka rodzinna.- Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.- Ale chyba nie to interesuje cię najbardziej.- Zaśmiała się cicho i pocałowała mnie. Cóż innego mogłem zrobić? Z przyjemnością odwzajemniłem pocałunek.
- I że nie opuszczę cię aż do śmierci- wymruczałem, przytulając ją raz jeszcze.
Lucy zaśmiała się krystalicznie i oderwała od mojej piersi.
- Nie zamierzam cię w najbliższym czasie zgarniać z tego łez padołu. Ale zdajesz sobie sprawę, że to dość długo?- Uśmiechnęła się radośnie.
Kiwnąłem głową z uśmiechem, a ona powróciła w moje objęcia, jakby było to dla niej jedyne bezpieczne miejsce.

- I że nie opuszczę cię aż do śmierci.- Powtórzyła.

MAM NADZIEJĘ, ŻE KONIEC SIĘ SPODOBAŁ.
OCZEKUJCIE EPILOGU. BAJ ! <3

wtorek, 1 lipca 2014

▪30 (UWAGA, pokręcone numer 2!)

NOTKA, PRZECZYTAJ MNIE. :)
Jeszcze jedna sprawa: Znacie jakąś fajną piosenke/melodię pasującą do tła trailera? Nie przeszkadzałoby Wam, jeśli występowałaby w nim postacie z anime? Proszę o opinie. :)
Ah, i powinien wrócić stary, dobry wygląd strony. Nie macie już zakazu wjazdu, hehe. :D
Przedstawiam kolejny rozdział, napisany razem z Abigail, za co jej baaaardzo dziękuję! :3
I Naffowi też podziękuję, za chęć użyczenia głosu do mojego trailera, hihi. :3
Elfiku i Spite: jest przed czwartkiem? Jest! Mwhahahah.
***
Poniżej zdjęcie z wesela Miry i Wiesia. Piszcie w komentarzach życzenia ślubne, jakie prezenty im dajecie, gdzie mają pojechać w podróż poślubną, gdzie zamieszkają, ile będą mieć dzieci i jak im się będzie powodziło! 
Ja życzę parze młodej sto lat w szczęściu, przeżytych razem w spokoju i setką kochanych dzieciaczków, które odziedziczą po tatusiu piękny, żółty traktor. <3

___________________________________

          - Nadal jej nie ma.- Po słabo oświetlonej sali rozległ się potężny głos. Z ciemności wyłoniła się wysoka kobieta, o surowym wyrazie twarzy i czerwonych niczym lawa wulkanu, falowanych włosach. Czarny skafander, przeplatany licznymi paskami z bronią, opinał jej smukłe ciało. Zaciśnięte w kreskę usta wskazywały na zniecierpliwienie.- Camille, jesteś pewna, że minął tydzień od rozpoczęcia jej wyprawy?
   Światła potężnych komputerów, złożonych obok siebie, rozproszyły ciemność, ukazując młodą, opaloną dziewczynę o brązowych włosach i identycznym skafandrze. Oczy dziewczyny błyszczały pełnią życia. Usiadła przy urządzeniu i wpatrzyła się w rozmówczynię.
   - Dokładnie siedem dni, trzy godziny, siedemnaście minut i dziewięć sekund.- Odpowiedziała.- Abigail, dlaczego się tak martwisz?
   Kobieta podeszła do jednej ze skrzyń, ułożonych jedna na drugiej w kącie sali. Oparła na nim but zakończony obcasem i wbiła go mocno w drewno, które roztrzaskało się pod wpływem siły. Ze środka wysypały się dziesiątki żółtych przedmiotów. Abigail podniosła jeden z nich i przyjrzała się mu uważnie, obracając go w palcach.
   - Ta partia bananów nie jest wyprostowana.- Stwierdziła ze smutkiem.- Klienci czekają od tygodnia, a ona zrobiła sobie wolne!
   - To smutne, ale czy nie można zatrudnić kogoś innego?- Zaproponowała cicho Camille.
   - A czy znajdziesz innego murzyna chętnego do takiej roboty?!- Wrzasnęła z furią kobieta i cisnęła owoc na ziemię.
   - Ale czy ona przypadkiem...
   - Przestań proszę.- Abby podeszła do drugiej sterty skrzyń i po jej rozbiciu wyjęła z niej kolejnego banana.- Ta partia jest nachylona pod nieodpowiednim kątem.- Przed jej oczyma pojawiła się holograficzna siatka, która przeanalizowała owoc.- Zamiast trzydziestu stopni jest dwadzieścia dziewięć.
   Camille westchnęła ciężko.
   - Chciałam powiedzieć, że ona chyba ma chip w swoim tatuażu.
   Kobieta zatrzymała się, a jej usta wykrzywił lekki uśmiech.
   - Namierz ją.- Oświadczyła.
   Dziewczyna usiadła wygodniej przed komputerem i zaczęła nerwowo stukać w klawiaturę, przez co na monitorze pojawiały się kolejne wyskakujące okienka. Abigail obserwowała wszystko ze znudzeniem, czekając na rezultat.
   - Stój!- Zawołała w pewnym momencie, a brązowowłosa gwałtownie wzięła ręce z klawiatury, unosząc je do góry.- W Lidlu jest promocje na patelnie z Tefala!- Zaszczebiotała, ale zauważywszy minę towarzyszki, opanowała się.- Szukaj dalej.
   W miarę upływu czasu, ma ekranie zaczęła wyświetlać się mapa, a na niej różne punkty i linie.
   - Numer pracowniczki?- spytała Cam.
   - 127 3323 930.
   Zręczne palce ponownie uderzyły w klawiaturę. Białe kółeczko zaczęło się obracać, aby po chwili ogłosić werdykt.
   - Jak to; nie znaleziono?- Zapytała z furią Abby.
   - Najwyraźniej chip uległ deaktywacji lub został zniszczony.
   - Nie mogła tego zrobić!- syknęła czerwonowłosa.
   - Najwyraźniej...
   Abigail obróciła się tyłem do komputera i ściągnęła z wieszaka solidnie podziurawiony czarny płaszcz, który zarzuciła na siebie. Schyliła się i podniosła dwa banany, które schowała do kieszeni. Związała wstążką włosy w kucyk i założyła na włosy czarny niczym smoła kapelusz poszukiwacza. Nakryła nim lekko przepełnione wściekłością oczy.
   - Szykuj się, Mira- szepnęła.
  
          - A co z Królikiem?- zapytałem nieśmiało Naff, kiedy wkroczyliśmy z powrotem do salonu.
   Dziewczyna wzruszyła ramionami.
   - Pewnie poszła się przebrać. Ten strój może i wygląda odjazdowo, ale nie będziemy się stroić dla kogoś takiego jak ty.- Odgarnęła z gracją włosy i usiadła na narożniku.
   - A gdzie kotlety?- Zdziwiłem się, gdy ujrzałem pusty talerz. Lucy wpatrywała się nieruchomo w jeden punkt, nie odrywając od niego wzroku.
   - Mówiłam, że mają rodziny. Myślisz, że kto przygotuje dzieci do szkoły, hm?- Odparła z wyższością.
   Westchnąłem ciężko. To wszystko mnie po prostu przerastało. Najpierw Lucy, teraz zmasowany atak dziwnych czarodziejek, Morderczy Ryż Band i dziwna niebieskowłosa. Widziałem, jak ukradkiem spogląda na nas z kuchni, myjąc sterty brudnych naczyń.
   Przez to wszystko załamałem się i stałem się jak taki słaby kotlecik. Jednak Naff miała rację nazywając mnie tak.
   - Nic jej nie jest?- spytałem cicho, mając jeszcze wyrzuty sumienia za takie nagłe zaspoilerowanie Króliczka. Bo koniec końców, wiedziałem, że ogląda to po raz pierwszy, ale żeby tak to przeżywać?
   - Przeżyła już gorsze rzeczy.- Wzruszyła ramionami dziewczyna.
   - Serio?-spytałem z zaciekawieniem.
   - Nie. Ale nauczyła się tłumić emocje i świetnie ignorować ludzi.
   Ciekawa taktyka. Ale w takim razie dlaczego wybuchła płaczem po streszczeniu akcji całego sezonu?
   - Ale nie radzę z nią zadzierać.- Dodała keczupowowłosa.- Ze mną zresztą też.- Uśmiechnęła się zawiadiacko, a ja przeniosłem zmęczony wzrok na Lucy.
   - Co z nią? Domestos źle zadziałał? Co on w ogóle spowodował?
   Naff przymknęła lekko oczy i oparła się.
   - Po wysłuchaniu twojej historii, wnioskuję, że przy utracie wspomnień kobietka zapomniała, jak się mówi. Lub po prostu nie odczuwała takiej potrzeby. Domestos jest silnym suplementem, który pomógł ożywić część jej komórek. Lecz efekt nie będzie trwały, choć trwać będzie jeszcze około doby.- Otwarła oczy i przez chwilę mierzyła mnie wzrokiem.- Jaka była dawniej?
    - Inna- szepnąłem.- Odważna, niepokonana, o ciętym języku. Nie bała się nikogo i nieczego. Zawsze wytrwała i piękna. A kiedy ją denerwowałem...- Uśmiechnąłem się smutno na wspomnienie jej wybuchów złości.- Teraz to nie jest Lucy. To jej wrak.- Powtórzyłem słowa Lucka.
   Lucy przeniosła na mnie wzrok, nieco bardziej żywy niż ostatnio, a Naff zastanowiła się głęboko. Po chwili starsza przywaliła mi z liścia w policzek.
   - Hej!- Pomasowałem bolące miejsce.
   - Chcesz powiedzieć, że kochałeś tamtą Lucy, a tej już nie kochasz?- Gwałtownie wstała i zamachnęła się ręką, ale natrafiła tylko na powietrze.
   - Nie mówiłem, że ją kochałem! Ani że ją kocham!- Oburzyłem się.
   - Zamglone oczy, zaróżowione policzki, troska i myśli kręcące się wokół jednej osoby. Jesteś zabujany po uszy!- Wrzasnęła rozdzierająco Naff.
   - Nie- wyszeptałem.- Byłem zakochany.
   Dziewczyna wydała się być zbita z tropu. Zaatakowała mój drugi policzek.
   - Tylko dlatego, że straciła wspomnienia, przestałeś nagle ją kochać? To nie jej wina! Ona wbiła sobie te durne noże? Chciała tego? Została zaatakowana!
   - Co mi po niej, skoro mnie nie pamięta? Chciała mnie zabić.
   - Zrozumiała, że życie ludzkie jest kruche i po prostu nie chce umrzeć. Pomyśl sobie, jesteś w kuchni, gdy nagle wparuje do niej obcy gość, który tajemniczym sposobem zna twoje imię i chce cię przytulić! Czy to normalne?
   - Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że nic nie pamięta. A skoro mnie nie pamięta, nic tu po mnie.- Sapnąłem smutno.
   Dziewczyna rzuciła się na mnie i przygwoździła do podłogi, trzymając za szyję i lekko dusząc.
   - Mówisz, że skoro cię nie pamięta, nic tu po tobie, tak?- wysyczała.- Masz wspaniałą okazję od losu!- W jej oczach zaiskrzyły się iskry gniewu.- Masz szansę, aby ją poznać drugi raz i po raz drugi się w niej zakochać!
   - A kiedy oglądasz powtórki seriali, nie nudzi ci się?- Odparowałem.
   - Zależy, jaki jest serial.- Posłała mi znaczący uśmieszek i poluźniła uścisk.- Teraz można zobaczyć, jak trwały był wasz związek.
   - Nie chodziliśmy ze sobą!
   - Byłeś w niej zakochany, ona w tobie też, więc co to za różnica?- Naff wstała i usiadła obok Lucy, bawiąc się jej włosami.
   Wmurowało mnie. Na szczęście grobową ciszę przerwały ciche odgłosy kroków, dochodzące od strony schodów.
   Z ciemności wynurzył się Króliczek, a zmiany w jej ubiorze było mocno zauważalne. Słodziutką sukienkę zastąpiła długa, zielona bluza z nałożonym na burzę złotych włosów kaputurem, z którego wychodziła para króliczych uszu. Do tego wąskie czarne spodnie i trampki.
   Dziewczyna powoli podeszła do stołu z niewzruszoną miną i podniosła szklankę z wodą, unosząc ją do ust i pociągając z niej łyk wody. Czujnymi oczyma obserwowała mnie ukradkiem.
   - Króliczku...- Zacząłem.
   Nastolatka oderwała od siebie szklankę i zmierzyła mnie wzrokiem. Wychyliła naczynie w moją stronę i wylała na mnie całą jej zawartość, nie wykazując żadnych emocji.
   - Ojej.- Powiedziała cicho.- Chyba się zmoczyłeś.
   - Zrobiłaś to specjalnie!- Krzyknąłem.
   - Przecież sam się oblałeś.- Wykrzywiła usta w grymasie.
   - Nie, to ty wylałaś na mnie wodę!
   Króliczek rzucił się na Naffa i zaczął cicho łkać.
   - On... znowu chce mi coś zrobić!- Obróciła się do mnie ze łzami w oczach.
   Keczupowowłosa rzuciła mi pełn wyrzutów spojrzenie.
   Westchnąłem cicho.
   - Ojej, jaka ze mnie niezdara.- Wypowiedziałem kwestię niczym zombie.- Oblałem się wodą.
   Złotowłosa usiadła już normalnie, a w jej oczach nie widziałem nawet cienia łzy. Przeciwnie, na jej twarzy gościł triumfalny uśmiech.
   - Chyba będziesz musiał się przebrać.- Oświadczyła.
   - Nie będę sprawiał problemu, to za chwilę wyschnie.
   Królik zmarszczył brwi i ze znudzeniem pociągnął ręką w powietrzu. Nieopodal rozległy się niepokojące dźwięki, a po chwili, za pomocą rozwalenia w proch całej ściany, do salonu wkroczył słynny...
   - Wiesio!- Niebieskowłosa wystrzeliła z kuchni niczym torpeda i szybko znalazła się przy ukochanym. Zaczęła wdrapywać się na jedno z kół żółtego traktora.
   - Czyń swoją powinność.- Oświadczyła dumnie dziewczyna.
   Mężczyzna sięgnął ręką za siebie i zaczął we mnie ciskać czymś w rodzaju łajna, tyle że trzy razy gorszego. Mimo nędznych prób obrony, nie uniknąłem śmiertelnych pocisków.
   - Ojej! Chyba się zbrudziłeś, co z ciebie za niezdara!- Złotowłosa przybrała zmartwiony wyraz twarzy, a Naff i Lucy zrobiły to samo. Dlaczego nikt mi nie pomoże?
   - Będziesz musiał się przebrać.- Oświadczyła Keczupowa Panna.
   - Tak.- Uległem propozycjom.
   - Niestety mamy tylko sukienki!- Powiedział smutno Króliczek.- Przyniosę coś!- Dziewczyna zniknęła na chwilę, po czym wróciła z obcisłą różową sukienką, która już w jej rękach wydawała się być na mnie za mała.
   - Emisdo Teia!- Zachichotała, a wokół mnie rozpostarła się słaba mgiełka. Kiedy zniknęła, paradowałem już w czyściutkiej sukience, z ogromną kokardą na włosach.
   - Kto by pomyślał! Wyglądasz jak jedna z bohaterek Kaze Kamen!- Uśmiechnęła się złowieszczo dziewczynka.
   Lucy zerwała się z miejsca i rozglądnęła, najwyraźniej przestraszona zamieszaniem.
   - A teraz tańcz, kotlecie!- Zaśmiała się psychopatycznie Naff.
   - Chwila!- Krzyknęła Lucy i spojrzała na mnie.- Jak masz na imię?
   - Emm... Emil.
   Ona przekrzywiła lekko głowę i prychnęła cicho.
   - Niezbyt męskie. Pasuje ci ta sukienka, ale w sumie wyraźnie widać braki w dekolcie i biodrach.- Oznajmiła ze stoickim spokojem.
   - Więc nie martw się, kotleta zjedz, nie jest tak źle, kotlety są, więc możesz je jeść, by w cycki poszło ci!- Zanuciły razem Naff i Króliczek.- Więc nie martw się, kotleta zjedz, nie jest tak źle, kotlety są, więc możesz je jeść...
   Drzwi otworzyły się z hukiem, który rozszedł się po całym domu. W drzwiach ukazała się srebrzystooka kobieta o włosach koloru lawy, w długim czarnym płaszczu i kapeluszu typu Indiana Jones. Oniemiała stanęła na środku salonu i zmierzyła nas wzrokiem.
   - By w cycki poszło ci!- Zaśpiewała na koniec, zdzielając mnie przy okazji pokaźnym kopniakiem z glanów kalibru trzeciego.
   Usłyszałem pisk zaskoczenia.
   - Wiesiu! Wycofujemy się!- Zapiszczała Niebieskowłosa, przytulając się do ukochanego.
   - Poproś o to swój hydrant! I powiedz rodzicom, że ślub w stodole odwołany! I po co ja rezerwowałem ten kombajn...- Mężczyzna wycofał się, a szkody, które wyrządził, magicznie zniknęły i wszystkie stało się takie jak dawniej.
   - Skoczę po arbuza!- Rzuciła Mira i zniknęła w kuchni.
   Królkczek i Naff wpatrywały się natomiast intensywnie w przybysza, mógłbym powiedzieć, że złowrogo i z wyższością. Złotowłosa wstała i rzuciła się na gościa z uśmiechem.
   - Abigail!- Zapiszczała, a kobieta starała się wydostać z jej łapek.- Nie widziałyśmy się od...
   - Dwudziestego siódmego, od zlotu patelniarzy.- Uśmiechnęła się.- Swoją drogą, słyszałam, że macie tu unikatowe sztuki z Tefala, aluminiowe. Macie wersję w różu? Ostatnio układałam kolekcję kolorami i za Chiny nie znalazłam różowej patelni!
   - Abby. Zacięty kolekcjoner patelni.- Oznajmiła keczupowowłosa.- To naprawdę ty?- Zapiszczała.- Machnij parafkę!
   Kobieta odgarnęła włosy opadające na srebrzystoszare oczy okalone długimi rzęsami, po czym spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
   - Przyniosłam arbuza!- Zaszczebiotała niebieskowłosa i położyła idealnie ukrojone kawałki arbuza przede mną.
   Chcąc nie chcąc, wzruszyłem ramionami i zacząłem zajadać owoc- kotlety przecież uciekły, a ja byłem głodny. Pieczołowicie wydłubałem łyżeczką uciążliwe białe pestki, których było tu od grona, a po skończonej robocie włożyłem soczystą porcję do ust, rozgryzając pestki na mniejsze kawałki.
   - Ty rasisto!- Wrzasnęła z nienacka złotowłosa, która wcześniej uważnie mi się przyglądała.- Białych odstawiasz, a czarnych zjadasz, hm?
   Zanim dotarło do mnie, że Króliczkowi chodzi o mój zaciekły problem z arbuzowymi pestkami, Abigail zdążyła rozpocząć konwersację z Mirą.
   - Lokalizator nie wykrył twojego chipu.- Oświadczyła prosto z mostu.
   Mira wyraźnie się speszyła i zasłoniła tatuaż dłonią, rumieniąc się niemiłosiernie.
   - Ah, chip...- Wydukała, schylając głowę.
   - 127 3323 930.- Wyrecytowała płynnie Abby.- Twój kod.
   - Nic nie zrobiłam!- Niebieskowłosa uniosła ręce w obronnym geście, jednocześnie odsłaniając swój słaby punkt.
   - Aha!- Kobieta chwyciła ją za ramię i przyglądnęła się prostemu wyznaniu miłości, zwracając szczególną uwagę na przekreślone słowa.- Deaktywowałaś go!- Rzuciła oskarżycielsko, puszczając wspólniczkę wolno.- Przekreśliłaś słowo specjalnym tuszem, jednocześnie wyłączając chip w nim zawarty. Mogłam się tego spodziewać. W końcu często zmieniasz obiekty westchnień!
   - Ale psze pani... To przez przypadek...- Tłumaczyła się Mira.
   Abigail odrzuciła koniec płaszcza, który majestatycznie zafalował w powietrzu i spojrzała na dziewczynę z litością.
   - Tłumaczą się winni.- Rzuciła i zaczęła ciężko stąpać w stronę wyjścia. Przed drzwiami zatrzymała się i spojrzała na mnie, lustrując od góry do dołu.- Poszłabym już, naprawdę, ale jedno nie daje mi spokoju. Co ty, na patelnię aluminiową z o średnicy 26 cm, masz na sobie?- Zmrużyła lewe oko i poprawiła kapelusz, naciągając go bardziej na czoło.
   Otworzyłem usta, aby wydukać coś o zemście wściekłego Królika, ale to właśnie on mnie ubiegł.
   - Oh, przebrał się tylko za jedną z bohaterek Kaze Kamen.- Oświadczyła swobodnie złotowłosa, chichocząc pod nosem.
   - Kaze Kamen?- Powtórzyła kobieta i przyjrzała się mi raz jeszcze.- Za Vittani, rozumie się?- zapytała dla pewności.
   - Yhym.- Naff zakołysała radośnie nogami.
   Stałem osłupiały przez jakiś czas, aż w końcu było dane mi usłyszeć odpowiedź wielkiej kolekcjonerki patelni.
   - Brakuje ci różowych włosów.- Oświadczyła chłodno.
   Czułem, jak moje nadzieje rozbijają się na tysiąc kawałeczków, a policzki rumienią się coraz bardziej.
   - To da się zrobić!- Krzyknął radośnie Króliczek i wyciągnął w moim kierunku dłoń, abym po chwili paradował z dwoma różowymi kucyczkami do ziemi, związanymi wstążką.- Puder! Szminka! Cienie do powiek!- Otoczyła mnie biała chmura, a gdy ustąpiła, poczułem na twarzy dodatkowy ciężar przeklętej tapety.
   Zapadła cisza.
   - Jednak nie masz talentu do cosplayów.- Wzruszyła ramionami Naff i przybrała nadąsaną minę, a pozostałe panienki jej przytaknęły. Więc, do diabła, dlaczego bawiłyście się w takie przebieranki?
   Mira, która czmyhnęła do kuchni po incydencie z chipem, wróciła do salonu, wycierając ręce w kraciastą ściereczkę. Jako jedyna spojrzała na mnie z rozbawieniem.
   - Wyglądasz jak dziewczynki z tych chińskich bajeczek.- Zachichotała, a oczy w całym pokoju zwróciły się na nią, a każda ich para świeciła wściekłością.
   - Anime nie są chińskimi bajkami!- Wrzasnęliśmy wszyscy równocześnie, po czym rzuciliśmy się na Niebieskowłosą, odpłacając pięknym za nadobne.
   - Ah, ta dzisiejsza młodzież.- Westchnął cicho Wiesio i włożył do ust jabłko.- Za moich czasów biło się o spadek po ojcu i benzynę do traktora.- Poklepał kierownicę żółtej maszyny i uśmiechnął się do niej czule.- Jak dobrze, że mamy siebie, Kunegundzio.
   Wojenne okrzyki ucichły, a zastąpił ją cichy śmiech. Wszyscy odstąpiliśmy od Miry, która chichotała, a w jej oczach kręciły się drobne łezki. Cała była w kurzu i innym, niezidentyfikowanym brudzie.
   - To właśnie tak się z Wiesiem poznaliśmy!
   Abigail powoli wstała i otrzepała płaszcz, jednocześnie chwytając za rękę Mirę i popychając ją w stronę wyjścia. Nagle w przedpokoju pojawił się ToiToi. Abby bezlitośnie wepchnęła tam niebieskowłosą i wróciła do nas, przysiadając na końcu sofy.
   - Umyj się!- Rzuciła do wspólniczki.
   Zgromadziliśmy się wokół słynnej kolekcjonerki, a ona przymknęła oczy i oparła głowę o ścianę. Na moje nieszczęście, miejsce siedzące przypadło mi właśnie obok niej i chociaż jak najbardziej zwiększyłem odległość między nami, nadal znajdowałem się w zasięgu jej rąk.
   - Nie ma tu nic oprócz niebieskiej wody i próbki owocowego szamponu z promocji?- Krzyknęła Mira.
   - Jak w tropikach!- Zachichotał Króliczek.
   - Zaznałaś już cudownej kąpieli w wodospadzie ToiToi i prosisz o więcej?- Prychnęła z pogardą czerwonowłosa.
   - Nie sądzisz, że za surowo ją traktujesz?- zapytałem.
   Kobieta spojrzała na mnie, mrużąc oczy, po czym sięgnęła za pazuchę płaszcza. Zorientowałem się, że to patelnia, dopiero gdy przywaliła mi nią prosto w twarz.
   - Średnica 40 centymetrów, no ładnie!- Zapiszczała Naff.
  
          Emil upadł na ziemię z krzywym uśmieszkiem i pięknym napisem "Tefal" na czole, a po pokoju rozległ się łomot. Nagły impuls sprawił, że chciałam do niego podbiec. Przytulić i spytać, czy wszystko w porządku. Ale zgasł szybko. Wiedziałam, że ten chłopak może mnie zabić. Życie jest kruche i trzeba je ochraniać za wszelką cenę. Aż do śmierci.
   - Jesteś teraz jedną wielką patelnią, ale do mojej kolekcji nie dojdziesz. Mam już pesymistyczną patelnię z przeceny w Tesco".- Oznajmiła Ognistowłosa.
   - Dlaczego to zrobiłaś?- Wydukałam, patrząc na podróżniczkę, która zdzieliła Emiego patelnią. Muszę przyznać, że patelnia była bardzo ładna: duża i czerwona, z nieprzywierającą powierzchnią i odczepianą rączką. Idealnie komponowała się z jej właścicielką.
   - Gość mnie denerwował.- Rzuciła jakby od niechcenia i powróciła do relaksu. Zastanawiało mnie, jaka jest naprawdę. Być może oschła i obojętna na zewnątrz, ale delikatna i wrażliwa na piękno patelni.
   Emil tak naprawdę jest denerwujący? A może tylko taki wydaje się w oczach tej kobiety?
   Poczułam nasilający się ból na plecach, w głowie i okolicach serca. Natychmiast zamknęłam oczy i automatycznie się skuliłam, aby zmniejszyć cierpienia. Rozluźniłam się i oczyściłam myśli.
   - A tej co?- Usłyszałam głos pani od patelni.- Jej też muszę przywalić patelnią?- Tym razem obydwie ręce zniknęły za pazuchą i wyciągnęły dwie identyczne patelnie.- Zagustuję w manewrze "na kanapkę". Przywalić z obu stron, a na środku wystający rybi dzióbek!
   - Nie!- Zaprotestowały jednocześnie pozostałe dziewczyny. Nie pamiętam ich imion. Nie pamiętam prawie nic.- Ona... Dużo przeszła.
   - Mam czas. Mira zazwyczaj dość długo przesiaduje w ToiToiu. Może mi się wydaje, ale chyba zbytnio się do niego przywiązała.
   Dziewczyny spojrzały na mnie niepewnie, ale gdy nie zobaczyły żadnego znaku sprzeciwu, śmiało zaczęły. Historię rozpoczęła ta o włosach w kolorze keczupu.
   - Dziewczyna ma na imię Lucy i jest dobrze zapowiadającą się kandydatką na Śmierć i wnuczką samej Śmierci.- Zaczęła powoli.
   Naprawdę tak było? A jeśli mnie okłamywali? Z tego co mówiła mi babcia wynikało, że mogłam ufać tylko jej. A jeśli ona także mnie okłamywała? Każdy chciał mnie zabić? Ból się nasilił, a ja znów oczyściłam umysł.
   - Wszystko szło dobrze, aż do czasu, kiedy umarł o ten tu.- Druga z dziesczyn, złotowłosa, wskazała ma Emila.- Wtedy zaczęło się piekło.
   Kobieta wyraźnie się ożywiła.
   - Jest martwy?
   - W pewnym sensie. Tak jak Lucy. Dwie duszyczki.
   Ognistowłosa zmierzyła mnie wzrokiem i odgarnęła włosy do tyłu.
   - Jestem łowcą dusz. Normalnie uwięziłabym was i zabrała gdzie trzeba, ale jako że nie jesteście w Salidie, ale w Ramdis, nie mogę tego zrobić.
   Jestem martwa? Dlaczego więc żyję? Czy to niebo? Czym jest Salidie, a czym Ramdis?
   - To zasada obowiązująca w całym Everlast i nie możesz jej złamać.- Oświadczyła złotowłosa.
   Everlast? Brzmi jak nazwa patelni.
   - Jej chłopaka ocalił jej wujek, Lucyfer.- Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie, jakby znała mojego rzekomego wujaszka.- Ale udało mu się jedynie wynegocjawać pobyt w Piekle. Jednak jego przeprowadzka zaczęła się wcześniej, za sprawą babuni dziewczyny. Kiedy została sama z Lucy...- Dziewczyna przerwała i spojrzała na Keczupową.
   Miałam chłopaka? Mój wujek to Lucyfer? Jaki Lucyfer? Pobyt w Piekle? Babcia coś zrobiła?
   - Wbiła jej noże w jej słabe punkty. Nierozwinięte jeszcze skrzydła, które zawiera każdy z nas. Zawarte są w nich wspomnienia, uczucia i co gorsze: nieśmiertelność, zyskiwana po śmierci.
   Słucham?
   Ból wciąż wzrastał, w miarę upływu opowieści, a oczy same zamykały się. Ręce zaczęły drżeć, a wokół zrobiło się strasznie zimno.
   - Skrzydła, hm?- mruknęła kobieta.
   - Tym sposobem znalazła się tutaj w takim stanie.- Dokończyła złotowłosa.
   Otoczenie ustąpiło miejsce ciemności, a ból wypełnił moje myśli. W objęciach mroku byłam bezpieczna, a zło nie mogło mnie tu dosięgnąć. Poczułam ukłucie w lewej piersi. Czy ja czasem nie bałam się ciemności? Przecież to w niej czaiły się potwory.
   A może jestem jednym z nich?

           - Co zrobiłyście Lucy?- Warknąłem, kiedy zaraz po przebudzeniu ujrzałem skuloną dziewczynę, z zaciśniętymi ustami i łzami spływającymi po policzkach.
   - Nic.- Wzruszyła ramionami Abigail i skierowała wzrok na kabinę ToiToia, z której właśnie wyszła Mira.- Nowe włosy?- spytała jej.
   - Nie. Wyprane w ToiToiu.- Odrzekła z dumnie uniesionym podbródkiem niebieskowłosa, a Abby zachichotała.
   - Opowiadałyśmy Abby o tym, co jej się przydarzyło- mruknął Króliczek.- A kiedy skończyłam, odpłynęła.
   Naff niepewnie dotknęła dłoni Luc.
   - To nie przez domestos.- Oświadczyła.
   - Musimy wracać.- Rzuciłem się, aby zabrać dziewczynę na ręce i przenieść ją do Salidie.
   - Hej, hej, Romeo, spokojnie!- Abigail zatrzymała mnie ruchem ręki.- Mam akurat parę spraw do załatwienia w Salidie. Pójdziecie ze mną.
   - Ze świruską kolekcjonującą patelnie?- syknąłem.
   Tym razem dłonie sięgające za pazuchę płaszcza wydały mi się podejrzane i dzięki temu uniknąłem przygwożdzenia patelniami do ściany. Inaczej było z Mirą.
   - Podwiozę was!- Zaofiarował swą pomoc Wiesio i rzucił w moją stronę mocną linę.
   - Po co mi to?- spytałem, oglądając sznur.
   - Przywiąż Dorrenową, muszę ją ze sobą zabrać.- Westchnął mężczyzna.- Jej siostra nie płakałaby po niej, ale banany same się nie wyprostują.
   Wykonałem polecenie, a tymczasem Abigail ulokowała Lucy wygodnie na tyłach pojazdu. Wiesio odpalił maszynę, a ja pospiesznie wskoczyłem obok Abby, która właśnie wyciągała kolejne patelnie. Zniżałem już głowę, aby uniknąć ciosu, ale ona zaśmiała się radośnie.
   - Twoja codzienna dawka pocałunków z patelnią już zrealizowana, nie bój się.
   Przewlekła przez drobne dziurki w metalu sznureczki, po czym odczepiła od drugiej patelni rączkę, aby po chwilk imitować grę na skrzypcach- z tą różnicą, że były to skrzypce zrobione z patelnii. Po okolicy rozległy się pierwsze dźwięki Jeziora Łabędziego.
   - Nie siedziałem, że umiesz zagrać Jezioro Łabędzie- wyszeptałem.
   Melodia przeszła w bardziej skoczną, odstępując od orginału.
   - Nie wiem, co łabędzie mają do patelni. U mnie nazywają to Jeziorem Patelni.
   Cały czar chwili prysł, a nad nami przeleciał klucz pięknych, białych łabędzi.
   Uważajcie. Abigail czyha ze zgrają patelni.