Ten dzień zapowiadał się cudownie.
Nie zmrużyłam tej nocy oka, ale byłam wyspana, a nawet rozbudzona. Uśmiech cały czas gościł na mojej twarzy i za żadne skarby świata nie miał zamiaru odchodzić. Moje myśli zaprzątała tylko ta jedna, jedyna osoba. I Sally obmyślająca plan napadu na żelki.
Wstałam z fotela o piątej nad ranem i rozprostowałam nogi, próbując nie upaść. Muszę poważnie rozważyć kwestię porannych treningów.
Szybki prysznic, rozszesanie kołtunów włosów i zaplatanie ich w warkocza oraz ubranie w kolejną kieckę zajęło mi przeszło piętnaście minut. A wizyta tak wczesna nie była najlepszym pomysłem.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam jeszcze raz na szkic Emila. Jego oczy śmiały się przyjaźnie, włosy ułożone jak zwykle w nieładzie dodawały uroku, a usta wyginały się w nieśmiałym uśmiechu. Mimowolnie dotknęłam palcem obrazka i pomyślałam o nadchodzącym spotkaniu.
Wzięłam na ręce drzemiącą jeszcze Emilkę i ułożyłam na kolanach, jak poprzedniego wieczoru. I tak, głaszcząc kotka, z głową w chmurach, zasnęłam.
Ciężkie drzwi przedziału żołnierzy zamknęły się za mną, skrzypiąc. Tutaj chyba każde tak robią. Nie mogliby tego naoliwić?
Długi, słabo oświetlony korytarz prowadził do celi 401, gdzie miał być o n .
Stukot moich butów odbijał się od ścian i nadawał sytuacji dramatyzmu. Skręciłam w prawo i zajrzałam do pokoju przez okno wychodzące na zewnątrz.
Emila tam nie było.
Steve stał tuż obok i otulał mnie mocno rękoma.
- Gdzie on jest?- wrzeszczałam, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku. Warkocz rozleciał się już doszczętnie z powodu szamotaniny, a policzki były wilgotne od łez.
A babulinka siedziała przy swoim przeklętym biureczku jakby nic się nie stało! Na jej twarzy nie widziałam nawet małego, najmniejszego cienia zawodu czy smutku. Pewnie chciała uśmiechnąć się triumfująco, ale nie chciała zginąć.
- Tam, gdzie powinien być już dawno.- Oświadczyła ze stoickim spokojem, z głową dumnie uniesioną.
Warknęłam cicho. Może by tak ugryźć Steve'a? Miałam imponujące kły, jak wampir.
Staruszka wzięła do rąk mój szkic chłopaka, który skonfiskowała po schwytaniu i bezlitośnie przedarła go na pół. Z bezczelnym uśmiechem i iskrami zwycięstwa w oczach. Czułam się, jakby ten obrazek był moim sercem. Nagle rozdartym i opuszczonym.
- To już chyba nie będzie potrzebne.- Wyrzuciła skrawki do kosza. Może jeszcze go podpalisz, hm?
- Dlaczego mi to robisz?- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie powinnaś się zakochiwać. To nie przystoi Śmierci!- rzekła z oburzeniem.
- A może już nie chcę być Śmiercią?- odparowałam.
Kobieta chwyciła się za serce, niby urażona moimi słowami.
- Jakie to przykre.- Stwierdza.- Ale teraz twój głos się nie liczy.
- Liczy!
Spojrzała na mnie z pogardą.
- Jesteś tylko kolejnym, nędznym uczestnikiem w tym konkursie. Różnisz się od innych tylko tym, że oni zginą, a ty wygrasz, bo jesteś moją wnuczką!- Podniosła głos.
- Nazywasz mnie swoją wnuczką. Tak naprawdę nią nie jestem- oznajmiłam twardo.
- Prosisz się o wyrzucenie.- Uśmiechnęła się słodko.
- Cała przyjemność po mojej stronie- odwzajemniłam gest.
Babcia westchnęła.
- Ten chłopak nie był ciebie wart.
- Odezwała się ta, która umawia mnie na randkę z gościem jedzącym kanapki z keczupem!
- To było coś w rodzaju planu. Wiedziałam, że się w nim nie zakochasz, bo nie miałaś serca- stwierdziła, wzruszając ramionami.
- Jakiego planu?- Nic mi nie mówiła? Na chwilę przestałam się szamotać, a Steve wykorzystał to, aby wzmocnić uścisk.
- Planu obrony przed Zabójcami, czyż nie?
- Przecież nas nie zaatakowali.
- Jeszcze.- Podkreśliła.
- To nie zmienia faktu, że nie masz prawa decydować o moim życiu.
- Teorytycznie jestem teraz twoją opiekunką prawną, nie wspomnę o przygarnięciu. Więc, tak jakby, mam prawo!
- Chyba nie zauważyłaś, że osiemnastka stuknęła mi już dawno?
- Liczy się dojrzałość psychiczna- odparowała.
- Jestem dojrzała psychicznie!- obruszyłam się.
- Jesteś kłębkiem nerwów, myśli i chwil. Nawet superglue by ci nie pomógł.
- Ale Emil tak!
Babunia westchnęła. Wróciłyśmy do punktu wyjścia, a jej chyba kończyły się argumenty.
- Dzisiaj drugi etap.
Przez chwilę patrzyłam na nią, nie wiedząc, o czym mówi. Ale potem zrozumiałam.
- Nie idę- powiedziałam.
- Kto powiedział, że pójdziesz tam dobrowolnie? Zaciągniemy cię tam.
Steve popatrzył na staruszkę jak na psychopatę. W sumie słusznie.
- Stałaś się miękka jak to mięso, które zawsze serwują w czwartki.- Czyli bardzo miękka.
- Przesadzasz.
- O, właśnie o tym mówię! Starasz się odciągnąć od siebie zarzuty, bo nie chcesz z nimi walczyć. Zrobił się z ciebie mielony.
Rozszerzyłam oczy. Ona o kotletach?
- Więc nie wychodzi ci to raczej na dobre.- Dokończyła.- Chyba trzeba będzie coś z tym zrobić.- Uśmiechnęła się złowieszczo, a ja czułam, jak Steve waha się nad swoją decyzją trzymania mnie w ryzach. W końcu gdyby mnie puścił... No właśnie. Tu mamy problem: nie mogę zamordować babci. Nie dość, że jest nieśmiertelna, to ostatecznie jest moją babką.
- Co zamierzasz?- spytałam.
- Sama się przekonasz.- Przejęła mnie od straźnika i zaciągnęła do pomieszczenia obok, w którym nigdy nie byłam. Ciemność zalewała pokój, a nasze kroki odbijały się echem od ścian. Nagle babcia zatrzymała mnie szarpnięciem. Posłusznie stanęłam w miejscu, wiedząc, że opór i tak nic nie da.
Nawet nie usłyszałam brzdęku. Ani krzyku. Ani kroków.
Po prostu poczułam, jak w moje plecy wbijają się dwa noże. A ja osunęłam się na zimną posadzkę i zanim straciłam przytomność, zobaczyłam jeszcze oślepiające, białe światło.
Zrobiłam błąd. Poszłam w jego stronę.
***
Światło nieśmiało wdarło się przez okno i oślepiło mnie. Przewróciłem się na drugi bok, a raczej spróbowałem, bo coś blokowało moje ruchy. Gwałtownie otworzyłem oczy. Czerwony sufit ranił je, więc skierowałem wzrok na otoczenie. Znajdowałem się w kartonie. W czterdziestu procentach. Reszta ciała sterczała z pudełka.
Co ja robiłem w nocy?
Wspomnienia zaczęły uderzać do mojego mózgu niczym kolejne fale.
Wczoraj widziałem Lucy i miałem się z nią dzisiaj spotkać. Dlaczego w takim razie jestem w kartonie?
Właśnie.
Błyskawicznie wygrazmoliłem się z luksusowego łóżka, w obawie, że mnie zamorduje (A Hanka Mostowiak jak umarła, hm?).
Lucek leżał owinięty jak naleśnik w brązowy dywan. Żałowałem tego, co zrobiłem, ale...
- Wstajemy Śpiąca Królewno!- Szarpnąłem nim, a jego ręka chwyciła mocno moją nogę. Czarne oczy zlustrowały pomieszczenie i na końcu skierowały się na mnie.
- Dzień dobry?- zapytałem z niepewnym uśmiechem.
- Dobry- mruknął i usiadł na posadzce.- Chlałem coś na noc?- zapytał.
- Najprawdopodobniej nie. Ja też nic nie wiem.
- Pamiętasz coś?- Lucyfer wstał i ze zmarszczonym czołem przechadzał się po pokoju.
- Nie. Gdzie jesteśmy?
- Na strychu, u mnie. Ale klucze miała Gertruda.
- Ile zajmie nam powrót do Salidie?
- Hm.- Zastanowił się Szatan i spojrzał na dziwny zegarek na lewym nadgarstku.- Windy zamknięte jakimś dziwnym trafem. Musielibyśmy cisnąć po schodach- westchnął.
Spojrzałem na niego wyczekująco.
- Po dziesięciu tysiącach ośmiuset siedemdziesięciu dwóch schodach- wyrzucił.
- Jednak wolę windy-burknąłem.- Ale jak ja się teraz spotkam z Luc?
- Wiesz, gdyby nie wydawało mi się to podejrzane, zostalibyśmy tu. Ale jednak coś mi tu śmierdzi...
- W mojej celi nie było prysznica, to nie moja wina!- Zacząłem się wzbraniać, a Lucek uśmiechnął się słabo. Otworzył klapę w rogu pokoju i wskazał na nią ręką.
- No to idziemy- westchnął.- Najpierw w dół, potem góra!
- Daleeeko jeszcze?- jęknąłem, czołgając się po tych durnych schodach.
- Dopiero osiem tysiaków- stwierdził Lucyfer, skacząc na kolejny stopień. On chyba nigdy się nie męczył.
- Może krótka przerwa?- zaproponowałem.
- Słuchaj, Emilko. Coś mi tutaj śmierdzi i czuję, że to coś związane jest z Lucy. Więc bierz tyłek w troki i jazda!- Po raz pierwszy wydarł się na mnie, ale widać było, że... po przyjacielsku.
- Tak jest, panie kapitanie!- Zasalutowałem i ruszyłem dalej.
Nigdzie. Ani w biurze, ani w moim pokoju, w sali treningowej, w mojej celi- Lucy nigdzie nie było.
- Zgłodniałem.- Stwierdził Lucyfer.- Chodźmy na kotlety.
Wzdrygnąłem się na myśl o tym wytworze Szatana (który właśnie będzie je jadł) i posłusznie podążyłem za przywódcą.
Stała tam. Przy stoliku w roku. Opierała się o niego i popijała ze szklanki jakiś czarny płyn. Kawa.
Popatrzyła na mnie wzrokiem obłąkańca. Jej suknia była obcięta do długości bluzki, a dżinsy potargane. Włosy, ułożone w nieładzie przywoływały na myśl nieprzespaną noc.
Tak jak w tych wszystkich romantycznych filmach, podbiegłem do niej z radością i muzyką "Allelujah" w głowie.
Jej oczy... Była w nich pustka.
Przytuliłem ją delikatnie...
... a ona wbiła mi nóż w lewy bok.
________
Myślałam, że niepodołam. Że tego nie napiszę.
Aż wstyd, że tydzień nic nie wstawiałam.
Okropne, pierwszy raz doznałam coś takiego jak brak weny. A może był to brak czasu?
Więc, oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział i głoszę: "nie bijcie!"
Nadal zapraszam [K L I K]
Możliwe, że wkrótce będę miała dla Was niespodziankę. Ale to zależy od Beaci ^^
EDIT: od 30 kwietnia do 3 maja mnie nie będzie, więc nie napiszę n i c
Ok, ok, nie zanudzam.
Może jeszcze tylko zapraszam na mojego wattpada; justbunny *teabunny było zajęte D:*
Ahoj ♡
* Abigail, zdrowiej ♥
Motywujący ziemniaczek dla Was :3
Jak to? ;-;
OdpowiedzUsuńZabij tą babcię, albo ja to zrobię. ;-;
Ale rozdział świetny!
O_o
OdpowiedzUsuńAle schizowy rozdział... Nic nie ogarniam (znaczy się ogarniam, ale nie chcę tego przyjąć do wiadomości)
GENIALNY!!! Ale schizowy... (powtarzam się, wiem...)
Dobra. Pa, pa!!!
P.s.: U mnie pojawił się rozdział-nierozdział :D
Muszę przyznać, że zaniedbałam Twojego bloga, ale właśnie go nadrobiłam!
OdpowiedzUsuńRozdział GENIALNY, z resztą tak jak wcześniejsze C;
Bardzo mi się podoba ^^
Czekam z niecierpliwościa na następny rozdział!
Zapraszam do mnie: http://dziewczyna-produkt.blogspot.com/
Ej... Jak mogłaś? Co ona mu zrobiła? Co jej zrobili? Co to się podziało? Weź mi jutro daj rozdział, co? o.o Mam urodziny 18, zrobisz mi prezent :3
OdpowiedzUsuń_
Zapraszam na new: http://ignis-vitae.blogspot.com/
Wszystkiego najlepszego, witam w klubie starych ludzi (nie no, żart ^^). ;)
UsuńDziękuję :D Ja się zawsze czuję młodo :P
Usuń<3
OdpowiedzUsuńHaha lucek
Gdybym mogła coś zrobić tej babci to wydrapałabym jej oczy moimi długimi paznokciami (kiedy one tak urosły?), zaatakowała moim sprayem do nosa, ewentualnie podzieliłabym się z nią moim katarem. Ale nie mam jak. :C
OdpowiedzUsuńOho, no to nieźle zabalowali. Pewnie przeholowali z tym szampanem dla dzieci z Biedronki lub Kauflanda. A Lucyfer jaka agresja! I miał dobre przeczucia!
Coś mi się zdaję, że stary babsztyl chciał uszkodzić serce dziewczyny, by ta znowu była podobna do niej. Takie jest moje zdanie.
Zgadzam się z komentującymi. Ten rozdział jest taki bardziej działający na psychę. Musisz uważać na Naff, bo ta zaraz ma matury, a to jej może jeszcze bardziej zaszkodzić. Jak zacznie zaznaczać odpowiedzi na karcie domestosem albo kotletem?
Pozdrawiam. :)
Ja tak po krotce.
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny jak zawsze.
Noze, noze wszedzie :)
Nie wiem co wiecej napisac wiec koncze.
Pozdrawiam,
Elfik JoWita
Uuuu. Babcia okazała się być naprawdę... złą babą :C jak tak może niszczyć serce biednej Lucy?! Kij jej w szczękę, niech jej wypadnie! Śmierć nie może się zakochiwać. A pfffi, niby dlaczego? Każdy ma prawo kochać!
OdpowiedzUsuńPopieram babcię, że z Lucy zrobił się mielony (XD) od tej miłości, ale to nic! Lubię mielone! Ale mielone mamy i Naffa, bo reszta nie umie robić mielonych!
W ogóle, to zapraszam do siebie na kotlety C:
Emil i Lucek na strychu XD WHAT THE FUCK? Co oni chlali, co oni brali? Czyżby byli u mojego dilera :O? On ma taką samą moc teleportacji!
Wiedziałam, że jak babcia jej coś zrobi, to ona później straci swoje uczucia ;C głupia babcia, teraz ja jej tak noże kuchenne wbije w plecy i poślę ją do Lucka. Pfff. Teraz Emil powinien rozgrzać ją namiętnym pocałunkiem, ou yeeee! >D
Hej hej hej kiedy next ? om om om <3 tak bardzo świetne świetne świetne :)
OdpowiedzUsuńGrrr, a ja myślałam, że babcia jest dobra *,* No bo babcie zazwyczaj są dobre.
OdpowiedzUsuńNigdy nie komentowałam, ale to dla tego , że dopiero co znalazłam tego bloga.
Ciekawa jestem czy Ally wróci... Ale mniejsza o to czekam na next!
Kocham Sweet Berry :>