Wiedziałam, że tak będzie.
Na wszystko, co święte, wiedziałam, że tak będzie!
Jak mogłam być taka głupia? Robić sobie nadzieje... że może jednak...
Nic się nie zmieniłam. Nadal nie mogę kochać.
Siedzę tak jak głupia nad głową Emila i obserwuję, jak jego klatka piersiowa unosi się coraz niżej z każdą sekundą. Delikatnie kładę ją na podłożu i wracam do Zabójców.
- Twój nóż!- wrzasnęłam na oszołomionego Billa, leżącego na ziemi. Rzuciłam w niego bronią. Trafiłam. W sam środek jego nędznego serca, z którego zaczęła intensywnie tryskać krew, tworząc wokół niego coś w rodzaju zakazanego kręgu.
Zgromadzeni wokół wodzili po sobie oczami ze zdziwienia.
- Jak odblokować windy?- Zapytałam już ciszej żołnierzy. Mogli poruszać ustami, to oczywiste.
Żaden z nich się nie odezwał.
- W samochodzie mam jeszcze co najmniej dwadzieścia takich noży.- Ostrzegłam ich.
Joe, ten facet, którego powaliłam na ziemię przy poszukiwaniu, odezwał się niepewnie:
- Bill... On coś z tym...- Zaczął, ale przerwał mu starzec.
- Prawa kieszeń, zielony przycisk i pokrętło na trójeczkę.- Streścił się.
- Nic tutaj nie było, tak?- Upewniłam się jeszcze.
- Właśnie wracamy z cukierni- powiedział Joey.
- I takiej postawy oczekiwałam.- Wyjęłam z kieszeni magiczne urządzenie i odblokowałam windy. Potem rozwaliłam je butem. Komu to się jeszcze przyda?
Pobiegłam po Emila. Teraz liczyły się sekundy. Najbliższy transport do Salidie będzie chyba koło kiosku.
Tylko proszę, niech on nie umrze.
- Niespodzian...!- Zaczęła krzyczeć moja rodzinka, kiedy właśnie weszłam do Wielkiej Sali. Dziewczyna, cała we krwi, o zdeterminowanej minie i martwym w osiemdziesięciu procentach chłopaku na rękach musiała wyglądać epicko.
- Lucy?- zapytała niepewnie babcia.- Coś ty znowu zrobiła?- Podeszła do mnie, ale ja odprawiłam ją przeczącym ruchem głowy.
- Wujku Lucku, trzymaj go.- Podałam mu na ręce Emila.- Delikatnie!- Dodałam jeszcze, po czym zwróciłam się do ciotki Gertrudy, najlepszej biegaczce we wrzechświecie:- A ty leć po lekarza!- Wydawałam rozkazy jak nigdy.- Babciu, ty zostań i opiekuj się nim z wujkiem. Ja idę po jakąś poduszkę i koc.
Nie czekając na odpowiedź wybiegłam z sali i wpadłam do biura, porywając koc z łóżka i poduszkę. Sally nawet nie zdążyła mnie przywitać, już mnie nie było.
Jest już bezpieczny. Lekarz zaraz będzie, a on przeżyje, wmawiałam sobie.
W naszym mini szpitalu babcia już oceniała stan Emi'ego. Rana była gotowa do opatrzenia, a nastolatek leżał na ziemi. Podłożyłam mu pod głowę poduszkę, koc ułożyłam obok. Resztę gości wygoniłam z pokoju i zaprosiłam do kuchni na poczęstunek. Byleby nie przeszkadzali.
Lekarz przybył niedługo potem. Ciocia Gertruda dobrze się spisała.
Babcia wyprowadziła mnie z pokoju.
- Lucy, uspokój się- powiedziała troskliwie. Ręce mi się trzęsły.- Chodź, napijesz się wody.- Popchnęła mnie w stronę jej gabinetu, gdzie kazała mi usiąść i "wyluzować" (tak, moja babcia tak się wyraziła). Nalała do szklanki z szafy wody mineralnej i wrzuciła do niej coś przypominającego rozpuszczalny w cieczy magnez.
- Co to?- zapytałam słabo, gdy podała mi napój.
- Pomoże ci.- Uśmiechnęła się.
Wypiłam duszkiem całą zawartość, po czym zapadłam w długi i głęboki sen.
Znów byłam w sali. Emil leżał na ziemi, lekarz opatrzył już jego ranę. Oprócz nich w pokoju nie było nikogo. Powoli podeszłam do obecnych. Doktor siedział skulony obok nastolatka, wypełniając coś w dokumentach. Stanęłam za nim i zerknęłam w dokumenty.
Rubrykę imię, nazwisko i wiek zostawił puste. Od razu przeszedł do innej rubryki dowodu leczenia.
Pacjenta znaleziono... jeszcze żywego, zaznaczył.
U pacjenta po leczeniu... tu mężczyzna zawahał się. Po chwili zaznaczył ostatnie okienko.
Zgon.
Popatrzyłam na ciało Emila. Jego klatka piersiowa nie poruszała się.
Nie wiedziałam, czy był to sen, czy rzeczywistość. Obudziłam się w biurze. Teraz pytanie; zemdlałam, czy mikstura babci przestała działać?
Pozostało mi przekonać się na własnej skórze.
Z bijącym sercem udałam się do sali. Przed otwarciem drzwi odczekałam jeszcze trzy sekundy, wzięłam głęboki wdech i wkroczyłam.
Emil nadal leżał na podłodze. Doktor siedział obok, układając swoje narzędzia medyczne w teczce. Lucyfer i babcia stali nad nim, szepcząc coś do siebie.
Bez wahania wtrąciłam się do ich rozmowy.
- Co z nim?- zapytałam wprost.
Babcia udawała zdziwioną.
- Skarbie, już się obudziłaś?- zapytała słodziutko, po czym dodała półgębkiem do wujka:- Miała spać jeszcze dwie godziny.
- Ten lek działa przy dużej adrenalinie.- Lucek podrapał się po swoich długich, kręconych włosach, związanych w kucyk. Jego cera była opalona (jakże inaczej, mieszka w Piekle). Miał na sobie wyjątkowo marynarkę, t-shirt i dżinsy, wszystko w kolorze czarnym.
- To musiała być ogromna adreanalina w takim razie- mruknęła babcia.- Ciekawe, co...
- Co z nim?- Powtórzyłam już głośniej. Przeniosłam wzrok na Emila.
- Kochanie...
On... nie oddychał.
- Zapomnij o nim...
W moich oczach gromadziły się łzy. Nie gościły tu od dawna. Co więc dziś robią?
-... to był tylko mały, nędzny chłopak. Do tego ziemski!
Pierwsza łza spłynęła po policzku, żłobiąc w nim koryto smutku.
- On był inny, babciu!- wykrzyknęłam.- On jeden mnie rozumiał! Nie tak jak ty!
Rzuciłam się w jego stronę i odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy. Nawet po śmierci się chłopak uśmiechał.
- Lucy!- powiedziała ostro babcia.
- Wyjdź- mruknął do staruszki wujek.
Babcia posłuchała go i wyszła urażona z sali.
- Ty też będziesz mi truł, jaki był głupi?- Wyjąkałam.
Lucyfer uśmiechnął się smutno.
- Oczywiście, że nie.
- Wujku...- Rzuciłam się w jego objęcia. Jak to jest, że faceci zawsze cię lepiej zrozumieją w takich chwilach?
- Kochałaś go.- Bardziej stwierdził, niż zapytał, przytulając mnie mocno. Jak zawsze biło od niego niesamowite ciepło, które rozczulało mnie do reszty.
- Chyba... Chyba tak.
- Kiedyś też byłem zakochany. A potem kobieta wytrzeźwiała i mnie rzuciła- rzucił.
Mimo woli uśmiechnęłam się smutno.
- Nie pozwolę babci wyssać z niego duszy- powiedziałam stanowczo.
- Luc, to tylko pogorszy sprawę. Jeśli dusza zostanie uwięziona w ciele, chłopak umrze już na wieki.
- Ale...
- Jeśli kogoś kochasz, daj mu odejść.
- Ale ja nie chcę!- Sprzeciwiłam się. Z oczu spływały już wodospady łez.
- Ale być może on tego chce- wyszeptał wujaszek.
- On... Zaraz przed utratą przytomności... Miał gorączkę. I... powiedział... że mnie kocha- wykrztusiłam.
- Sam nie wiem, co o tym myśleć, kochana. Nie znałem go.
- Właśnie dziś miałeś go poznać!- Krzyknęłam znowu.- Gdyby nie ten... - Przerwałam, bo nadeszła kolejna fala płaczu.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Ale na razie, musisz pozwolić mu odejść.- Popatrzył mi w oczy. Wiedziałam, że Lucyfer dotrzyma słowa, zawsze to robił.
- Może coś zjesz? Dziś na obiad kotlety.- Chciał rozweselić mnie mężczyzna.
- Co?
- Kotlety.
Rozryczałam się jeszcze bardziej.
- Hej, hej, nie lubisz kotletów? Mogę ugotować ryż!- Próbował ratować sytuację. Ale dowalił.
- On...- Wydukałam przez płacz.-... On bał się kotletów... i... uchronił mnie... przed morderczym ryżem dzisiaj...
- Musiał być naprawdę epicki.- Stwierdził.- Jak miał na imię?
- Emil.- To wywołało u mnie nieznośny ból. Chwyciłam się za serce i skuliłam.
- Lucy? Dobrze się czujesz?- Zatroskał się wujek.
- Zaprowadź mnie do jego pokoju- wyszeptałam.
Lucyfer podniósł mnie z ziemi i na rękach wyniósł z sali. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Emila. On już nie wróci.
Przez większość drogi miałam zamknięte oczy. Łzy mogły z nich swobodnie płynąć.
Wuj ułożył mnie wygodnie na łóżku i przykrył kocem.
- Przez to całe zamieszanie ominęły cię prezenty.- Zauważył.
- Wolałabym, żeby on wrócił- szepnęłam.
- A ja mam dla ciebie...- Sięgnął do kieszeni w marynarce.-... małego kotka! Słyszałem, że Ally gdzieś zwiała.
Na jego wyciągniętej ręce leżał malutki, czarny niczym smoła kotek, o pięknych białych oczach. Zeskoczył na łóżko i natychmiast wtulił się w moją szyję.
- Słodka i waleczna.- Wytłumaczył.
- Nazwę cię... Emilka.- Po policzku spłynęła kolejna łza, która i tak była już kroplą w oceanie.
- Zostawię cię samą. I pamiętaj, zrobię wszystko, co w mojej mocy.- Uśmiechnął się i wyszedł.
A ja, wtulona w Emilkę, zasnęłam.
Po przebudzeniu usłyszałam łomotanie w drzwi. Emilka plątała się gdzieś koło nich, a ja leniwie wygramoliłam się z łóżka. Dlaczego spałam w pokoju Emila? Gdzie on jest?
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich babcię. Momentalnie przypomniał mi się cały wczorajszy dzień. Znów chciałam wrzeszczeć i płakać.
- Emil jest już po rozprawie.- Oznajmniła.
- I...?- Ziewnęłam przeciągle.
- Wujek Lucek go przygarnął.
- I...?- Ciągnęłam.
- On... Będzie... Tak jakby...
- No...?
- Emil przeprowadza się do Piekła.
___________
*dramatyczna muzyka*
No, ostatecznie, to tak jakby Emil żyje, więc nie macie co marudzić. Ale taka szczodra nie jestem :P
Wracając, kto tam jeszcze chce se poczytać coś o mnie, to zapraszam na posta "24?".
Polecam xD
Ahoj ♥
Wiesz co... czytając to wpadłam w furię i wiesz czemu!
OdpowiedzUsuńKrzyczałam i waliłam nogami o podłogę jak pojebana, aż mój brat i mama przybiegli do mnie i zapytali o co chodzi. Nie powiem, poryczałam się początkowo. Powiedziałam o co chodzi a oni jedynie powiedzieli że jest ze mną coraz gorzej i że czas na Choroszcz (takie miasteczko pod Białymstokiem gdzie jest psychiatryk i klinika uzależnień). Puknęli się w czoło i wyszli.
Potem usiadłam do kompa i czytałam dalej. I tu znowu atak, tyle że radości.
Emil żyje! W pewnym sensie... ale żyje i to jest ważne. Niechaj Lucek okaże się aniołem (haha taaa, diabeł zostanie aniołem. Stan poatakowy się u mnie włączył) i zwróci Lucy jej ukochanego. Sama powiedziała że go kocha więc... zakochana paraa! Emil i Lucy! (nie rymło się... :d)
No, rozdział był zaczepisty ziął!
Pozdrawiam i czekam na nexta i niechaj Emil wróci do Lucy normalny a nie, odmieniony chuj wie jak.
No, pozdrawiam i do nexta ^^
Elfik Elen po ataku szału i zacieszu :P
PS. Proszę, nie oceniaj mnie zbyt krytycznie. Po prostu, wczułam się w rolę Lucy i same jakoś te ataki nadeszły... serioo :*
A i zapomniałam. KOTEK?? KOTEK PIJE MLEKOO, KOTEK PIJE MLEKOO. Znowu odpierdala... ale to fajnie że Lucy ma teraz Emilkę, jako kotka.
UsuńEj... Wiesz co... Ja się tak nie bawię. Może trochę mniej łez i dramatyzmu, co? Bo ja już wylałam morze łez i mi kotlety rozmiękły...
OdpowiedzUsuń_
Zapraszam: http://ignis-vitae.blogspot.com/
Kolejna świetna część! Po prostu nie wiem, co napisać.. Doskonałe :) Przeczytałam wszystkie poprzednie części i to opowiadanie strasznie mi się spodobało <33
OdpowiedzUsuńhttp://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/
JEZU RYCZĘ!
OdpowiedzUsuńPłaczę. Kobieto doprowadziłaś mnie do płaczu, a uwierz nie za często to robię ;-;
OdpowiedzUsuńAaa!!! Nie wiem co napisać!
OdpowiedzUsuńShizowy ten rozdział... KOTEK EMILKA!!! <3
Ech... Prawie się poryczałam :'( A ja nie płaczę :D Np. Dziś wylałam sobie na ręce wrzątek i nic. Nawet nie krzyknęłam. Albo... Oglądamy z koleżankami Tytanica, wszystkie jak leci ryczą, a ja? Poker-face!
Więc szacuneczek Tobie, że Ci się udało! ;P
Ale ten kotek... Ja sobie czytam, i nagle patrzę, a tam gdzieś dalej, że Emilka coś robi... I ja głupia myślę, że chodzi o Emila! No i dochodzę do tego fragmentu, a tu kotek! I ja w płacz! :'(
No ale przynajmniej trafi do piekła z wujkiem Luckiem <3 (matko, jak to brzmi... :D)
Ech... Za mało snu...
Pozdrawiam i weny życzę, Spite :D
Dziewczyno! Czytałam ten rozdział jak byłam z przyjaciółką na mieście (ona mnie rozumie, że czasami myślami jestem gdzie indziej...) i musiałam powstrzymywać łzy! Jak mogłaś mi to zrobić! Jak mogłaś to zrobić Lucy?
OdpowiedzUsuńBiedna dziewczyna. W końcu przyznała się do tego, że czuje do niego miętkę, a tu taka niespodzianka. Przykra niespodzianka. Emil traci życie, Lucy zmysły. Nawet imię dla kota jest związane z jej ukochanym. Rany, jak Ty ją katujesz. :C
Emil jest u Lucyfera, to dobrze. To znaczy źle! Dobrze... źle! Cholera, gubię się w zeznaniach! Ważne jednak, że Lucy wie, gdzie go szukać, nieprawdaż? Prawda - odpowiedziałam za Ciebie. :P
No to życzę weny i czekam na kolejny rozdział. :*
Twój prywatny psycholog. <3
super
OdpowiedzUsuńobserwuję :)
liczę na rewanż http://blackleopard-official.blogspot.com/
Uuuu, Lucy jaka bezwzględna. Aż żem się przestrachała D:
OdpowiedzUsuńBabcia dobrze zrobiła, że ją uśpiła :C biedna Lucy, się zestresowała. Tak bardzo jej zależy na Emilu!
WUJEK LUCYFERRRRRR! W końcu *__* czekałam na niego całe wieki!
Fajnie go przedstawiłaś! Od razu miałam jego obraz przed gałami!
Buuu, myślałam, że Emilka będzie żyła, no nieeeee t.t. Będę płakać! Ale na pewno odrodzi się w kim innym, no kurdę! Lucek, pomóż Lucy!
...O. WTF. Końcówka mnie zdziwiła D: Piekło jest fajne C: dołączę do niego!
Uwielbiam Twoje komentarze :) Stanowią świetne połączenie z powyższym przezabawnym tworem :D
UsuńPrzeczytałam dziś wszystkie twoje posty w zaledwie kilka godzin :D Jak ja się uśmiałam, nie no nie mogę, vanish, domestos, kotlety, calgon... Brawa za tak świetne opowiadanie :D Masz niezwykłe poczucie humoru haha. Twoi czytelnicy też są niesamowici ( tak, wiem dla was przecież też należą się brawa w końcu wiernie czytacie opowiadanie króliczka :] ) i czasami przerażający z tymi swoimi komentarzami :D Ja właśnie dołączam się do grupy fanek :) Obserwuję i już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń---
http://oko-w-oko-z-przeznaczeniem.blogspot.com/
Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na następne rozdziały!
Zapraszam do mnie: http://dziewczyna-produkt.blogspot.com/
Czekamyyyyyy!!! Szybko następne, bo otlety nas pożrąi nie będzie miał kto czytać ;)
OdpowiedzUsuńps uwielbiam to czytać ;3