Mój wujek nienawidzi spóźnień. Zazwyczaj nie widać tego po człowieku, dopóki go nie zobaczysz.
Chyba, że twój wujaszek to Lucyfer, szatan nad szatany.
Niebo zakryły czarne jak smoła chmury, a ja słyszałam wszędzie nerwowe szepty i stukot obcasów. Wszyscy uciekali przed zapowiadającą się ulewą.
Ci, którzy pozostali, to skończeni kretyni. Czyli ja i Emil. Ale to nie nowość.
Macałam powietrze w poszukiwaniu windy, naszego wyzwolenia, ale za żadne skarby świata nie mogłam go znaleźć.
- Siadaj do wozu!- Ryknęłam.- Jedziemy do drugiej!
Odpaliłam stacyjkę i wcisnęłam gaz, nie przejmując się już reakcjami niewinnych przechodni. W końcu kobieta za kierownicą, tak?
Druga z bram do Salidie znajdowała się obok kiosku (Przypadek? Nie sądzę). Dotarliśmy tam dość szybko, na szczęście deszcz jeszcze nie zaatakował. Z niepokojem ujrzałam kolejne puste miejsce. Podeszłam jeszcze do punktu, w którym powinno znajdować się wejście, dla pewności. Ale to na nic.
Emi oczywiście przez cały ten czas siedział i nic nie robił, może za wyjątkiem zadawania pytań retorycznych: "Tego tu nie ma? A pierwsza też nieczynna? To na niebie to chmury, czy coś innego? Nie łapię".
Naszym jedynym wyzwoleniem była machina obok fontanny, w centrum. Ale i ono zawiodło.
Czyżbyś my byli uwięzieni na ziemi, na tym łez padole, na tej męczarni planecie?
Najwyraźniej tak.
Niebo przecięła pierwsza błyskawica. Była czerwona. Brakowało jeszcze deszczu krwi.
Chwila. Wykrakałam.
Ludzie biegali wokół jak szaleni, drąc się w niebogłpsy "Koniec jest blisko!" czy "Apokalipsa!". Jedynie sześcioletnia dziewczynka zbierająca kwiaty z łąki nieopodal śpiewała pod nosem "Wlazł kotek na płotek i mruga...". Miała dźwięczny i melodyjny głos. Wyglądała w swojej białej sukieneczce jak malutki aniołek. W jednej chwili przeobraziła się z istoty dobrej i cudownej na małego diabła wcielonego, a to wszystko tylko za sprawą pogody.
Emil spojrzał na nią ze łzami w oczach. Może za bardzo przypominała mu...
- Mary!- Krzyknął i rzucił się na dziewczynkę. Ona spojrzała na niego ze strachem i jednocześnie odrazą. Uciekła.
Chłopak wrzeszczał jeszcze za nią, żeby się zatrzymała. Że wszystko będzie dobrze. Że ją ochroni.
Zrozpaczony usiadł na środku ulicy i ukrył twarz w dłoniach. Podeszłam do niego.
- Emil...- Zaczęłam. Nie byłam dobrym psychologiem.
- Zostaw mnie. Proszę.- Szepnął smutno.
Na niebie zagościła kolejna błyskawica. Syknęłam z bólu, który nagle poczułam w lewej piersi. Wujek chyba jest bardzo zły.
Może to nieodpowiednie do sytuacji, ale poczułam się jak w filmie. Zrozpaczony chłopak na środku ulicy, tradycyjnie deszcz oddający dramtyzm sytuacji. I pioruny, dla efektów.
Kręciłam się po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia z sytuacji. Ciszę przerywały tylko grzmoty i bębnienie deszczu to o szyby, to o asfalt.
Nagle cała ulica wypełniła się dźwiękiem kroków. Jakby...
Marszu żołnierzy. Wiedziałam, co to oznacza.
- Emil! Wstawaj, zmywamy się stąd!- Wrzasnęłam i zaczęłam go szarpać.
- Zostaw!- Wyrwał mi się.- Kontempluję nad sensem życia!
Kroki były coraz bliżej.
- Nie będziesz mógł tego robić, kiedy go nie będziesz miał!- Warknęłam i z trudem wepchnęłam go do samochodu. Niczym błyskawica przedzierająca w tym momencie niebo wystrzeliłam z centrum.
- Co tu się dzieje?- Popatrzył na okolice jak nieprzytomny.- Kiedy zaczęło padać? Czy to- przyjrzał się substancji na swoich rękach- krew?
- Wujaszek lekko się wkurzył- wysapałam z nadmiaru emocji. W oddali rozległ się grzmot.
- On to chyba słyszy.- Zauważył Emil.
Skupiłam się na drodze i balansowaniu między kolejnymi błyskawicami. Do tego dochodziło ścieranie krwi z przedniej szyby. Wcale mi nie pomagasz, Lucek!
Miałam właśnie skręcić w boczną uliczkę, kiedy przed auto wyskoczył tłum gości w różowych skafandrach. Zahamowałam gwałtownie.
- Co?- Patrzyłam na mężczyzn wyglądających groźnie i łagodnie zarazem.- Kto to?- Zapytałam Emi'ego.
- Nie wiem.- Odpowiedział i rozejrzał się.- Czekaj. To Zabójcy.- Wyszeptał.
- Nie sądziłam, że mają różowe skafandry. Liczyłam raczej na wyszczuplającą czerń.
Naprzeciwko wyszedł nam wysoki blondyn, który oprócz uroczego stroju miał czerwoną pelerynkę zarzuconą na plecy. Nawet nie był poplamiony krwią, choć to niemożliwe. Wciąż padało. Dumnie uniósł głowę i spojrzał na nas z wyższością.
- Co ty tu robisz?- Zapytał donośnym głosem. Deszcz nadal bębnił, stawał się coraz silniejszy.
- Robicie!- Syknęłam cicho, ale poczułam, jak Emi szturcha mnie w bok.
- Taki piękny dzień na przejażdżkę.- Wyjąkał.
Dowódca uśmiechnął się.
- Kiosk we własnej osobie. Dawaliśmy ci dwa dni życia, a tu minął już... tydzień?- Ironizował.
- Coś koło tego.- Mruknął chłopak, a jego ręce wędrowały w kierunku schowka. Była tam tylko mapa i zapasowe środki czystości. Co, ma zamiar ich otruć Vanishem, czy pociąć krawędzią mapy?- A dlaczego macie różowe skafandry? Czyżby biel wyszła z mody?- Odszczekał się. Schowek pyknął cicho i otworzył się.
- Poniekąd.- Wzruszył ramionami kapitan.
- Ktoś, nie powiem kto, zażyczył sobie peleryny!- Krzyknął ktoś z tyłu. Po ulicy rozległy się chichoty, a na twarzy dowódcy wystąpiły rumieńce.
- Superman taką miał...-Wymamrotał.
- Tak, Billy. Jasne- odparł oschle nastolatek, wyciągając ze schowka proszek do prania.
- Co ty, zamierzasz włożyć ich do pralki i wyprać?!- Parsknęłam. Być może odrobinę za głośno.
- Co to było?- Wyprostował się w gotowości Bill.
- Słucham radia.- Bronił się Emil.- Nowy program radiowy.
- Pogłośnij.- Uśmiechnął się fałszywie wróg.
Towarzysz dźgnął mnie ponownie, przekręcając gałkę od głosu.
- Jeśli masz zamiar włożyć do pralki swoje ukochane pluszaki i wyprać je, nie rób tego bez namysłu.- Improwizowałam.- Wybierz nasz proszek do prania Calgon. Czyści twoją pralkę, a pranie jest czyste i pachnące!- Powstrzymywałam się od śmiechu. Na koniec zanuciłam:- Dusza, życie każdej pralki to Calgon!
Słysząc, że żołnierze nie nalegają na wyłączenie, musiałam kontynuować.
- Reklama.- Powiedziałam tym dziwnym głosem, którym mówi babka z Rmf fm.- Słuchacie państwo Rmf fn, nowego radia w maszym pięknym miasteczku!- Ożywiłam się.- Piękny, słoneczny dzień w redakcji, na dworze spokój. Czyż może być lepiej? Ano może! Tylko dla was, piosenka Coldplay- Paradise- zakończyłam i przeczekałam chwilę na reakcję słuchaczy. Cisza. Zaczęłam nucić melodię jak najbardziej realistycznie. Kiedy skończyłam, dowódca nareszcie się odezwał, a Emi udał, że wyłącza radio.
- Bardzo realistycznie, nędzny robaku.- Mruknął.- Ale Zabójców nie oszukasz. Przeszukać auto!- Rozkazał dwóm żołnierzom po jego lewej. Popatrzyłam na towarzysza ze złością i przerażeniem. Co teraz zrobimy, hm?
- Panuję nad sytuacją.- Szepnął, choć w jego głosie słyszałam nutę strachu. Świetnie! Panujesz nad sytuacją, podczas gdy goście w różowych skafandrach przeszukują nasz wóz z damskimi ubraniami! Może jeszcze ukrywasz tu jakiś nielegalny towar? Domestos, albo przeterminowane kotlety?
Postanowiłam się uspokoić. Co najwyżej skręcę wszystkim kark.
Żołnierze podeszli najpierw do tylnych drzwi. Zaczęli szeleścić reklamówkami z zakupów, ale najwyraźniej nie sprawdzali zawartości, bo kąciki ust nawet nie drgnęły.
Potem przeszli do bagażnika. Z tym nie powinno być problemu.
Klapa odbiła się do góry z wdziękiem. Z bagażnika wyleciała jakaś postać, wymachując rękami i krzycząc coś niezrozumiałego. Zapewne jakiś bezdomny. Albo Bond w przebraniu.
Zabójcy powiedli za uciekinierem wzrokiem.
- Co to było, do jasnej...- Zaczął jeden z nich.
- No, lećcie za nim!- Wrzasnął Bill.- Już!- Popchnął do przodu podwładnego.
Kontrola trwała nadal. Na końcu przyszła pora na najgorsze. Drzwi obok mnie otworzyły się ze skrzypem, a młody brunet zaczął rozglądać się po wnętrzu. Stał tak przez chwilę w osłupieniu.
- Co zrobiliście Mary?- Rzucił niby od niechcenia Emil.
- To, co musieliśmy.- Zarechotał dowódca.- Martwisz się o nią?- Zapytał z sarkazmem.
- Co jej zrobiliście?- Syknął chłopak, gramoląc się do wyjścia z samochodu.
- Muszę powtarzać?- Zaśmiał się.
Nastolatek podszedł do wroga i zmierzył go wzrokiem. Rozmawiali jeszcze ze sobą.
O obecności poszukiwacza skarbów samochodowych w różowym skafandrze przypomniałam sobie, gdy jego ręka spoczęła na moim udzie. Odruchowo podniosłam rękę i przywaliłam mu z liścia w twarz.
Strażnik upadł na ziemię, rozcierając bolące miejsce. Wszystkie oczy zwrócone na kapitana i Emi'ego przeniosły się na nas.
- Tu... Tu kto- ktoś jest- jąkał się Zabójca. Joe, jak wyczytałam z jego tatuażu na nadgarstku. A może to jego ukochany? Może wszyscy Zabójcy to panowie z miękkkimi łokciami?
- Pleciesz bzdury.- Do pomocy przyszedł starszy z żołnierzy i zajrzał do środka. Posłałam w stronę jego serca cieniutką wiązkę lodu, tak, aby go jedynie odrzucić, nie zabić.
On także upadł na ziemię i zaczął szamotać się po drodze.
- Miota nim jak szatan!- Wrzasnął ktoś, a ja przetwarzałam informacje. Jak szatan, jak szatan... Wujek!
Wysiadłam z pojazdu, depcząc po poszukiwaczach. Do samochodu zbliżyło się kolejnych pięciu żołnierzy, chcących zobaczyć, kto wywołał awanturę.
A ja podsłuchiwałam rozmowę Emila z Billym.
- Nie mogłeś tego zrobić.- Powiedział chłopak łamiącym się głosem. Cały drżał.
- Oczywiście, że mogłem. Jestem jednym z pułkowników.
- Ona taka nie jest!
- Nie była, Kiosku. Teraz taka jest i dobrze jej się wiedzie.- Zarechotał.
- Obiecaliście!
- Że dopóki będziesz w ośrodku żywą reklamą, będziemy ją chronić i nawet jej palcem nie tkniemy. Ale czasy się zmieniły.- Posłał pięść w stronę brzucha Emi'ego. Jęknęłam, ale potem z żądzą zemsty podeszłam jeszcze bliżej.
Dowódca rechotał na cały głos, a mój towarzysz siedział zrezygnowany na asfalcie, z twarzą wykrzywioną bólem.
Coś we mnie zawrzało, w mojej głowie zaczął rodzić się plan. Nigdy nie byłam typową złą osobą, pomimo, że jestem Śmiercią. Oddaliłam się od typka, wzięłam rozbieg i... powaliłam go na ziemię, okładając pięściami.
- Kłamca! Gnida! Zdrajca! Voldemort!- Z każdym nowym wyzwiskiem: nowy cios.- Tchórz!- Po tym słowie kapitan zepchnął mnie ze swojego ciała.
- Co to było?- Spojrzał na Emila, którego oczy przypominały teraz dwa mielone.
- Wiatr?- Jęknął.
- Wiatr okłada cię pięściami krzycząc wyzwiska?!- Kopnął chłopaka, a ten zatoczył się w krwi. Nie wiedziałam, czy to jego krew, czy ta z nieba. Miałam ochotę ponownie się na niego rzucić, ale to już zapewne przewidywał.- Robi tak wiatr?!
- N- nie.- Wysapał tamten. Dałby sobie z nim radę, gdyby nie ten atak z zaskoczenia i deszcz.
- Więc co to było?- Kolejny kopniak między żebra.
- N-nie w-wiem.
Dowódca wyjął nóż z paska na biodrach.
- Nie wiesz?- Zapytał słodko. W oczach Emila zobaczyłam mgłę. On zaraz zemdleje! Muszę działać!
Spontaniczne decyzje zawsze niosą za sobą konsekwencje. Śnieg z nieba dużo nie dawał, poszłam więc o krok dalej. Posłałam w ramię atakującego ostry jak brzytwa sopel lodu. Trafiłam.
Billy runął na ziemię jak długi. Nóż wyślizgnął się z jego rąk. Żołnierze oderwali się od samochodu i cierpiących strażników i przybiegli pomóc swojemu dowódcy. Nie chciałam go zabić. Chciałam tylko odciągnąć go od Emila.
Stałam w środku kręgu, tuż obok ciała, na zwieńczenie mojego dzieła wszystkich więc zamroziłam. Bill będzie musiał poczekać na pomoc.
Kiedy wreszcie oprzytomniałam, przypomniałam sobie o Emilu. Spojrzałam w jego oczy, zasnute mgłą.
- Nie, nie, nie, nie rób tego!- Prosiłam.- Nie zamykaj oczu!- Odgarnęłam jego włosy i dotknęłam czoła. Było gorące, na pewno biedak miał gorączkę. Położyłam jego głowę na kolanach i zaczęłam okładać roztopionym lodem.
- Lucy...- Wyszeptał słabo.
- Nie zamykaj oczu!- Wrzasnęłam, obserwując jak jego powieki są coraz cięższe.
- Nóż...- Jęknął.
Spojrzałam na jego klatkę piersiową. Nóż sterczał z miejsca, gdzie chłopak miał serce. Wyjęłam mu go jak najszybciej, aby nie czuł bólu, jednak on i tak cicho jękął. Z rany tryskała krew, a ja nie miałam już zielonego pojęcia, co robić dalej.
- Lucy?- Zapytał szeptem i spojrzał na mnie mglistymi oczętami.
- Tak?- Dalej robiłam mu okłady z lodu. Ranę zawinęłam swetrem.
- Ja... Chyba cię kocham.- Uśmiechnął się słabo. I zamknął oczy.
- Nie zamykaj oczu! Nie!- Krzyczałam.- Nie zamykaj!
Moje prośby były próżne.
- To był rozkaz.- Wyszeptałam.
__________
Zabijecie mnie za to. Tak. Tak. Tak.
Z serii; podsłuchane pod gabinetem doktora rodziny Kiosków
"Ma znikome szanse na przeżycie. Niech panie sobie nie robi zbędnych nadziei".
Więc minuta ciszy dla Emila [*]
Słowa są zbyteczne
One potrafią czynić tylko szkodę...
Ahoj :'c
czwartek, 10 kwietnia 2014
▪23
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak mogłaś?! No ja pytam jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić i zabić Emilkę!?
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam to jak przeczytałam Twojego oma na moim blogu, ale nie chciałam w to wierzyć! No ja się chyba zacznę ciąć! (spokojnie, mydłem ;P)
Ja sobie czytam i się śmieję, domownicy patrzą na mnie jak na wariatkę, i wszystko jest normalnie,a tu nagle To! A ja prawie w płacz! I dalej krzyczę "jak mogłaś!", a rodzinka "*wstaw imię*? Nic ci nie jest?"
No więc musisz wiedzieć, że mentalnie Cię zabijam!!!
Ale oczywiście rozdział napisany EXTRA i w ogóle GENIALNIE! :D
Podobnie jak poprzedni (nie wiem jak to się stało, że go nie zauważyłam... :() :D ;P :)
Weny Ci życzę i jeszcze raz pytam: "Jak mogłaś?!"
*koma :D
UsuńNo nie!! Jak moglas zabic Emila ja sie pytam?!?! To byl jeden z moich ulubionych bohaterow. Wes go wskrzes, prosze cie!!
OdpowiedzUsuńRozdzial byl super. Na poczatku smiesznie, pieknie i ladnie a koniec taki tragiczny...
No, podobalo mi sie i pamietaj, Emil ma ZYC!! :*
No, pozdrawiam i czekam na nexta
Elfik... Elen? Chyba tak :D
PS. Zapraszam na pierwszy rozdzial na moim trzecim blogu. Oto link http://www.akademiadlautalentowanejmlodziezyy.blogspot.com
No zgiń :C
OdpowiedzUsuńAle, że cooooooooo?!
OdpowiedzUsuńTwoja śmierć będzie bolesna i powolna. Nie no żartuję. Bo ty go nie zabijesz. Co nie? *słodkie oczka*
Albo wiem Ty go zabijesz, a później będą sobie z Lucy żyć w Saldie długo i szczęśliwie. Oczywiście po wygraniu WKnŚ. Tak, tak właśnie będzie. Po prostu zabicie tak całkiem jest nie realne.
I tak, tak jak zwykle notka genialne. Jak i wszystkie inne. Ale pisz już następną, bo masz się wytłumaczyć!
I Emilko pamiętaj! Śmierci się słucha! Więc teraz grzecznie otwórz ślepia.
A Salli żre żelki...
PS. Jeśli on umrze będziesz mieszkać u wujka Lucka...
UsuńNo siema :P
OdpowiedzUsuńCo ja mogę powiedzieć: super, extra, czad, bosko....
I najważniejsze chce next
Pozdrawiam
Aqua
weny :*
Zapraszam na 12 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/2014/04/rozdzia-12.html
Zastanawia mnie czy naprawdę zabiłaś Emila, czy po prostu robisz kawał i masz zamiar go wskrzesić w następnym rozdziale albo chociaż uratować po prostu ;) Masz tylko czternaście lat, a piszesz bardzo dobrze, praktycznie jak osoba całkowicie dojrzała, co bardzo się chwali ;) W tekście jest dużo humoru, który wzbogaca opowiadanie.
OdpowiedzUsuńByłam przerażona jak pojawiły się błyskawice i krew, to było świetne! Ogólnie pomysł na opowiadanie jest bardzo ciekawy i dobrze zrealizowany ;D
pozdrawiam
Courtney
www.hgwk.blogspot.com
Ej... Jak mogłaś... Uratuj go... Ja bez Emila tego nie czytam -.-
OdpowiedzUsuńMoje życie legł w gruzach...
_
New: http://ignis-vitae.blogspot.com/
Ja again. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Brawa!!!
OdpowiedzUsuńWięcej info tutaj: http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html
Heh!!! Masz drugie... Ode mnie... :D
OdpowiedzUsuńhttp://oboz-herosow-nico-di-angelo-spite.blogspot.com/p/liebster.html
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :P
Więcej w powyższym linku :D
Fajny wpis :)
OdpowiedzUsuńObserwuję Twojego bloga, czy mogłabym liczyć na rewanżyk ? :)
http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/
Dobra! Nadrabianie mode: on!
OdpowiedzUsuńHuehuehue, "Ci którzy zostali, to skończeni kretyni, czyli ja i Emil" XD.
Hmmm, ciekawe co jest z tymi przejściami.
"Zostaw, kontempluję nad sensem życia" mwhaha!
Czo? Różowe kombinezony D: ? Ale że what the fuck XD? SuperVanish czy co XD?
Lucy nadawałaby się jako radio XD. Zamień ją w radio.
Domestos je mój! XD Tylko ja go mam w bagażniku auta ohoho! BUAHAHAHA. Czemu ta postać wylatująca z bagażnika skojarzyła mi się ze mną XD? Wystąpiłam w twoim opowiadaniu! XDDD lol.
Nie ma to jak wyzwać kogoś od Voldemorta, hell yea!
Buuu, nieeeee! Emil! ...Ale pewnie zmartwychwstanie, więc się nie martwię XDD! To, że wyznał jej miłość było... wzruszające! Emilka [*] kotlet [*]