NOTKA, WAŻNE, WAŻNE, WAŻNE !!!
Cóż, z wielkim bólem serca prezentuję Wam ostatni już rozdział Śmiertelnej Myśli.
Mam nadzieję, że czytanie jej było dla Was wielką przyjemnością i że może kiedyś powrócicie do niej myślami, a kotlet nie będzie się Wam kojarzył tylko ze zbitką mięsa usmażonym na oleju.
Pozostał epilog i...
*famfary*
Już teraz ogłaszam, że zaplanowana już jest druga część! Mam nadzieję, że się cieszycie i że nie macie jeszcze dość Lucmilki.
Na koniec jeszcze zadam Wam pytanie: "Co Śmiertelna Myśl zmieniła w Twoim życiu?".
Proszę o odpowiedzi! :)
Niechaj moc będzie z Wami!
Ps. FANPAGE tutaj. Można na nim zobaczyć m.in. moje amatorskie przedstawienie Lucy i notki z życia codziennego Królika. Tak, tak, teraz to trochę nie na miejscu. Nie nawijam! Macie, macie, i nie gryźcie!
Ah, polecam też wierszykowane komentarze, hihi. U Abigail i Cleo. Kto na nie nie zagłosuje w konkursie, ten kotlet.
Głośne oklaski odbiły się od ścian sali,
ogarniając wszystkim uczuciem otępienia. Każda z osób na widowni nie
posiadała się z radości na wieść o kolejnym etapie międzywymiarowego wręcz
konkursu o wielkiej skali. Nieważny był dla nich krwawy finał, w którym tylko
jedna osoba osiągnie cel, interesowała ich rozrywka i chęć odlepienia się od
rzeczywistości, w której skończyliby gorzej niż my teraz.
- Panie i panowie!- Zagrzmiał potężny głos prezenterki
ubranej w elegancki komplecik bizneswoman.- Jak już wiecie, na imię mam Hela i
będę prezenterką niesamowitego wydarzenia, które ma miejsce właśnie teraz, na
waszych oczach!- Zaszczebiotała radośnie, podskakując niczym dziecko, cieszące
się na wieść o prezencie od rodziców.- Przypomnę jeszcze, że dziś odbędzie się
drugi etap Wielkiego Konkursu na Śmierć. Z powodów organizacyjnych musieliśmy
przełożyć ten dzień na datę dzisiejszą, ale zapewniam was, że wszystko już w
porządku i możemy kontynuować! Na początek przedstawię jeszcze parę spraw...
Westchnąłem głęboko i
ukradkiem spojrzałem na stojącą obok Lucy, której oczy były wciąż zamglone,
choć nie tak bardzo jak po przebudzeniu się w Salidie. Lucek powiedział, że to
z powodu próby odzyskania wspomnień. Nie wytrzymała, bo nie miała gdzie
zostawić cennych wspomnień.
Wbiłem wzrok w niewidzialny punkt na ścianie naprzeciwko.
Próbowała. Może
podświadomie chce odzyskać to, co utraciła? Czy był to raczej nagły impuls,
spowodowany opowieściami o przeszłości? Potrząsnąłem głową. To już nie ta sama
Lucy, to...
-... jej wrak!
Znaleźliśmy jej wrak!- zachichotała radośnie Hela.- Spodziewaliśmy się
działającej łodzi, a tu taka niespodzianka!- Po chwili spoważniała, jakby
przypomniała sobie o zasadach nakazanych przez rodziców, lub w tej sytuacji-
przez radę- i ciągła dalej urzędowym tonem.- Regulamin brzmi następująco...
Wrak człowieka. Czy ja też nim nie byłem?
Całe moje życie jakby od początku sprowadzało się do
rozczarowania, bólu i smutku.
Urodziłem się i miałem zaszczyt spędzania paru chwil z moim
szanownym tatą Kioskiem, który najwyraźniej nie miał ochoty na nauczenie mnie
rodzinnego fachu, lecz skupiał się bardziej na podrzuceniu mnie do starego
zrzędliwego wuja, do którego zresztą trafiłem. Musiałem opiekować się jego
rozpieszczoną bardziej niż największa księżniczka córką, dzięki której znam
teraz najnowsze krzyki mody i umiem dopasować buty do sukienki. Potem wujaszek
stwierdził, że będzie nam dobrze u Zabójców, więc czemu nie? Wykopał nas do
ośrodka, gdzie kazano mi propagandować organizację, a Mary odizolowano, ucząc
jak najlepiej sztuki zabijania. Wreszcie wymyśliłem plan intrygi, genialny w
swojej prostocie, ale szef oddziału nie zgodził się na to, przez co musiałem
działać na własną rękę.
A potem poznałem Lucy.
Zaczęły się wyzwiska, kłótnie, bójki, chęci zabicia się
nawzajem, ale też wspólne spotkania, rozmowy, zwierzenia i żarty.
Tak. Kiedy Luc wkroczyła do mojego życia, naprawdę poczułem,
że żyję. Odkryłem, że życie jest siebie warte, gdy ma się przy sobie
odpowiednią osobę.
Nawet jeśli dziewczyna
zabiłaby mnie w ośrodku, czy też zginąłbym w mieście Zielonych- byłbym
szczęśliwy, bo poznałem smak prawdziwego życia.
A teraz tracąc Lucy,
straciłem też tamto dawne, dobre życie. Wróciłem do cierpienia, płaczu i
rozczarowania.
Poprawiłem kołnierz białej koszuli, wygrzebanej ze starej
szafy Lucka specjalnie na tą okazję. Reszta ubioru, czyli spodnie od garnituru
i wizytowe buty przyprawiały mnie o mdłości i poczułem się jak gość od
księgowości.
Spojrzałem ukradkiem na Lucy, którą przywdziano w prostą
czarną suknię, której tren ciągnął się majestatycznie po ziemi. Całość
połyskiwała w świetle i doskonale kontrastowała z bladą cerą dziewczyny, a
czarne końcówki jej włosów wtapiały się w materiał. Niesamowite, że coś tak
błahego może sprawić, że wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj.
Zauważywszy moje
smutne spojrzenie, Lucy chwyciła mocno moją rękę, ściskając ją mocno. Jednak
nie była to oznaka czułości czy przejaw strachu. Raczej przestroga, że jeśli
nie odwrócę wzroku na innych, skończę marnie.
Uśmiechnąłem się smutno i zdjąłem dłoń dziewczyny z mojej
ręki. W jej oczach zauważyłem zaskoczenie, które jednak znikło, kiedy chłonąłem
wzrokiem konkurencję.
Pozostali uczestnicy byli ubrani w odświętne stroje o
dziwacznych krojach i kolorach, z niedopasowanymi dodatkami i sporym
przepychem. Wszystko lśniło, pokryte diamentami i brylantami, które miały
zamiar zadziwić i oczarować sędziów lub przekupić ich po oderwaniu od sukien i
kostiumów. Kobiece fryzury przypominały kłębki po przejściu tornada, a
mężczyzn- ulizane fryzurki grzecznych panów czy też kelnerów w restauracjach.
Jedyną rzeczą, która nie zmieniła się od pierwszego etapu były ich pełne
nienawiście spojrzenia, wędrujące po całej sali, które świdrowały niewinnych na
wylot wzrokiem mówiącym "I tak zginiesz, a zwycięzcą będę..."
- Ja...
Oprzytomniałem, patrząc jeszcze niewyraźnym wzrokiem na Lucy,
która wypowiedziała to słowo, jakby słyszała moje myśli i przedstawiała mi
jednocześnie swój nowy plan.
- Ja...- Powtórzyła cicho, spuszczając wzrok na ziemię.- Ja
nie chcę być Śmiercią!- Wykrztusiła parę słów, tłumiąc płacz.- Nie chcę zabijać!
Miałem ochotę objąć ją ramieniem, przytulić i patrząc w jej
piękne, niegdyś fiołkowe oczy powiedzieć ciepłym, kojącym głosem: "Nie
zabija, doprowadza do Salidie", tak jak za dawnych, dobrych czasów. Ale
bajka się skończyła, a jej książę na białym rycerzu nie dojechał i nie uratował
jej z opresji. Mit o szczęśliwym zakończeniu został obalony, a dzieciom będzie
się przedstawiać smutną i bolesną prawdę, że bohaterowie jednak nie żyli
"długo i szczęśliwie". O ile przeżyją, bo w obecnej chwili nic nie
było nam znane.
Ale zamiast tego stałem i głupi patrzyłem, jak dziewczyna
załamywała się psychicznie i raz po raz spoglądała na mnie, aby ujrzeć tylko
zaskoczony wyraz twarzy. W końcu przełamała się i zacisnęła usta, patrząc na
mnie kolejny raz.
- Zresztą, co ty tam
wiesz. Ty przecież nie masz takich problemów. Skończysz, żyjąc z ukochaną długo
i szczęśliwie.- Syknęła, przenosząc na końcu wzrok na prezenterkę, zasłaniając
jeszcze twarz włosami- być może po to, aby ukryć łzy, lub też aby ukryć
zawiedzioną minę.
Z niewinnej i
przestraszonej zmieniła się w stanowczą, samodzielną i złośliwą, jak dawniej.
Były to powracające wspomnienia, własny wybór czy może stosowna do sytuacji
odpowiedź? Pierwsza opcja raczej odpada, bo gdyby wspomnienia powróciły,
dziewczyna zwijałaby się z bólu.
Lucy, mogłabyś
wreszcie zrzucić tą maskę i ukazać swoje prawdziwe oblicze.
Przejechałem dłonią po włosach, mierzwiąc je jeszcze
bardziej. Co tak właściwie chciałem zrobić? Co powinienem był zrobić?
Nagle mnie olśniło. Chciałem zapomnieć. O wszystkim.
O wstrętnych,
mrożących krew w żyłach potworach, czających się w ciemności, o istnieniu
Piekła i Nieba, o swojej przeszłości, o Lucy...
Ale nie mogłem. Nie
mogłem zapomnieć, bo stało się to już cząstką mojego życia, a zapomnieć o tym,
to jak zapomnieć o życiu.
- A teraz
najważniejsze.- Oznajmiła z poważną miną Hela, nie utrzymując kontaktu wzrokowego
z żadnym z uczestników.- Tym razem mam przyjemność ogłosić, że na drugim etapie
nasz konkurs się skończy. Po nim zobaczymy się po raz ostatni na ogłoszeniu
wyników.- Uczestnicy westchnęli ulgą, za wyjątkiem mnie. Wydawało mi się to za
proste, aby zaraz po drugim etapie, składającym się z prezentacji, konkurs tak
po prostu miałby się skończyć.- Jednakże!- Kobieta uniosła głos.- Dotychczasowe
zasady zostaną zmienione. Na dzisiaj nie będzie zaplanowane paradowanie w
pięknych strojach i machanie rączkami niczym miss świata. Bo dziś...
Serce zakołotało mi w piersi, a rozum podsuwał coraz to
gorsze scenariusze. Zmierzenie się z okrutnym potworem, wyprawa na górę w
poszukiwaniu bezcennego składnika, który zapewne i tak nie zostanie
wykorzystany, próba ciała i umysłu, gdzie w odosobnieniu zmierzasz się ze samym
sobą, czy też może…
- Przerwa na reklamy!-
Na scenę wkroczyła z uśmiechem na ustach wysoka i szczupła kobieta, ubrana
podobnie jak Hela. Zapewne była członkinią rady, która zadecydowała, że ciekawość
osiągnęła kulminację i stosowne byłoby zrobić tutaj przerwę.- Przygotujcie się
do startu!
Nie wzięła pod uwagę tego, że trudno było przygotować się do
startu, jeśli nie wiedzieliśmy, na co się przygotować. Zignorowała gniewne
spojrzenia widzów i razem z Helą zeszła ze sceny.
Miałem ochotę oprzeć się o mur i walić w niego głową, mrucząc
pod nosem przekleństwa i słowa motywacji typu: "Zginę marnie!".
Zamiast tego usłyszałem głośne kroki, zmierzające w moim kierunku. Powoli
przeniosłem wzrok na przybysza, czując, jak moje serce wypełnia coraz to
większa nienawiść. Chłopak w czarnej koszulce i dżinsach wyglądał bardziej
nonszalancko, niż powinien i co więcej- sprawiał, że zazdrościłem mu jego
wygodnego, codziennego stroju, podczas gdy ja musiałem męczyć się w koszuli i
garniturowych spodniach. Odgarnął z czoła kasztanowe włosy i jak gdyby nigdy
nic, objął Lucy ramieniem.
Poczułem, jak moje
oczy płoną nienawiścią, wymierzoną w tego osobnika. Pobyt w Piekle ani trochę
go nie zmienił.
- Kopę lat, kuzynie.-
Przekrzywił lekko głowę i przyjrzał mi się pod odpowiednim kątem, uśmiechając
się szyderczo.- Zbladłeś.- Oznajmił.- Czyżbym cię zaskoczył?
- Mike.- Syknąłem,
zaciskając pięści.
- Ładnie wyglądasz w
tej koszuli.- Ciągnął beztrosko.- Ostatnio ubrałeś się tak... na urodziny Mary,
czyż nie?
Rzuciłem okiem na Lucy, której oczy wydawały się wręcz lekko
iskrzyć, jakby szczęśliwe ze spotkania. Prychnąłem cicho. Gdyby to było możliwe.
- Co tu robisz?-
Spytałem z zaciśniętymi zębami.
- Przyszedłem życzyć
Lucy powodzenia.- Rzucił z uśmiechem.
- Jak uciekłeś się z
Piekła?
- Nie uciekłem.
Wypuścili mnie.
Wypuścili? Lucyfer ujrzał, że pan Lubię-Kanapki-Z-Keczupem
nie jest taki groźny i zamiast skazać go na banicję z Hell O' Kitty wypuścił
wolno i dał wejściówkę na WKnŚ?
Po sali rozbrzmiał dźwięk gongu, który zapewnie miał oznajmić,
że przerwa dobiegła końca. Mike posłał mi jeszcze pełne triumfu spojrzenie i
zrobił coś, czego nie wybaczę mu do końca swoich dni.
Przyciągnął do siebie Lucy i namiętnie ją pocałował.
*PRZERWA
NA REKLAMY!*
Miałem ochotę wziąć największą patelnię świata i
przywalić mu w tę jego szczerzącą się buźkę, ale gdy ujrzałem, że Lucy ani
trochę się nie sprzeciwia, ale zachowuje wręcz, jakby jej to w ogóle nie
przeszkadzało, pękła we mnie bariera odgradzające emocje od czynów. Spokojnie
podszedłem do Mike’a i wymierzając cios w twarz, zamachnąłem się mocno i
trafiłem. Chłopak poleciał parę metrów dalej i jęcząc z bólu doczołgał się do
rzędu miejsc dla VIP- ów.
Chwyciłem Lucy za rękę i pociągnąłem w stronę
zebrania uczestników. Moje serce rozpadło się na kawałki, gdy zauważyłem, że
jej wzrok wymierzony jest we mnie, jak gdybym zrobił coś złego.
Spoliczkowałem się w myślach za same przypuszczenia.
Teraz muszę być w formie, aby pomóc Lucy wygrać ten konkurs i spełnić jej
marzenie, kiedy była jeszcze normalna.
Postanowiłem.
Będę ją chronił, chociażby miała mnie za to
znienawidzić.
~***~
- Wracając do tematu sprzed przerwy reklamowej…-
Hela powróciła na swoje stanowisko w centrum uwagi zgromadzonego tłumu i
wyprostowała się, starając zachować powagę. Kątem oka spostrzegłem skrywającą
się za wejściem kobietę, która uprzednio tą przerwę ogłosiła. Zapisywała coś w
swoim miniaturowym notatniku, po czym spoglądając na zgromadzonych, nakreśliła
coś jeszcze.- Więc… Dotychczasowe zasady zostaną zmienione. Na dzisiaj nie
będzie zaplanowane paradowanie w pięknych strojach i machanie rączkami niczym
miss świata. Bo dziś...- Dramatyczna pauza dodała napięcia.- Dziś
przygotowaliśmy dla was survivalową walkę o przetrwanie! Ostatnia osoba, która
nie zginie wygra nasz konkurs!
Niezmącona niczym cisza wydawała się najlepszą
odpowiedzią na podaną przed chwilą informację. Wszyscy byli zaskoczeni zmianą,
włącznie z Lucy, która do tej pory nie za bardzo rozumiała, co się tutaj dzieje.
Ni stąd, ni zowąd, z podłogi zaczął wynurzać
się wielki ring bokserski, na którym najprawdopodobniej zaplanowano walki.
Brakowało tylko tego, aby Hela zrzuciła swój nudny kostium bizneswoman i
pokazała wszystkim swe prawdziwe oblicze komentatorki bitw. Zamiast tego wzięła
do ręki mikrofon i wychodząc na środek ringu, zapowiedziała pierwszą walkę pana
Teletubisia i Ognistowłosej.
Oparty o ścianę, obserwowałem wszystkie
potyczki ludzi, którzy nie tak dawno stali obok siebie, a niejedni rozmawiali
przed startem o problemach, które mogą ich tutaj spotkać. Oglądnąłem klęskę
każdego, patrząc na coraz to brutalniejsze sposoby śmierci. Ale w końcu
przyszła też pora na mnie.
- Słynny Emil Kiosk i Diana Smith!-
Zapowiedziała walkę Hela, puszczając mi oczko na szczęście. Prychnąłem cicho.
Jakby miało mi to cokolwiek pomóc.
Gong zabrzmiał, oznaczając początek walki, a ja
wbrew wszystkim moralnym zasadom- zrzuciłem z siebie koszulę, buty i spodnie od
garnitury, dziękując sobie w myślach, że naszła mnie dziś ochota na ubranie
spodenek pod spodnie. Jednak nie był to taki głupi pomysł.
Dzięki temu prostemu zagraniu udało mi się
zyskać trochę czasu, podczas gdy przeciwniczka zmierzyła mnie wzrokiem
wykazującym pogardę i zdziwienie. Ona zapewne nie miała zamiaru zrzucać swojej
krwistoczerwonej kiecki i 12- centymetrowych szpilek. Cóż, może zadźga mnie
jedną z nich, choć muszę przyznać, że nie na taką śmierć liczyłem.
Rzuciłem się na kobietę, a jako że wcześniej
nie zainteresowałem się jej zachowaniem, gdyż nie wykazywała żadnych
specjalnych zdolności czy nieprzeciętnej nienawiści, nie spodziewałem się
żadnego kontrataku.
Moje przypuszczenia były słuszne i już po
chwili unieruchomiłem jej kończyny, wyciągając wolną ręką nóż z kieszeni.
Zamknąłem oczy i wbiłem nóż w jej lewą pierś,
słysząc, jak po raz ostatni dziewczyna wzdycha z rezygnacją.
Wstałem i w asyście burzy oklasków zszedłem ze
sceny, na którą jeszcze miałem powrócić.
Mijając tłumy nieznanych mi ludzi, zdołałem
usłyszeć różne komentarze typu: „Właśnie tego spodziewałam się po synu Kioska!”
czy też „Pewnie wyrwałby jej serce z piersi, ale nie chciał robić większego
zamieszania”.
Zacisnąłem pieści, tłumiąc złość.
Nie jestem taki jak ojciec. Nie jestem tak
okrutny.
Pierwsza walka Lucy nastąpiła zaraz po mojej i
ku jej nieszczęściu, musiała ona zmierzyć się z Ognistowłosym, który świętując
już wygraną, przybijał piątki współzawodnikom.
Gong zabrzmiał, a tłumy ucichły, patrząc jak
legendarna wnuczka samej Śmierci mierzy się z Brutusem Flamem, największym
osiłkiem znanym w promieniu pięciu kilometrów.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, z czego
jeden był przestraszony i pusty, zaś drugi pełen triumfu i pogardy.
Lucy bezradnie rozcięła suknię tak, aby sięgała
do kolan i nie przeszkadzała w walce, ale po tym stanęła jak wryta i podziwiała
ruchy przeciwnika.
Mike uplasował się zaraz przy ringu,
spoglądając na starania jego znajomej, a ja modliłem się w duchu, aby
dziewczyna przeżyła.
- Jak to dobrze, że wszyscy tu obecni są
nieśmiertelni!- westchnęła jakaś zamożna dama stojąca za mną.- Gdyby ta
panienka zginęła, jej babcia musiałaby mieć złamane serce!
- A gdyby pokonano Brutusa, nie mógłby on
zemścić się na tym, kto by go pokonał!- Potwierdził jej słowa dżentelmen obok,
zapewne jej mąż.
Zamarłem w bezruchu, patrząc na nich
wyłupiastym wzrokiem.
- Wszyscy tutaj obecni są nieśmiertelni?-
zapytałem ich drżącym głosem.
Kobieta spojrzała na mnie z wyższością.
- Kochaniutki, powinieneś o tym dobrze
wiedzieć, skoro także jesteś nieśmiertelny. Czujemy ból, a kiedy ktoś wbija nam
nóż w serce, tak jak ty Dianie, czy też zabija w sposób, którego człowiek nie
przeżyłby, po prostu przez chwilę nie możemy odzyskać sprawności, ale po
krótkim czasie wszystko jest normalne. To jedna z zasad Salidie. Każdy tu jest
nieśmiertelny!
- Cześć, Diana!- powitał kobietę, którą przed
chwilą „zabiłem” dżentelmen.
- Dobrze ci poszło!- krzyknęła do mnie
dziewczyna i uśmiechnęła się.
Spojrzałem na Lucy, śmiertelną od niedawna
Lucy, która unikała ciosów Brutusa, bijącego na oślep swoimi wielkimi
pięściami. Nie zważał on na to, że dziewczyna jest bezbronna. Liczyło się dla
niego zwycięstwo.
Brutus zapędził Lucy w jeden z rogów, ten, przy
którym stałem, i szykował się już do następnego, ostatniego w tym starciu
ciosu, który miał zapewnić mu zwycięstwo.
Lucy wyprostowała się dumnie i przymknęła oczy,
zapewne wiedząc, że to jej koniec. Widownia wstrzymała z zachwytu oddech.
Obserwowałem, jak klatka piersiowa dziewczyny unosi się raz po raz,
nieregularnie i niespokojnie.
Chłopak wyciągnął nóż, wymierzając nim w Luc. Zamierzał
nim rzucić.
Cichy świst przeciął powietrze i nóż popędził w
stronę ofiary, by ją zabić.
Nie do końca wiedząc, co robię, rzuciłem się na
ring i odepchnąłem Lucy na bok w ostatniej sekundzie, gdy nóż wbił się w kogoś
na widowni.
Turlaliśmy się po podłodze pod wpływem siły
odrzutu, aż Lucy nie wylądowała na mnie, a nasze usta połączyły się w
pocałunku.
Widownia zapiszczała z radości, a oklaski
wydawały się wypełniać salę, gdy dziewczyna trwała w tej pozycji, a ja, patrząc
na jej oczy, zobaczyłem to, na co czekałem. Zamknięte z przerażenia czarne i
puste oczy wypełniła fiołkowa radość. Nie byłem do końca pewny, co to miało
oznaczać, ale w momencie gdy nasze usta złączyły się ze sobą poczułem przyjemny
chłód, rozchodzący się po całym ciele.
Niestety czar chwili prysł, gdy Lucy oderwała
się ode mnie i ku mojemu zdziwieniu uniosła się ku niebu, pozostawiając mnie na
ringu samego.
Po wyrazie jej twarzy mogłem wywnioskować, że
ona także nie wie, co się dzieje, ale nareszcie odnalazłem wśród widowni Lucyfera,
który uśmiechał się jak szalony psychopata- najprawdopodobniej więc nie działo
się nic, co zagrażało dziewczynie.
Lucy zatrzymała się po chwili i rozłożyła
szeroko ręce. Jej włosy zaczęły powiewać na wietrze.
Pomieszczenie wypełniło oślepiające światło,
które chciało ukryć to, co nie powinno być widoczne dla ludzkich oczu. Jednakże
jakby specjalnie dla mnie, będącego w środku całego zjawiska, pozwolono na ten
zaszczyt.
Kiedy gwiazdy zaczęły zstępować z niebieskiego
sklepienia i gromadzić się wokół Lucy, światło powstałe przy ich połączeniu
oślepiło innych, aby zamaskować to, co wydarzyło się potem. Z pleców dziewczyny
wyłoniło się ogromne pojedyncze skrzydło, pokryte czarnymi niczym noc piórami,
które połyskiwały i lśniły.
- Podała się na tatusia!- Usłyszałem podniecony
krzyk Lucyfera, który jako jedyny oprócz mnie został dopuszczony do tajemnicy
przemiany Lucy.
Chwilę po jego wypowiedzi, Lucy rozpostarła swe
drugie, śnieżnobiałe skrzydło mieniące się srebrem. Otworzyła zamknięte dotąd
oczy i spojrzała w dół, na mnie, uśmiechając się lekko.
Odwzajemniłem uśmiech, jednocześnie pragnąc,
aby jak najszybciej wróciła tu i dała się uścisnąć. Wyglądało na to, że wróciła
stara, dobra Lucy, a wraz z nią- jej wspomnienia.
Gwiazdy, dotychczas towarzyszące przemianie,
wniknęły w skórę Lucy, która zalśniła niesamowitym blaskiem. Jedna z nich
tkwiła jeszcze przez chwilę w powietrzu, czekając, aż pozostałe znikną, aby na
koniec przemienić się w dość nietypowy, srebrny naszyjnik z wisiorkiem w
kształcie śnieżynki zamkniętej w gwieździe.
Gwiaździsta mgła opadła, a wraz z nią zniknęło
oślepiające światło. Lucy wróciła na ziemię i wtuliła się w moją pierś,
uśmiechając się szeroko.
- Czekałem- wyszeptałem jej do ucha.
- Tęskniłam- odpowiedziała Lucy i wtuliła się
jeszcze mocniej.
- Co to?- Przypatrując się wisiorkowi,
obróciłem go w palcach, ciekawy jego znaczenia.
- Pamiątka rodzinna.- Dziewczyna uśmiechnęła
się tajemniczo.- Ale chyba nie to interesuje cię najbardziej.- Zaśmiała się
cicho i pocałowała mnie. Cóż innego mogłem zrobić? Z przyjemnością
odwzajemniłem pocałunek.
- I że nie opuszczę cię aż do śmierci-
wymruczałem, przytulając ją raz jeszcze.
Lucy zaśmiała się krystalicznie i oderwała od
mojej piersi.
- Nie zamierzam cię w najbliższym czasie
zgarniać z tego łez padołu. Ale zdajesz sobie sprawę, że to dość długo?-
Uśmiechnęła się radośnie.
Kiwnąłem głową z uśmiechem, a ona powróciła w
moje objęcia, jakby było to dla niej jedyne bezpieczne miejsce.
- I że nie opuszczę cię aż do śmierci.-
Powtórzyła.
MAM NADZIEJĘ, ŻE KONIEC SIĘ SPODOBAŁ.
OCZEKUJCIE EPILOGU. BAJ ! <3
OCZEKUJCIE EPILOGU. BAJ ! <3
Aww pocałunek Emila i Lucy ♥
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec ;_;
świetny <3
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga: http://subsistence-lt-ff.blogspot.com/ :)
Super! Zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://lostdreams-opowiadaieozyciu-ff.blogspot.com/?m=1
Boże, jakie kochane ♥ Pocałunek! Wreszcie! Nie mogłam się doczekać :3 Mimo, że to koniec, jestem szczęśliwa, że doczekałam momentu ich zgody :)
OdpowiedzUsuń_
http://ignis-vitae.blogspot.com/
No! I w koncu zabieram się za czytanie!
OdpowiedzUsuńEgzystencjalne rozważania Emilki zawsze spoko! Nie, no, naprawdę mi się podoba i uważam, że opisy idą ci sto razy lepiej, niż na samym początku ^___^.
No, ta scena początkowa przypominała mi trochę Igrzyska Śmierci XD. W sensie, że wszyscy tak odwaleni, a oni tacy skromni!
Biedna Lucy :c jak się tak bezbronnie popłakała, to normalnie miałam ochotę odepchnąć Emila i sama ją przytulić.
No, nawet ta prezentacja przypomina mi Igrzyska XDD!
...Przerwa na reklamę zawsze spoko!
Mike. WTF? LOL. Czo on tam? CZO?!?!??!? POCAŁOWAŁ JĄ?! KUR!*#*#(*@i@iop#oip JA PIEPRZĘ! ZABIJĘ DZIADA TĘPYM KOTLETEM!!!!!!! iue&@u#iu$oiu#o NIEEEE D:
TAK! LEJ GO EMIL! PO TWARZY! NIECH KRWAWI! NIECH ZDYCHA SKURWiou@$uioi@i#oi#io JEDEN!
Spodenki pod garniakiem zawsze spoko XDD! Surviwalowa bitwa zawsze spoko! jeeeeeeeedziesz, Emiiiiil! Wiem, że w tych spodenkach masz kotlety! Wyjmuj je! WAL!
Wszyscy są nieśmiertelni, w dupę! Ale Lucy... żesz w mordę nie?! NIEEE! Do dzieła Emiiiiiil! Fajnie. Tu taki dramat i nagle ktoś dostał nożem z widowni XD. Naff w wyobraźni ma jakiegoś starego mohera z nożem w głowie!
POCAŁOWALI SIĘ!!!!!!!!!!!!! WAAAAAAAAAAAA! Jestem szcżęśliwa *___*. Łał, hardkorowe dzieje z tą Lucy. Czo ona tak lata :o?
"Czekałem", "tęskniłam" tak bardzo epicki moment! Matko! Jestem pełna euforii! Zaraz się popłaczę D: "I że nie opuszczę cię aż do śmierci" UEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! *ryczy* to takie piękne :c
Ja chcę EPILOG i drugi tom! (a w drugim tomie dzieci będą XD? ohohoho). Jaram się!
Siema, Króliczku!
OdpowiedzUsuńPrzybyłam, przeczytałam, komentuję!
Ale nie wiem, od czego zacząć. Cała historia jest tak oryginalnie wymyślona, postacie tak barwne, że po prostu... chylę czoła i wręczam tort z kotletów *chcesz przepis?*
Lucy jest silna jak dorosła, jednocześnie niewinna jak nastolatka.
Elika - brak mi słów. Konkurencja dla Logana i Nathiela.
Sally i Ally oraz Julek - chcę takie zwierzątka!
Lucyfer - chcę takiego wujka!
Babcia Śmierć - z chęcią wysłałabym ją do Piekła, ale chyba dobrze by się tam bawiła.
Mike - spadaj dziadu, łapy precz od Luc!
Naff, Króliczek, Wiesio i Mira, Abigail - nie no, wcielenie ich do opowiadania wyszło Ci jedynie na dobre!
Rewelacyjne opowiadanie! Kocham <3
I wielce się cieszę, że zdążyłam przed rozpoczęciem części drugiej.
Czekam na kolejne pełne śmiechu, miłości, kotletów i żelków rozdziały.
Obserwuję, więc komentować będę ;)
Pozdrawiam :)
Koniec :(
OdpowiedzUsuńAle jak to
ale mi smutno
Co do rozdziału to genialny był
Szkoda, że to koniec
Aqua
Ps. Zapraszam na 16 http://aquasenshi.blogspot.com/2014/07/rozdzia-16_18.html