Ostatnio zanudzałam i przepraszam za to bardzo, bardzo.
Rozdziały nie mogłam nawet zacząć, bo w szkole nawał pracy i jeszcze wyrabianie ocen na tą piąteczkę.
Następny rozdział pojawi się w najbliższym czasie i będzie on z kimś napisany!
I dlatego...
Jestem niezmiernie szczęśliwa, bo nareszcie mogę ogłosić wyniki zakończonego już konkursu.
Otóż, dostałam dwie prace konkursowe, obydwie świetne w kosmos i jeszcze dalej!
Na początek moja opinia, parę słów, potem opowiadanie i autorka, a na końcu wyniki.
Cóż, trzeba czekać na to, to dobre!
PRACA ABIGAIL !
Wielkie uszanowanko za takie coś. Naprawdę. Uważam, że to jest niesamowite i nie wiedziałam nawet, że można mnie ująć tak za serce *o ile jeszcze je mam, mwhahahahahah!*. Strasznie ciężko było mi coś wyłapać, żebyś podupadła *sadystka!* no, i koniec! Zadzieram kiecę i lecę, boyaah! ♡
Wspomnę jeszcze, że nutka szaleństwa jest- aczkolwiek w idealnej proporcji. Wnioskuję, że pisałaś to z miarką mierzącą krejziność *nowe słowo, yeah*
Ps. Nie bij za zły podział tekstu, przy kopiowaniu mi się tak robi D:
Zauważam ją przy jednym z bocznym stoisk w sklepie ze słodyczami.
Rzuca mi się w oczy, gdyż przykuwa moją uwagę bijącą od siebie energią oraz szarą poświatą otaczającą jej ciało. Od razu wiem, że mam do czynienia z wysoko postawionym duchem, lecz na tę chwilę nie potrafię sobie przypomnieć znaczenia barwy, jaka ją reprezentuję. Moje myśli wirują niczym ubrania w pokoju zakochanej nastolatki szykującej się na randkę ze swoim ideałem. W głowie mam taki chaos, że brakuje mi jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Może posiadają jakiś zalążek informacji, lecz nie potrafię ich złożyć w jedną logiczną całość –czyli norma.
Już we wczesnym dzieciństwie wiedziałam, że nie należę do tej grupy dziewczynek, które piszczą z zachwytu na widok nowej lalki Barbie czy malują się kosmetykami swojej rodzicielki. Byłam raczej strachliwa, niżeli roześmiana. Bałam się wychodzić z domu, gdyż z każdej strony widziałam ludzi o zniekształconych twarzach lub połyskujących różnymi kolorami. Gdy tylko jakaś taka dziwna istota zastępowała mi drogę to wyrywałam się matce i biegłam z dala od tego wszystkiego. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, a co dopiero jej. Przez to uważała mnie za dzikiego, nieokrzesanego bachora, którego nie da się ułożyć. Przez co trafiłam do ciotki, siostry mojego ojca, która przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Ja także cieszyłam się z tego obrotu spraw, gdyż od mamci chrzestnej biła pozytywna energia. Chłonęłam ją garściami niczym gąbka wodę. Potrzebowałam tego bardziej, niżeli tlenu do oddychania. To właśnie ona odkryła moje dziwne połączenie z umarłymi.
W końcu sama się tym lubowała – była spirytystką. To ona przekazała mi wiedzę o tym świecie.
Odkładam ciężki słój z kremem orzechowym. Szkło uderza w półkę mocniej, przez co sklep zalewa nieprzyjemny dźwięk. Machinalnie krzywię się, gdy dociera on do moich wrażliwych uszu. Wolę, kiedy duchy szepczą do nich swoje historie, niżeli takie coś. W ten sposób również zwracam uwagę innych klientów, a tym samym dziewczynę odzianą w dziwny płaszcz. Szeroki kaptur zasłania jej twarz, lecz ja już wiem, kto się tam skrywa. Gdy tylko nasze spojrzenia w jakiś sposób się krzyżują czuję, że jej energia jest ponad tę, z którą dane było mi się zmierzyć. Trwa to niecałe trzy sekundy, ale wszystkie włoski na ciele zdążyły stanąć mi dęba. Ta osoba jest blisko powiązana ze śmiercią.
Staję przy kasie, by przyjrzeć się cenom przecenionych cukierków, gdy duch postanawia opuścić sklep. Nie podoba mi się taki obrót sprawy,więc obserwuję każdy ruch zakapturzonej istoty. Próbuję jednak nie dać po sobie poznać, że moje oczy błądzą za nią. Nie chcę tego robić przy tylu ludziach, gdyż wizyta w psychiatryku jest mi raczej zbędna.
Dodatkowo kaftan bezpieczeństwa wydaje się być taką wersją gorsetu dla nadpobudliwych. Tylko, że w nich nasze ręce są bezbronne. Wiem to, bo już go kiedyś przymierzałam – nie jest to miłe doświadczenie!
Gdy zjawa znika za szklanymi drzwiami, opuszczam sklep. Wybiegam na ulicę, prawie przewracając średniego wzrostu mężczyznę o zadartym nosie oraz kwadratowej szczęce. Ma niedbale zawiązany krawat, więc wyczuwam, że musiał wstać lewą nogą. Dlatego też szybko dukam przeprosiny, gdy nasz kapturek ponownie się obraca, by znowu obczaić moje fajtłapstwo.
Fioletowe włosy wirują na wietrze, pochłaniając w swoje progi przesuszone liście opadające z drzew. Pod podeszwami moich butów pękają gałęzie, wydając odgłos chrupania. Zewsząd otacza mnie jesienna atmosfera. Nie lubię tej pory roku, gdyż zabija wszystko, co budziło się na wiosnę. Taki depresyjny kwartał. Tylko brakuje wykupionego na cmentarzu miejsca, by iść po zamykane łóżko.
Zjawa cały czas idzie przede mną. Co rusz przyśpiesza, więc muszę prawie biec, by mieć ją cały czas na oku. Nie mogę jej stracić, gdyż fascynuje mnie to, kim ona naprawdę jest. Przeczuwam, że za tym materiałem skrywa się ktoś, kto ma wiele do powiedzenia.
Kapturek wchodzi w jedną alejkę, więc nieświadomie robię to samo. Gdy tylko przekraczam róg zauważam, że nikogo nie ma. Przede mną wyrasta jedynie kilka kontenerów z restauracji oraz dzikie koty wyciągające z nich resztki jedzenia. Przemieszczam się do przodu, by zobaczyć, czy czasem się nie ukryła, lecz spotykam się jedynie z syczeniem sierściuchów i niezbyt miłymi aromatami rozkładającego się jedzenia.
Chcę już zawrócić i wrócić do sklepu, gdy ktoś łapie mnie w talii, przykładając zimne ostrze noża do gardła. Z przerażeniem przełykam ślinę, która nie potrafi przepłynąć dalej.
- Śpieszy ci się gdzieś?
– Dlaczego mnie śledziłaś? – Siedzi na skrzyni umazanej dziwną cieczą.
Wolę nie wiedzieć co to takiego.
Opieram się plecami o ścianę, próbując się rozluźnić. Jeszcze mnie boli miejsce, gdzie tkwił nóż, lecz nie na tyle, by odebrało mi umiejętność mówienia. To nie jest tego wina. Bardziej zadziałał na to fakt, że jeszcze nigdy żaden duch nie próbował mnie zabić!
– Nie wiem, czy umiem to racjonalnie wyjaśnić, ale przyjmijmy taką wersję, że chciałam poznać nowego ducha. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuję?
Lucy, bo tak nazywa się ten duch, śmieje się perliście. Jej platynowewłosy ostro kontrastują z murem umazanym sadzą. Jedynie ich końcówki wtapiają się w tło. Są tej samej barwy. Wcześniej nie mogłam tego zauważyć, gdyż kaptur mi to uniemożliwiał.
– Powiedzmy. Zastanawia mnie jednak jakim cudem widzisz mnie tak dokładnie. Nie obraź się, ale normalni ludzie widzą jedynie zarys, a ty w jakiś sposób masz mnie przed oczami jak normalną istotę!
– Jakoś nie dziwi mnie fakt, że uznajesz mnie za dziwadło. – Krzywię się na tę myśl. – Skoro taka jest prawda. I nie, nie widzę cię jako normalną istotę. Takowe nie mają tak nieokrzesanej energii oraz tego siwego czegoś wokół siebie.
– Ach! – Uderza się otwartą dłonią w czoło. Materiał płaszcza ociera się o siebie, przez co wydaje nieprzyjemny oddźwięk. – Mogłam się domyślić, że żyją tu jeszcze Pogromcy.
Muszę robić zdezorientowaną minę, gdyż uśmiecha się do mnie zwyższością. Jej czerwone usta wydają mi się zbyt czerwone. Takie jak świeża krew. Nigdy nie lubiłam czegoś takiego.
– Pogromcy to ludzie z zachowaną cząstką piekielną, czyli są w pewien sposób spokrewnieni z samym Lucyferem. To oni naprowadzają samą Śmierćna zbłąkane dusze, które nie zaczekały na to, aż ktoś się nimi zajmie.Na świecie pozostało ich już niewiele, ale jak widać jest jeszcze jakaś nadzieja, że będzie to przechodzić z pokolenia na pokolenie. Mam nadzieję, że będziesz chciała mieć dzieci?
– Że... że co? Jakie dzieci? Jacy Pogromcy? Nie rozumiem... Przecieżnie mogę być spokrewniona z diabłem! To nie wchodzi w grę! – Kucam, kręcąc przecząco głową. Te informacje są o wiele gorsze niż tak, że moja matka pragnie mnie porzucić.
– Lucy, ona jest tępa jak but! To niemożliwe, że ona ma coś wspólnego z twoim wujkiem.Zdezorientowana spoglądam na kieszeń płaszcza, z której wystaje głowa jakiegoś zwierzęcia. Jestem jeszcze bardziej zdziwiona, gdy dociera domnie fakt, że to miniatura pingwina, która teraz pożywia się żelką w kształcie węża, mrużąc swoje małe oczka.
– To... to on mówi? – Wskazuję palcem na zwierzątko.– A nie mówiłam? – Pingwin dumnie unosi główkę. – Nie dość, że tępa jak but to jeszcze dziwi ją fakt, że ja mówię, kiedy ona porozumiewa się z duchami. Jaka tu logika?
Coraz bardziej żałuję tego, że ją śledziłam. Mogłam ją zostawić w spokoju i kupić coś cioci na osłodę dnia, gdyż wiem, że dzisiaj się widzi z moją matką. Nie lubi jej odwiedzin, ponieważ za każdym razem dziwnie reaguje na nowości w moim życiu, chociaż sama o nie pyta. Ja nigdy z nią nie rozmawiam. Już dawno straciłam chęć do tego. W końcu mnie porzuciła. Nie, żebym miała jej to za złe, ale jakaś cząstka mnie nadal się na nią o to gniewa.
– Sally, trochę szacunku dla Pogromcy. – Lucy wpycha pingwina, a raczej pingwinkę z powrotem do kieszeni, jednak ta znowu się wychyla.– Sally, błagam cię. Bo więcej nie ukradnę dla ciebie żelek.
– Aaa, to dlatego byłaś w tamtym sklepie! – Klepię się w kolano. –Byłaś na małym polowaniu!
– Oho, przebłysk inteligencji. Zwracam honor! – Sally podnosi skrzydełko w górę, salutując. – Gratulacje dla...
– Alexandry. Nazywam się Alexandra, lecz od lat nie używam tego imienia. Wolę, kiedy ludzie i duchy, a szczególnie ci drudzy, zwracają się do mnie Abby.
– Prawie jak Ally! – Sally podskakuje. – Jak moja przyjaciółka. Tylko,że ona jest bardziej rozgarnięta.
Przewracam oczyma. Ten pingwin ma gadane. Możliwe też, że tak działa na nią zbyt wysoki poziom cukru. Tak, to musi być to, gdyż nikt inny jeszcze mi nie powiedział, że jestem nieogarnięta oraz tępa. Raczej uznają mnie za mądrą osobę, skoro pomogłam tylu nieżywym. A w szczególności Wisławie Szymborskiej, z którą spotkanie okazało się wręcz pouczającym doświadczeniem. Wzajemnie sobie pomogłyśmy. To była wspaniała kobieta. Aż żal, że musiała odejść.
– Wybacz za jej niewyparzony dziób, ale ona ma tak zawsze. Ona jest niezgodna.
– Tak, wiem. – Tatuaż wewnątrz mojej dłoni błyszczy błękitem. Oznacza to, że niedaleko jest dusza, która odeszła od ciała. – Nie można jej kontrolować. A teraz wybacz, muszę przemówić do rozsądku jakiemuś nieżywemu, by wrócił do ciała i czekał na twoje przyjście.
Lucy uśmiecha się po raz kolejny podczas tej rozmowy. Widać, że cieszy ją ta cała sytuacja. Możliwe, że uznała, iż przyjęłam tę wiadomość o Pogromcy.
– To przekaż mu ode mnie pozdrowienia i powiedz, że Śmierć go kocha!
Tak. Zadzieram kiecę i lecę.
PRACA NAFF !
Koniec był taki wzruszający! Rozgrzał mnie od wewnątrz! ♡ Niesamowicie napisane, taktak.
Nawet nie myślałam, żeby porównać bohaterów do bandy cyrkowców :3 I nie przypuszczałam, że Sally będzie takim burżuem B) I czysta nutka szaleństwa, to co lubię!
Przybyłam tu w mroźny, zimowy wieczór jako biedna studentka pierwszego roku dietetyki. Do tej pory nie mam pojęcia co mnie tu przyniosło. Być może głupota, być może syndrom wygłodzonego studenta z pustą lodówką, być może codzienne żywienie się bułką z chlebem i zapijanie wodą z kranu, której też czasem brakowało ze względu na niezapłacone rachunki, może to moi przyjaciele, którzy uznali, że zrobią mi świetny kawał, gdy mnie tu wyślą. Nie wiem. W chwilach, gdy potrzebujesz pieniędzy nie liczy się nic więcej poza nimi. Aby je dostać, oddasz nawet własne ciało. Stoję tu, gotowa na największe poświęcenie mojego życia, ciała i duszy za skromną kromkę chleba z pasztetem (przynajmniej z nim). Ta dramatyczna sytuacja przyprawia mnie o dreszcze, a szef całego tego przedsięwzięcia nie poprawia sytuacji. Siedzi do mnie tyłem już od 10 minut i pali fajki jak stary parowóz. W przyciemnionym, ogromnym namiocie, widzę tylko jego ogromny kapelusz i wielkie, włochate kapcie w zebre.
- Więc mówisz, że chcesz u nas pracować? - pyta mnie grubym głosem, który sprawia, że podskakuję na krześle.
- Noo, tak. Po to tu przyszłam - mruczę, lekko zakłopotana.
- Lubisz kotlety?
Milczę. Jak student w takiej sytuacji ma odpowiedzieć, że nie lubi kotletów?
- Lubię - odpowiadam, wzruszając ramionami.
- BŁĄD! - krzyczy do mnie szef, na co znowu podskakuję.
- Dobra, dobra! Zadowolę się zwykłym pasztetem! - wykrzykuję przerażona.
Szef znowu milczy. Już mam się odzywać, gdy nagle powoli zaczyna odwracać się w moją stronę... robi mi się coraz goręcej. Prawą ręką ocieram pot z czoła. Moje źrenice się rozszerzają, serce bije jak młotem... kimże jest ten typ?!
- Zważając na twoje doświadczenie... - zaczyna, gdy siedzi już przodem do mnie, dalej zasłaniając się kapeluszem - Jesteś przyjęta! - a gdy to wykrzykuje, kieruje we mnie jedno ze swoich skrzydeł.
Zaraz. Skrzydeł? Rozdziawiam buzię tak szeroko, że... jak Boga kocham, a niestety go nie kocham, ktoś by mi tam mógł teraz karpia w całości włożyć i byłoby jeszcze miejsce na sztuczće, talerz w raz z serwetką i cały stół oraz krzesło razem z kuchnią. No, cholera, przede mną siedział pingwin! Jak miałam zareagować?! Na dodatek miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, a do twarzy przyczepił sobie sztuczne wąsy, które trzymały się ledwo na lewej stronie - reszta zwisała i kołysała się powolnie.
- What the fuck? - mruknęłam cicho, zamykając buzię.
- Po chińsku ty do mnie? - zdziwił się pingwin.
Dobrze, że nie po pingwińsku.
- Nie no, trochę się... zdziwiłam. Bo... pani jest... pingwinem? Gadającym na dodatek - powiedziałam w dalszym ciągu oszołomiona.
- Sally jestem - pingwinka wystawiła do mnie swoje skrzydło, a ja je uścisnęłam - Może zechcesz się zapoznać z resztą załogi?
Ze zgrają pingwinów? Klaunów-pingwinów, akrobatów-pingwinów, lwów-pingw... dobra, zapędziłam się. Oczywiście kiwnęłam głową dla niepoznaki i ruszyłam na tyły ogromnego cyrku. Tak, moi drodzy. Mój głód przygnał mnie w rzeczy samej do cyrku. Spytacie teraz: co ja tu do cholery robię, pewnie i tak nic nie umiem, w końcu cyrkowcy trenują całe życie, ale... mam asa w rękawie. Szczególnie gdy ktoś da mi zgrzewkę piwa. Jestem wtedy szybsza od geparda ( poza tym potrafię go rozbawić samym śmiechem, tak więc poddaje się w połowie gonitwy), zwinniejsza niż akrobatka (umiem śpiewać pijackie ballady kołysając się na linie, a nawet spaść z kilkudziesięciu metrów tak jak kot na cztery łapy), a następnego dnia wyglądam gorzej, niż klaun nawet bez makijażu. Kto mnie tak naprawdę przebije?
Przeszliśmy do ogromnej hali cyrkowej i przyznaję, że się myliłam. Nie było tu żadnego pingwina. Tylko babcia w obcisłej, różowej spódniczce, która robiła za akrobatkę, młoda, wściekła dziewczyna, która rzucała w chłopaka przypiętego do tarczy kotletami - swoją drogą, on też miał różową spódniczkę, wąż z biczem, który latał za małym kotkiem krzycząc: "Zarycz, lwie!", jakiś facet, który ubrany był na czarno, pił wódkę bez popitki, a potem ział ogniem i krzyczał: "Poczuj ten ogień!" i... to chyba na tyle. I tak to było za dużo jak na moje nerwy.
Sally zaczęła mi tłumaczyć po kolei kto jest kim:
- Ten, co go kotletami rzucają, to Emil - jest kioskiem i sprzedaje bilety! Ta, co go rzuca, to Lucy - jest gorsza niż śmierć, potrafi zabić mielonym! Ten co wódkę pije i ogniem zieje, to Lucyfer, prosto z piekła, wąż to Ally, a lew to Emilka.
Że lwi kot? Ok.
- Nooo, to mi miło. Pójdę się odświeżyć, nie? A potem się z nimi zapoznam - uśmiechnęłam się niewinnie, zaś Sally chwyciła za paczkę żelek i zaczęła wciągać żelowe węże.
- Spoko - usłyszałam w oddali.
W sumie to więcej nie chciałam słyszeć. Dostałam przypadkiem kotletem, którego porwała ze sobą i uciekłam z namiotu. Ja mam pracować z taką bandą wariatów? Co to, to nie! No, ale przynajmniej mam kotleta!
Sally tymczasem stała na środku i żuła żelki.
- Zawsze tak robią - stwierdziła - nic nowego.
Reszta podeszła do niej i zaczęła się dopytywać kim była ta nieznajoma.
- Naff, czy ktoś. Mówiła, że kotlety lubi.
Wszyscy wstrzymali wdech.
- No i chciała tu też pracować, ale chyba jej się nie spodobało. Czy jest w nas coś dziwnego? - spytała Sally, dzieląc się ze swoją koleżanką Ally żelkami.
Reszta wzruszyła ramionami.
- Chyfa nfie - odpowiedział Emil z buzią pełną kotletów.
Tymczasem w misce pięknych, usmażonych kotletów jeden z nich westchnął do drugiego i stwierdził patrząc na zgraję cyrkowców:
- Boli mnie w panierce - i zamrugał smutnie oczami.
A teraz, dumdurudum, wyniki!
Jako, że jestem bardzo surowa, baaardzo bardzo, więc oświadczam...
.
.
.
.
.
Dziewczyny. Obydwie odwaliłyście kawał dobrego kotleta, pisząc to oto to.
A zwycięzcą...
Będzie...
...Cie....
...OBYDWIE!
Jakby ktoś jeszcze nie sczaił- wygrywacie obydwie! Wzruszyć mnie to nie jest łatwa robota!
Nastąpiło też potajemne losowanie, w którym wybrano tą, która jako pierwsza dostąpi klątwy, to jest przyjemności *?* pisania ze mną rozdziału. :3
Poniżej kolażyk z losowania *co prawda pianki były już po, ale git! Sprzyjały losowaniu itp!*
Więc, Abigail- możemy zacząć jutro :D
W piątek mamy ocenianie projektów i wolne, więc raczej powinnam być; wiesz, gdzie mnie szukać =^___^=
Ponadto, gratisowo, zdjęcie jury.
Na pierwszym- Żydziu kochany zamaskowany! Nie ma to jak sesyjka podczas sprzedaży gazetki! Gangsta B)
A ta złotowłosa... Yep, to taka zacieszona ja. Bonusik dla zwycięzców, chociaż za zapalenie spojówek nie odpowiadam *wytrzeszcz O.O, sowa ja, w tle kubki z jogobelli i wiecznie podkręcone włosy, chociaż po prostowaniu*. Uśmiecham się do Was! Rzadki widok, jako że nie lubię oglądać swoich zdjęć, a co dopiero udostępniać D:
Więcej nie przynudzam!
Mam nadzieję, że się podobało. I że jeszcze kiedyś będziemy mieć przyjemność takiej współpracy ^^
Pozdrowionka!
Króliczek!
Haha Wusia to ja ;** I te nasze bransoletki <3 *Me Gusta* ocenianie prac. Naff Abigail piszecie wspaniale ;> pozdrowionka ;**
OdpowiedzUsuńAbigail ma taki... mroczny fragment! XD Ale mi się podoba! Tworzy przy okazji swoją odrębną historię!
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że wstawisz mój. Ło, matko. Toż to tragedia XD. Wena mi nie dopisywała i zakończyłam to szybciej, niż się zaczęło! No, ale nic! Fajnie, że wygrałyśmy obydwie, choć bardziej skłaniałabym się ku Abigail! ^___^
Mnie się konkurs podobał, chcę takich więcej i mam nadzieję, że następnym razem zgłosi się więcej osób ;). Czekam na rozdział.
PS. Te piękne zdjęcia XD.
PS2. Dziękuję, Żydziu! (mam nadzieję, że się nie obrazi, ale to tak słodko brzmi XD)
Naff nie obrażam się :3 faktycznie jak tak czytam to faktycznie brzmi słodko XDD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba XD
UsuńWusia się jara jak świeczka =^___^=
UsuńZYDZIU PHOTOGRAPHY :3
UsuńTotalny chaos, czyli typowy Żydziu!
OdpowiedzUsuńChyba nadużyłaś gwiazdek XD
Bransoletki *u*
Ahoj! Widzimy się potem!
Śliczne są obydwa opowiadania! :D
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział! :D
Emilek w różowej kiecce x3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie Abigail jest bardziej poważne i tworzy... hmmm... coś nowego.
A opowiadanie Naff sprawiło, że dusiłam się ze śmiechu.
Podsumowując: zupełnie inne, ale oba równie piękne.
Świetna robota dziewczyny!
To dobrze, że wygrały obydwie, bo byłoby źle, gdyby jedna przegrała.
Nie mogę się już doczekać tych rozdziałów z udziałem Naff i Abigail.
Ja do teraz jestem w szoku, że razem z Naff będę twórczynią nowego rozdziału. Moim zdaniem to ona powinna wygrać, gdyż idealnie się wpasowała w klimat opowiadania, a ja, jak zwykle, musiałam wyjechać z czymś poważnym. Cała ja! :3
OdpowiedzUsuńNaff, świetna robota! Dusiłam się ze śmiechu, gdy czytałam Twoją pracę konkursową. Wygrywasz internety! :3
Pozdrawiam!