NOTKA ODE MNIE NA WSTĘPIE- KONIECZNIE PRZECZYTAĆ !!!
Ludu mój!
Dawno nie było rozdziału i wiem to, ale zbliżają się upragnione wakacje, a wraz z nimi najprawdopodobniej więcej czasu= pisanie rozdziałów.
Przypomnę jeszcze, że zbliżamy się do końca, niestety.
A teraz ważniejsze;
Rozdzialik ten dedykuję całej masie ludzi, mwahahah;
Naff - za wszystko, rozmowy *nie tylko tą na skajpie* i cudowne odpały, dzięki którym powstał ten rozdział!
Abigail- za wszystko, rozmowy *nie tylko te na skajpie* i teksty, dzięki którym mogłam zemścić się na Mirze, mwahahah!
Mirze- za to że mnie wrobiła, ale w pewnym sensie to nawet dobrze. I za rozmowę na skajpie ^^
Całej mojej szalonej paczce, a w szczególności Żydziowi!- bo pewnie wyściubią teraz noski zza murów internetów i będą jarać się ich cząstką w rozdziale.
A teraz naj, najważniejsze!!!
Szaleństwo, głupotę i rzeczy porąbane mierzymy tutaj w stopniach Kica. Maximum to 10.
Ten rozdział w tej skali oceniam zaś na 100 i jedną dziesiątą. Zalecam przed przeczytaniem środki łagodzące typu: domestos, korektor, mydełko lub dwudniowe skarpety.
Zalecam też klikanie w linki, dzięki którym wyczujecie bita! *zazwyczaj pierwsze wersy są odnośnikami*
Nie odpowiadam za szalone drgawki ze śmiechu, skierowania do szpitalów psychiatrycznych czy tym podobnych.
Przy rozdziale nie ucierpiał żaden kotlet!
- Hej ho, hej ho, na wycieczkę by się szło!- Zaśpiewała melodyjnym głosem wysoka dziewczyna o keczupowych włosach i nieziemsko pięknych oczach.- Dajesz Królik, rapujemy!- Pociągnęła z trzymanego w rękach domestosa łyk, wzdychając ciężko.
- Pojedziemy do biskupa, wypijemy 7Up'a!- Drobniejsza i młodsza od towarzyszki złotowłosa dziewczynka o kocio- króliczych uszach wymachiwała rękami na prawo i lewo, żałując, że nie ma przy sobie czapki z daszkiem i okularów przeciwsłonecznych.
Podczas gdy słońce zapewniało świetną pogodę i optymalną temperaturę pięćdziesięciu stopni w cieniu, dziewczyny ubrane były w czarne skafandry zapinane pod szyją. Zieleń wypełniała każdy skrawek ziemi na tyn polnym zadupiu, a wiatr leciutko kołysał żółtymi mleczykami. Włosy, rozwiane przez wiatr, kołtuniły się, przysparzając kłopotów na później.
- Nadal nie rozumiem, czemu nie przyjęli naszego demo.- Westchnęła starsza.- Przecież było świetne.
- Najwyraźniej ludzie nie umieją docenić naszych wartości.- Powiedział cichutko Króliczek, pociągając łyk mleka czekoladowego.
- Cywilizacja jeszcze nie zdążyła się dobrze rozwinąć, Królisiu.- Keczupowłosa poklepała złotą czuprynę dziewczynki i uśmiechnęła się ciepło.- Zobaczysz, kiedyś jeszcze nadejdzie nasz czas.
- Ale jednego wciąż nie rozumiem, Naff.- Króliczkousza położyła palec na ustach, zastanawiając się głęboko.
- Chyba nawet wiem o co ci chodzi.- Westchnęła Naff i kolejna porcja domestosa wylądowała w jej ustach.
- Mamy wyjątkowo dobrą telepatię.- Zachichotała młoda.
- Ale ten durny żółty traktor mógłby przestać nas śledzić!- Nieziemskooka zaczęła nerwowo wymachiwać rękami, rozlewając po kwiatach i trawie żrący płyn.
- Oczekujesz, że schowasz się za mleczykami?- Zapytał niewinnie Króliczek, odwracając się do potężnej machiny: URSUSA 2000.
- Przepraszam!- Jęknął starszy pan w niezbyt zadbanym ubraniu.- Wiesiu jestem!- Przekrzykiwał ryk silnika.- Czy tędy na autostradę?
- Na rondzie skręci pan na drugim zejściu.- Odparła ze stoickim spokojem dziewczynka. Traktorzysta odjechał paląc gumę swojego cudeńka, a Naff starała się nie wrzasnąć na całą krainę. Zamiast tego sypała ciche przekleństwa po japońsku i marszczyła słodko nos.
Natomiast niebieskowłosa dziewczyna pobiegła za żółtym traktorem, zostawiając swoje różowe pantofelki w głębokich zatorach błota. Jej rozwichrzone włosy sterczały we wszystkie strony, a wywalony język świadczył o zmęczeniu.
- Wiesiu, to nie tak! - krzyczała za właścicielem pojazdu. - Nigdy nie całowałam się z hydrantem!
Złotowłosa zachichotała, zakrywając usta.
- Taka moda! - odparła z dumą w głosie. - Teraz każda kobieta biega za rolnikami! Nie wiecie o tym? - Cmoknęła z irytacją. Uniosła dumnie głowę, spoglądając na nas.
Dziewczyny spojrzały na nią z pobłażaniem i minami wyrażającymi wszystko.
- Klata umazana krowim łajnem jest sexy!- Rzuciła jeszcze na koniec i odbiegła, podążając za swoim księciem na białym... to znaczy żółtym rumaku.
Zapadła cisza, którą przerwał cichy chichot niższej z towarzyszek.
- Zjadłabym coś.
- Wytrzymasz.- Sapnęła starsza.
- Zastanawiałaś się kiedyś, po co żyjemy? Wiesz, chodzi mi o tą wielką błazenadę, zakochiwanie się, szczęście, smutek, płacz, gniew, zazdrość...
- Ból...- Dokończyła towarzyszka.- Wyczuwam go nieopodal.
- Za chwilę przekroczymy granicę.- Wzruszyła ramionami Królisia.
- Wracając do tematu; zastanawiałam się na tym. Słyszałaś kiedyś o pastafarianiźmie?*
- Tak, noszenie durszlaków na głowie i wiara w latającego potwora spaghetti.
- Sądzę, że to głupota.- Prychnęła nastolatka.- Ludzie powinni wierzyć w Arusia, legendarnego i słodkiego, że mucha nie siada, kotlecika w uroczych okularkach, a na głowach nosić patelnie z tefala!
- Podobno stworzył on człowieka z panierki i dlatego jest taki kruchy i delikatny!
- To logiczne.- Uśmiechnęła się szarmancko Naff.
- Ale w każdym razie, po co jesteśmy my?
- Są różne opcje. Pierwsza jest taka, że Kotletowi Stwórcy zostało trochę panierki i z nudów zaczął powstawać człowiek. Druga, że Kotletowi upadł kawałek budulca. Trzecia głosi, że ludzie pojawili się znikąd, jakby byli malutkimi okruszkami bułki tartej w tym świecie. Ah, mówią też, że kotlety chciały równouprawnienia i w zamian za jedzenie ludzi w alternatywnym wrzechświecie zgodziły się na ukrytą tożsamość.
- I pomyśleć, że ludzie wolą wierzyć w potwora spaghetti- mruknęła mniejsza.
- Ich głupota nie zna granic.- Keczupowłosa potrząsnęła głową z rozczarowaniem.
- Skończyło mi się mleko.- Oznajmił Króliczek i schował puste opakowanie do skórzanego plecaka.- To znak, że za chwilę granica.
- Mi domestos też się skończył.- Niezmieskooka rzuciła opakowanie z resztkami kwasu za siebie, a po łące dało się słyszeć cichy syk w związku z powstałą reakcją chemiczną.- Wyszło na to, że takie jedno opakowanie pijemy w godzinę.
- A to było już setne z nich.- Zauważyła złotowłosa.
- O, to chyba granica.- Naff wskazała na potężny, przezroczysty mur dzielący dwie krainy. Ze strony wędrowców było słonecznie, radośnie i ciepło, zaś za barierą; deszcz bębił niemiłosiernie, błyskawice przecinały niebo, a drzewa uginały się pod podmuchami wiatru.
- Ładną dziś mają pogodę.- Uśmiechnęła się słabo dziewczyna.
- Brakuje tylko tornada- mruknęła druga. Zmarszczyła brwi dopiero, gdy zobaczyła wsysający krowy huragan, zmierzający w środek miasta.
- Na pewno nie pomyliliśmy dróg? To tędy na zlot?- Spytała nastolatka z wahaniem w głosie.
- Oczywiście, że tak. Trzeci zjazd na rondzie.- Odparła spokojnie młodsza wędrowniczka, przypatrując się gwiazdom na niebie.
- A gdzie my, kurna, widzieli jakieś rondo? Cały czas szliśmy przez zielone łączki!- Towarzyszka zaczęła wymachiwać nerwowo rękoma, wrzeszcząc coś po japońsku.
- Ichigo**.- Zachichotała króliczousza pod nosem, wpatrując się w punkt na trawie.- Znalazłam truskaweczkę!- Zerwała powoli owoc i włożyła go do ust, zamykając zielone oczy i rozkoszując się smakiem.
- Królik!- Naff przyłożyła dłoń do twarzy i pokręciła głową, rozczarowana.- Dlaczego się nie podzieliłaś?
- Byłam głodna!- burknęła zielonooka, podnosząc się z trawnego dywaniku.- Chodź, bo jeszcze się spóźnimy. Pierwsze dziesięć osób dostaje gratisy!- Zaśmiała się radośnie i otworzyła drzwiczki w murze, kicając wesoło.
- Kic, kic, tu i tam, kic, kic, już nie kicasz sam!- Zaczęła panna keczupowa.
- Kic, kic, tam i tu, kic, kic, kicu, słodkich snów!- Dokończył Królik.- Ale bita już zmieńmy, bo ten za mało ruchliwy!
- Okej, to może na melodię "To już jest koniec"?
- Zacznij. Ja będę echem w drugim refrenie i przejmę połowę pierwszej zwrotki.
Nieziemskooka odchrząknęła.
- To już nie kotlet
W panierce i
On jest spalony
Nie ma już nic...
Gdzieś Królik w swej norze
Kotletów poszukuje,
Lecz on jeszcze nie wie, że siebie oszukuje
Patelnia na przecenie
Nie dała ulec się wenie,
Spoczywa wciąż leniwa, na balkonie odpoczywa!
- A po co, a po co, Króliku powiedz proszę,
A po co, a po co, po co ci kalosze?
Życie toczy się dalej, bez kotletów czy z nimi,
Co dalej mamy robić, jesteśmy niewinni!
- To już nie kotlet!
- To już jest kotlet!
- W panierce i...
- W panierce i...
- On jest spalony...
- On jest spalooony!
- Nie ma już nic!
- Nie ma nic!
- A gdy już spostrzeżesz,
Że życie nie ma sensu,
Po prostu wyjdziesz z norki, tak bez precedensu,
Marchewek nie zabierzesz,
Chociaż głód cały czas czujesz,
Bo w głębi duszy przecież niecne plany knujesz!
A po co, a po co, puszysty ogonek?
A po co, a po co, te długaśne uszy?
A za co, a za co, ten malutki domek?
A za co, to futro, co się wiecznie puszy?
Króliki kotlety wiecznie zajadają,
A wieczorem na łące radośnie skakają!
- To już nie kotlet!
- To już jest kotlet!
- W panierce i...
- W panierce i...
- On jest spalony...
- On jest spalooony!
- Nie ma już nic!
- Nie ma niiic!
Rozpadało się na dobre. Trzymałem w dłoniach nierozłożony wciąż czerwony parasol. Czułem, jak w moje plecy wwierca się spojrzenie Lucy, obserwującej mnie zza muru budynku. Spoglądając tak na miasto, wszystkie jego budynki, zastanawiałem się, czy jest tu jakieś życie. Niedawno słyszałem ciche śpiewy, ale to mogła być Lucy lub moja chora wyobraźnia.
Panie, jeśli jest tu jakieś życie, niech da mi ono znak!
- Witaj, wieczorna jutrzenko, świećże tej szarej krainie,
Uczcimy Ciebie kotletem, który w całym Ramdis słynie,
Wiwat my! Wiwat ty! Dzisiaj tu doszliśmy!- Śpiew przeradzał się z cichego w istny krzyk. Przede mnę spostrzegłem zarysy dwóch postaci. Były to...
Wyciągnąłem nożyk zza pasa i rzuciłem go w tym kierunku.
- Niewdzięczny kotleciku!- Zaśmiał się ktoś psychopatycznie.
Księżyc wyszedł zza chmur i oświetlił przybyszy.
- To był mój ostatni kartonik mleka!- Pociągnęła nosem złotowłosa dziewczynka o niewinnym wyrazie twarzy. Z opakowania mleka czekoladowego ciekła na ulicę brązowa substancja, tworząc na asfalcie kałużę.
- O chłopie, masz szczęście, że nie trafiłeś w mój domestos!- Prychnęła wyższa z dziewczyn, o keczupowych włosach.
Obie były ubrane w strój kotletów. Uniosłem jedną z brwi do góry i o mało nie przysiadłem na ziemi ze zdziwienia.
- Spodziewałam się komitetu powitalnego na zjeździe kotleciarzy.- Młodsza rozglądnęła się z iskrą ciekawości w oczach.- Ale najwyraźniej przybyłyśmy za wsześnie.
- Tak to jest zostawiać Królika z GPSem.- Westchnęła wyższa i zlustrowała mnie wzrokiem.- Wiesz, że pada, hm?- Rzuciła, jakby od niechcenia.
Nie, jestem biednym panem spod mostu i korzystam z darmowego prysznica!
- Możemy się już przebrać w normalne stroje, Naffciu.- Zachichotała radośnie złotowłosa i pociągnęła w dół suwak przebrania.
Odruchowo zamknąłem oczy i zasłoniłem je dodatkowo rękawem bluzki.
- Młody, aż tak piękna nie jestem!- Usłyszałem głos Keczupowej Panny.- Chociaż...
Powoli odsłoniłem oczy i ujrzałem wędrowczynie w czarnych kombinezonach po szyję. Kostiumy zniknęły, choć zapewne nastolatki włożyły je do plecaków. Ale żeby w tak krótkim czasie...?
- Kotlecik chyba się przestraszył, co?- Mruknęła z udawaną litością tak zwana Naff.
Oburzony zwróciłem wzrok na Króliczka, który, jak się domyśliłem, nazwany był tak z powodu króliczych uszu. Dziewczynka uśmiechnęła się niewinnie i uniosła w górę palec, machając nim tajemniczo i szepcąc coś pod nosem. Keczupowłosa powtórzyła formułkę, po czym obie głośno powtórzyły słowa:
- Turis zapae!
- Ichigo!**- Krzyknęła mniejsza.
- Mint!***- Odpowiedziała Naff.
Wiatr wzmógł się i oplótł intrygujące przybyszki, razem z kwiatami wiśni. W powietrzu uniósł się zapach mięty i truskawek, sprawiając, że wieczorne powietrze stało się lekkie. Gwiazdy rozświeciły się mocniej i zaczęły spadać w ich kierunku, tworząc niesamowity blask. Co zadziwiające, szum przy tym wszystkim był ledwo dosłyszalny.
Nagle wszystko ucichło, a powstała z połączenia powietrza i gwiazd mgła upadła, ukazując prawdziwe oblicze Króliczka i Naffa.
- Ichint!- Wyszeptały cicho jednocześnie i uśmiechnęły się promiennie.
Wpatrywałem się w nie i chłonąłem wzrokiem każdą zmianę, jaka w nich zaszła, a patrząc z zewnątrz; było ich mnóstwo.
Włosy obydwóch dziewczyn pojaśniały i stały się bardziej lśniące. Wplecione między nimi gwiazdki dodawały uroku ich bladym, rozjaśnionym twarzom, a usta kontrastowały z błyszczącą słabym światłem cerą i odznaczały się na jej tle. Policzki zdawały się być lekko zaróżowione, a na jednym z nich widniała drobna czarna gwiazda.
Ubiór zmienił się diametralnie. Z czarnych, nudnych skafandrów wyłoniły się suknie do kolan. Ich góra była kolorowa- u drobniejszej z dziewczyn dominowała tu malina, u drugiej; mięta. Dół był wykonany z połyskującego czarnego materiału, ułożonego w falbany dodające uroku. Kiecki nie miały rękawów, ale uzupełniały je czarne koronkowe rękawiczki do łokci. Najpiękniejsza i najbardziej widowiskowa była tu srebrna peleryna do pasa, niczym utkana z pajęczyny i przewleczona czarnymi diamencikami rosy.
Tylko buty nie zmieniły się znacznie- nadal pozostawały trampkami, aczkolwiek połyskiwały w świetle księżyca.
Dodatkowo mogłem zauważyć u Króliczka malinową kokardę na szyi, wydłużone uszy i wystające, białe kły.
- Jesteście wampirami!- Stwierdziłem trochę zbyt energicznie, przez co zachwiałem się lekko.
- Nie, po prostu jestem mieszanką człowieka, królika i być może trochę kota.- Odparła cicho złotowłosa.- Naff jest pod tym względem normalna.
Przyglądnąłem się jeszcze raz keczupowłosej, która przewróciła oczami ze znudzeniem.
- Jarasz się nami jak kotlet panierką. Dla twojej wiadomości, mam już chłopaka.- Syknęła z oburzeniem.
- Ja nie zamierzam się zakochiwać. Żelki mi wystarczą.- Powiedziała śmiało towarzyszka.
- Ja też...- Co, mam dziewczynę, która chce mnie zabić i nic nie pamięta? Mam Lucy? Prędzej mógłbym powiedzieć, że Sally jest wielorybem.
- Hm? Mówiłeś coś?- Spytała Naff.
- Nie.- Odparłem zdecydowanie.
- Wracając, skoro zjazd kotleciarzy najprawdopodbniej przegapiłyśmy...- Rzuciła, patrząc na Króliczka z wyrzutem.
- Ten GPS przemawiał do mnie! "Prosto aż do muru idź!"- Oburzyła się wspomniana wcześniej osoba.
- Oh, mniejsza o to. W takim razie idziemy na zlot czarodziejek Grodwell! To tutaj, tak?
- Skąd mam to wiedzieć?- prychnąłem cicho.
- Kotleciku...
- Nie nazywaj mnie tak!
Panna keczupowa uśmiechnęła się szelmowsko i podeszła do mnie z wdziękiem. Ujęła mój podbródek do góry, chociaż była ode mnie niższa i przytrzymując go przez najbliższy czas, zaczęła swoje kazanie.
- Nie masz prawa mi rozkazywać, młody!
- Nie jestem młody!- oburzyłem się.
- W porównaniu ze mną na pewno tak, jesteś. Powiem tylko tyle, że pamiętam pierwsze kotlety tego świata.
- Naff?- zapytała nieśmiało dziewczynka.
- Jesteśmy po prostu normalnymi przybyszami z daleka. Chciałyśmy zapytać o drogę, wiesz? Spotkałyśmy akurat ciebie, bo nikt o zdrowych zmysłach w taką pogodę nie paraduje ze złożoną parasolką jak idiota.
- Naff...- Złotowłosa zaczęła cicho warczeć, a jej malutki nosek zmarszczył się ze złości.
- Czekaj, nie pali się! Prosimy cię o drogę, ukazując ci dodatkowo niebezpieczeństwo, z jakim się spotkasz, gdy nas zezłościsz, a ty się tak wyrażasz?- Puściła mój podbródek i spojrzała z ukosa w oczy.
- Naff!- Króliczek podbiegł w błyskawicznym tempie do towarzyszki podróży i odepchnął ją lekko ode mnie.- Zostaw go!
- Dzię...- Zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Ja się z nim rozprawię.- Powiedziała z nutką grozy i z szerokim diabolicznym uśmiechem obróciła się w moją stronę. Okrążyła mnie i zatrzymała się z tyłu, podczas gdy ja stałem nieruchomy, bo, jak to mówili mi w parku dinozaurów: nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Stwierdziłem, że do wściekłego Królika też mogę to zastosować. Poczułem, jak małe, zimne dłonie łapią mnie za szyję, po czym większy ciężar zawitał na moich barkach. Ręce zaś zaczęły szalony taniec uderzeń na mojej głowie.
- Hej!- Zacząłem miotać się na wszystkie strony, aby pozbyć się pasażera na gapę.
- Tak! Tak! Dobiję go!- Dopingowała głośno Keczupowa.- Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na kotlety!- Zaśmiała się psychopatycznie. Ku mojemu zdziwieniu, uderzenia od złotowłosej były miarowe, około trzech na sekundę, ale w ruchach czuć było znudzenie.
- Kelos teltok!- Wrzasnęła głośno Naff, a ja mogłem tylko obserwować jak w moją stronę nadciągają mordercze kotlety.
Minął ułamek sekundy, w którym mignął mi przed oczami ruszający się zlepek kolorów, który sięgnął po parasolkę i rozłożył ją w ostatniej chwili. Przy okazji popchnął mnie do tyłu, ratując przed atakiem. Upadłem do wielkiej kałuży, ale oczywiście nie powstrzymało to sadystki od walenia mnie pięściami w głowę. Potrzebowałem parę sekund, aby domyśleć się, kto jest moim wybawcą.
- Lucy?- wyszeptałem cicho.
Donośne bębnienie nie ustawało, a Luc z żelazną miną dotknęła materiału parasolki od wewnątrz. Z jej palca wydobyło się wpierw słabe światło, a następjie cienka warstwa lodu. Nie wiem, czy był to efekt zamierzony, ale nie wydaje mi się, żeby panna Śmierć miała kiedykolwiek tendencję do wykonywania tak słabego ataku.
W miarę upływu czasu zdołałem odczytać powstały napis, walcząc z Królikiem. Powoli podniosłem się na nogi.
Naff zmarszczyła brwi i powoli odczytała zdanie. Opuściła rękę, z której wylatywały kotlety i zachichotała cicho.
- "Przestań, szkoda kotletów"!- Zarechotała.- Już cię, babo, lubię!
- I cały plan na marne...- Oświadczyła smutno dziewczynka i zeskoczyła z mojego karku. Powoli podeszła do swojej towarzyszki i pociągnęła ją lekko za pelerynkę.
- Tak?
- Możemy już iść? Za chwilę zaczyna się Kaze Kamen!****- Zapytała dyskretnie.
- Już idziemy, tak.- Naff obróciła się i zaczęła powoli szukać drogi do celu.
- Lucy, co tu robisz?- Warknąłem do dziewczyny składającej parasol.- Mogłaś zginąć! Zabita przez kotlety!
Ona tylko wpatrywała się w moją twarz swoim przerażonym wzrokiem. Otwierała usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie robiła tego.
- Od spotkania z babunią nie wykrztusisz słowa!- Zacząłem desperacko krzyczeć, ukradkiem widząc, jak Królik przygląda się wszystkiemu z zaciekawieniem.- Co jest z tobą nie tak?- Ściszyłem głos.
Oskarżona opuściła głowę, wpatrując się w asfalt.
- Naff?- Usłyszałem głos złotowłosej.- Wyczuwam niezły dramat z nutką romansu.
- Hm.- Zamruczała pod nosem towarzyszka.- Dawno czegoś takiego nie było.
- Mogę?- Poprosiła dziewczynka błagalnym tonem.
- W sumie to nie byłoby źle zabawić się z takim kotlecikiem.- Chichot Keczupowej Panny odbił się od ścian budynków, a jej palec uniósł się w górę.- A więc działaj!
Czy ktoś wie o co tu chodzi?
- Mówisz, że twoja dziewczyna nie mówi od jakiegoś czasu?- Niższa z podróżniczek podeszła dziarsko do nas i zlustrowała wzrokiem Luc.- Może opowiesz mi dokładnie, co się stało?- Zaproponowała z szerokim uśmiechem na twarzy.
Na mojej twarzy pojawił się wyrazny grymas.
- Mam mówić coś tak ważnego obcym dziewczynom, z których jedna przypomina kosmicznego króliko-kota, a druga w moim mniemaniu jest kosmicznym elfem skrzyżowanym z odrobiną wampira i myszoskoczka, nie wspomnę o ich słownictwie, w którym ciągle pojawiają się słowa po japońsku, wulgaryzmy typu "kotlet" i niedociągnięcia. Powiem też o dziwnym ubiorze, zmasowanym i nieuzasadnionym ataku i nagłej chęci przyjazdu na nieistniejący zlot!- Słowa wyleciały ze mnie, dając upust malutkiej części emocji, które drzemała w moim wnętrzu.
- Szybko się uczysz!- Pokiwała króliczousza z uznaniem.- Już powiedziałeś, co o nas myślisz.
- I nie było to zbyt miłe!- Zauważyła Naff, która nagle pojawiła się za rozmówczynią.- Swoją drogą...- Ściszyła powoli głos i zwróciła się do dziewczyny obok.- Wydało się! On już wie, że jestem kosmicznym elfem!
Parsknąłem, może odrobinę za głośno.
- Nie marudź, idziesz z nami!- Królik chwycił mnie mocno pod ramię i podskakując, pociągnął w stronę skrzyżowania.- Bierz tą drugą, Naff!
Nie usłyszałem dźwięków szamotaniny, co wydawało się niesamowitym zjawiskiem; Lucy nie sprzeciwiła się tej psychopatce? Po chwilk ujrzałem obie dziewczyny, idące jednam w pewnym dystansie od siebie. Widać było, że Panna Keczupowa wpatruje się we mnie z nienawiścią, a druga włóczy nogami jakby od niechcenia. Wszystko było jej już obojętne.
- No to nutka dla umilenia podróży!- Wykrzyknęła nagle kosmiczna elfka.- Zacznijmy od... Janananana!***** Trzy, czte-ry!
O kurde. Zaczyna się.
- Janananananannananana,
Tańczę aż mnie bolą kolana,
Na śniadanie była kaszana
I kasza manna o smaku banana,
A na drugie śniadanie
Było wino tanie,
A karp pływał w wannie
AHHHHHHHHHHH
ZDECHŁ!
Po dziesięciu godzinach wysłuchiwania piosenek i śpiewów, dwóch godzinach opowiadania i wyjaśniania obecnej sytuacji (uległem, bo kolczaste kolczyki Królika wyglądały groźnie) i siedmiu godzinach słuchania rzewnych historii Lucy pozbawiony sensu, po spożyciu Naffowego domestosa (jestem przekonany, że ta wredna baba coś do niego dosypała!), zobaczyliśmy wreszcie małą chatkę na wzgórzu. W jej ogrodzie zasadzono wiele roślin; drzew, krzewów i kwiatów. Co prawda rozpoznałem tylko kwitnącą wiśnię, miętę, truskawkę i maliny, ale byłem pewien, że na grządkach rosły również zioła różnego rodzaju.
Pozostało tylko wyjść na górkę w żywej melodii kolejnej piosenki.
- Kotlet i donut!- Wydarła się złotowłosa. Okazuje się, że po dziesięciu minutach śpiewu dziewczyna się rozkicała. - My kotlety wiemy, jak ruszyć nasze panierki,
wiemy, jak pogadać z tobą, gdy grasz w brudne gierki! To jest ta z oleju krew! To jest nasz kotletów zew!
-Mamy to, czego nie ma nikt inny.
Cenimy ten mielonego kształt.
Przecież kotlet lepszy niż witaminy
Najlepsze u nas, cokolwiek byś chciał.
My na swojskim oleju chowane,
Przypalone, tańczymy dubstep.
Nie ma lepszych od naszych kotletów,
Ten, kto widział i próbował, ten wie!
- Dooooszliśmy!- Krzyknąłem uradowany i rzuciłem się z euforią pod drzwi chatki. Poczułem dziwny zapach.- Chwila. Czy to chatka z piernika?- Ucieszyłem się jak dziecko i wgryzłem się w zaskakująco miękką ścianę budynku.
- Niekoniecznie. Zrobiona jest z kotletów.- Oznajmiła młoda.
Wzdrygnąłem się mocno i wyplułem całą zawartość ust. Pogrążyłem się w bòlu i skuliłem jeszcze bardziej. Doszły mnie ciche pomrukiwania dochodzące z lewej. Powoli przeniosłem wzrok na parapet sąsiedniego okna.
- No to panowie, zacznijmy piosenkę o kotlecie.- Oznajmił niskim głosem...
- Morderczy ryż! Luuucy! On tu jest!- Niczym błyskawica podniosłem się z puchatej wycieraczki i schroniłem za Lucy.
- Ona tu jest, i taaańczy dla mnie!- Jej głos przypominał bełkot, a włosy rozwichrzyły się. Z minuty na minutę traciłem nadzieję, że ta kobieta cokolwiek rozumuje.
Króliczek zapiszczał i podskoczył w górę.
- Znacie już Cinga, Cianga i Cionga z Morderczy Ryż Band?- Jej entuzjazm był zbyt wielki.- Mówiłam chłopaki, że będziecie sławni!
- Ten ryż zaatakował nas!- Wykrztusiłem.
- Weee!- Zachichotała Luc, łaskocząc jedno z ziarenek.- Hahaj się!
- Przygarnęliśmy chłopaków całkiem niedawno. Jakiś palant zaatakował ich wałkiem do ubrań!- Prychnęła Naff, popychając drzwi i zapraszając nas do środka ruchem ręki.
- Groziły mi! I miały paluszki z sezamem, i wąsy, i kowbojskie kapeusze...- Tłumaczyłem się, żywo gestykulując.
- To było do ich nowego teledysku!- Oburzyła się Keczupowa Panna. Zaraz po wejściu do domu skierowała się na lewo, do przestronnej miętowej kuchni o czarnych płytkach i kontrastujących jasnych meblach. Srebrzysta lodówka w rogu zachęcała swoim wnętrzem, ale króliczousza zawsze pełna werwy znalazła się zaraz przy nas i poprowadziła do dużego salonu o malinowych ścianach, dużej plazmie na ścianie, czarnym skórzanym narożniku i dębowym stoliku na kawę. Dodatkowo panele zdobił puchowy różowy dywan, podobny do tego z pierwszego etapu WKnŚ.
Królik skoczył na sofę i natychmiast wymacał pilot, który musiał być ukryty gdzieś w środku mebla, bo wcześniej go nie widziałem. Natychmiast na ekranie ukazał się popularny kanał z anime, a zaraz po nim czołówka Kaze Kamen.
Niepewnie klapnąłem jak najdalej od dziewczyny, a tuż obok mnie ulokowała się Lucy.
- Naprawdę nazywasz się Króliczek?- Zacząłem rozmowę, nerwowo skubiąc wystającą z materiału nitkę.
- Tak naprawdę to Tearycja Bunnimea Nyrosius, krócej teabunny, a jeszcze lepiej i bardziej cool: Króliczek.- Mruknęła, wyciągając z kieszeni sukienki (kiedy ona się tam pojawiła?) lizaka o smaku truskawki i włożyła go do buzi. Przyglądnąłem się uważnie czołówce anime i ogarnęło mnie przeczucie, że je znam.
Do salonu wkroczyła Naff, z lekko rozczochranymi włosami, w różowym fartuszku w kotleciki.
- Proszę!- Zaszczebiotała i postawiła talerz z kotletami na stoliku. Wzdrygnąłem się na myśl wszystkich wspomnień z nimi związanych.
- No to na raz, dwa, trzy, panowie!- Oświadczył ten sam spokojny głos jednego z ziarenek ryżu, stojącego obok talerza. Miniaturowy mikrofon czekał na solo.
Po domu rozległa się smutna melodia, a zaraz po niej jeszcze bardziej melancholijne słowa:
- Chciałbym już kotleta zjeść,
Lecz nie mogę go tu znieść,
Doradź mi, co teraz robić,
Chyba nie chcesz mnie zagłodzić?
Kotlecika na patelnię rzuć,
On jej ciepło musi czuć,
Więc spokojnie puści soczki,
Jak mu się przypalą boczki.
- Wszystkie schaby i mielone;- Do piosenki włączyły się pozostałe ziarenka.- Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.
Wszystkie schaby i mielone;
Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.- Po tych słowach solista został sam.
- Do kotleta kompocik chcę,
Malinowy albo nie!
I ziemniaczki też mi daj,
Żebym w ustach poczuł raj.
Suróweczki sypnij też,
Bo ją lubię, ty to wiesz.
Proszę cię, nie zawiedź mnie
Smak kotleta musi urzec cię...
- Wszystkie schaby i mielone;
Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.
Wszystkie schaby i mielone;
Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.
- Kotlet zniknął, nie ma już nic,
Jeszcze tylko chce się pić,
Kompot już wypity też,
Nalej to, co tylko chcesz.
Po kotlecie smutek trwa,
Kto mi przecież drugiego da?
Nic wielkiego nie stało się,
O kotlecie, uwielbiam cię!
- Wszystkie schaby i mielone;
Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.
Wszystkie schaby i mielone;
Me pragnienia uciśnione,
Dziś ochotę na kotleta mam,
Za takiego wszystko dam.
Na koniec dramtyczna muzyka. I cisza.
Wszyscy oprócz mnie zaczęli szaleńczo klaskać i wykrzykiwać pochwały, a ryżyki zwinęły sprzęt i poszły.
Wpatrywałem się nadal w telewizor i coraz bardziej utwierdzałem w przekonaniu, że to powtórka Kaze kamen.
Na ekranje ukazały się główne bohaterki, pracujące ciężko w piekarni, wypiekając chleb. Spojrzałem ukradkiem na oczarowanego tym Króliczka.
- Oglądałaś to kiedyś?- Spytałem ją.
- Nie.- Szepnęła.
- Oh, to dobrze.- Westchnąłem.- Wiesz, ostatecznie każda z nich zakocha się w tym gościu do bólu, a on znajdzie inną, która z kolei nie będzie chciała jego. Zmienią czołówkę w połowie sezonu, a pan Wiggle, kot Beaci odnajdzie się w opuszczonym domu na rogu, tym przy szkole. Całość zakończy się beznadziejnie, bo dziewczyny rozjadą się po świecie, a ich ukochany zostanie kawalerem z masą kotów!- Oświadczyłem.
Zapanowała cisza. Usłyszałem, ja, lizak trzaska w ustach złotowłosej, której twarz nagle stężała i wpatrywała się nadal w ekran.
- O, chłopie. Masz przerąba...- Zaczęła Naff, ale wielki pomidor, pochodzący zapewnie od współlokatorki, zatkał jej usta.
Królik rzucił się na mnie z patyczkiem po lizaku i wtykał go wszędzie, gdzie mogłoby to sprawiać ból. Jej oczy płonęły złością, a z każdym ciosem wściekłość rosła.
- Jedno z praw anime: Prawo Wkurwienia – im większa złość bohatera, tym większa jego siła. No, chyba, że bohater jest urodzonym frajerem! Ale Królika do takich nie zaliczam!- Darła się keczupowłosa przez dźwięki szamotaniny.
- Rączki z dupy powyrywam!- Wrzeszczała desperacko dziewczynka, przed chwilą słodka i niewinna.
-Dobra, koniec tego dobrego!- Naff odciągnęła wymachującego patyczkiem Królika ode mnie. Całe ubranie miałem w strzępach, a na ciele widniały zadrapania i ugryzienia. Niektóre z ran krwawiły. Ponadto, zaburczało mi w brzuchu. Spojrzałem z tęsknotą na kotlety leżące na talerzu. Obok nich zauważyłem słynne pocky, ale zapewne także z kotletów.
- Jednak się skuszę...- Mruknąłem niechętnie i wyciągnąłem dłoń po kotleta.
- Nie!- Naff zbiła mnie solidnie po łapach.- Jak możesz mu to robić? Może ten kotlet ma marzenia? Przyjaciół? Rodzinę? Pracę? Chcesz zrujnować jego życie? Nadal chcesz go zjeść?
- Nie- burknąłem i obeszłem się smakiem.
- Moje życie nie ma już sensu!- Królik skulił się w rogu i łkał na cały regulator.
- Dobrze już, dobrze!- Pocieszała ją Keczupowa. Usłyszałem dzwonek do drzwi, a jako że byłem najnormalniejszy ze wszystkich tutaj, poszedłem otworzyć.
W drzwiach stała niebieskowłosa dziewczyna w podartym i brudnym ubraniu. Jej usta wykrzywiał tajemniczy uśmiech. Nastolatka zaczęła wąchać kwiatek rzymany w dłoni od spodu, a następnie przeniosła wzrok na mnie. Na prawym ramieniu miała wytatuwowany napis "I love Dorren", choć imię zostało przekreślone i zastąpione innym: "Wiesław".
- Dzień dobry, chciałby pan porozmawiać o legendarnym kotlecie Arusiu?- Zapytała przyjaźnie.
Naff zaglądnęła mi przez ramię i zmrużyła oczy.
- Mira.
Podróżnicce uśmiech zszedł z twarzy.
-Myślałam, że utopiłaś się w ToiToiu.- syknęła.
To by wyjaśnioło ten niebieski odcień włosów!******
- Ja przynajmniej nie zjadłam za dużo pomidorów!- Odpowiedziała tamta.
- Turlaj się w błocie za swoim Wiesiem! Chociaż nie.- Uśmiechnęła się zawadiacko Keczupowa.- Holem solary, sięgaj po gary!- Powiedziała, a Mira w podskokach przeszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia.
- Co to było?- zapytałem zdezorientowany.
Naff odsunęła mnie na bok i mruknęła;
- Zaraz się zbieracie. Łzy Królika wkrótce zaleją dom.
* info prawdziwe.
** Ichigo (jap. Truskaweczka)
*** Mint (jap. Mięta)
**** Kaze kamen (jap. zimna maska; kaze- zimny, kamen-maska)- nazwa wymyślonego przeze mnie anime, które odgrywa w tym rozdziale rolę rozrywkową. Opowiada o życiu trzech gimnazjalistek, pracujących po szkole w piekarni, które niespodziewanie zakochują się w tym samym chłopaku, choć żadna z nich nie chce tego przyznać. Jej głownymi bohaterkami są Beacia 'Bagietka', Dusia 'Zytni' oraz Wusia 'Kaizerka'
*wszelkie podobieństwo osób i nazwisk są PRZYPADKOWE*
***** Janananana- tytuł piosenki Wściekłych Pięści Wężów
****** W ToiToi jest taka dziwna niebieska woda, jak coś.
Ponadto w rozdziale wykorzystano linki z youtube oraz cytaty z nonsopedii.
Polecam!
Kotlet schabowy- piosenka!
Kotlet mielony z nonsopedii!
POZDRÓWKA,
KRÓLICZEK.
PS. szykuj się, Abigail, mwahhahah!
Pierwsza! Chyba...
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem, co mogę napisać o tym rozdziale... Daję mu 100000000 kiców! Jest G E N I A L N Y ! ! !
Niestety nie mam czasu na komentowanie :'(
Ale wierz mi, że jest to jeden z najbardziej porąbanych (czyli najlepszych) rozdziałów świata! ;P
Uśmiałam się tak, że prawie spadłam z łóżka! :D Szczególnie przy piosenkach! ^^
Dobra. Już nie zanudzam! Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
Spite
Huehue, jaram się, dlatego zabieram się do czytania (pomijając to, że prawie cały rozdział znam XD - ciii, musiałam się pochwalić mwhaha).
OdpowiedzUsuńMam nieziemsko piękne oczy. Coś takiego XD. Ej, dopiero teraz widzę, że dodałaś coś do początku mwhahah XD
Naff - idący i pijący domestos XD tak bardzo ja huehuehue.
ŻÓŁTY TRAKTOOOOR! I like it <3.
"Wiesiu, to nie tak, nigdy nie całowałam się z hydrantem!" WHAT THE FUCK XD?! Jebłam!
Ach, tak, ten Bóg Aruś, który stworzył człowieka z panierki XD.
Nie ma to jak 100-godzinna podróż!
"odparła nastolatka" - jeszcze mogę być nastolatką, ale za... niecałe 4 miesiące będę miała 20 lat i już nie będzie -naście. Płakam :c
Ach, tak, ta cudowna piosenka. To już nie kotlet XD! HUEHUE.
TAK! Jakby Emil rozwalił mój domestos, to ja bym rozwaliła jego :c
Czarodziejki! YEEEEEE! XD Tak miętowo i truskawkowo! (lubię miętę! Lubię koktajl truskawkowy z miętą!). Jesteśmy koktajlem :o
"Jarasz się nami jak kotlet panierką!"
No, właśnie, Emil! Jesteś dla mnie gówniarzem! Nie podskakuj! Ty masz 15 lat, a ja prawie 20, skurczybyku kotletowy! Pamiętam pierwsze kotlety świata XD!
"Przestań, szkoda kotletów" - huehue. Wielbię.
Naff = kosmiczny elf! Się wie XD.
Tak, na pewno dosypałam czegoś do domestosa. Tabletki gwałtu XD.
"Kotlet i donut" - padłam buahaha XD.
"Doszliśmy" - Emil, no, wiesz :o? Tak euforystycznie ogłaszać to całemu światu? XD
Morderczy ryż Band - kutwa, aż się trzęsę ze śmiechu hahaha XD. "To było do ich nowego teledysku" - jaaaaaaaaaaa XD.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! TYLKO NIE POMIDOOOOOOOR D: nienawidzę ich! Wiedziałaś jak mnie załatwić :c
Ten rozdział był najbardziej epicki na świecie. Normalnie prawie przypominał mi Alicję z Krainy czarów, hell yea XDD. W ogóle to nie poznając Miry, poznałam ją w rozdziale XD! YEEEEE! Jak epicko! Wielbię cię, Królik! Normalnie musimy stworzyć parodyjne opowiadanie buahaha XD. O kotletach. Hugam!
Twój blog kompletnie zrył mi banię, więc mogę powiedzieć tylko tyle:
OdpowiedzUsuńNananananananananananaananananananananaannaanannaannaannanananananananananananananaananananannananananananana kocham kotlety i Emila... Oł jejeje!!!!!!
Śpiewaj na dowolna melodię... :D
Czekam na kolejny rozdział
Życzę weny i domestosa dużo
http://nieprzecietniludzie.blogspot.com/
http://tkaczemarzen.blogspot.com/
Powiem tylko tyle: skisłam xD
OdpowiedzUsuńChcę szybko kolejny!
_
http://ignis-vitae.blogspot.com/
Rozdział świetny do rycia mózgu, ale...
OdpowiedzUsuń•co się dzieje z Lucy? Od kilku tygodni nic nie wiadomo ej ;< puaczę
•dziwny emil ;o zawsze był tajemniczy i wgl, a tu co ;<
• niech ją wgl pocałuje, może jej się rozjaśni coś, albo szalone panie kotletowe czarodziejki ich zwswatają czy cuś ;o niech wróci dawna Lucy, mroczna i wgl no!
<3
▪ Lucy;
UsuńCo się z nią dzieje? Zapraszam na 28 ^^ tam wyjaśnione, co jej zrobiono :3
▪ Emil;
On się podłamał i jest załamany tym, co dzieje się z Lucy :D
▪ niech się wreszcie pocałują;
Mi tu łokieć krwawi a tu o pocałunku *nie pytaj XD*
To oni się nie chcą pocałować :< ja tylko piszę, co mi Luc każe!
No, dzięki za komemtarz =^___^=
Od pierwszego akapitu leżę i kwiczę. Tyle jest tu wspaniałych cytatów więc nawet nie będę wypisywać.
OdpowiedzUsuń*wszystkie schaaaaaaby i mieloooooooooone* (w tle leci)
EEEEEEEmil, coś ty taki sztywniak?
BTW gdzie jest Sally i wujek Lucek?
Ale jak to koniec? Co mi zostanie, gdy nie będzie kotleta? :<
Kto mi drugiego da?
Pójdę utopić się w TOITOI'u. Wreszcie będę mieć niebieskie włosy ;D
Ej , nagrajcie MY KOTLETY plose
*tańczymy dupstep*
PS. Latający potwór spaghetti ukazał się w pobliżu Gdyni. Szach-mat ateiści 3:>
Kiedy to czytałam kilka minut po publikacji to leżałam i zwijałam się ze śmiechu. Naff i Ty to najlepszy duet satyryczny, jaki kiedykolwiek widziałam. Rany, aż się boję tego momentu, kiedy my zaczniemy razem tworzyć rozdział. Czy dam radę dosięgnąć do tego zawyżonego poziomu hahaczki (tak, tworzę nowe słowa) i kotletobolamniepoliczki! Przecież rozdział z moim udziałem będzie tak nudny, że aż... <3
OdpowiedzUsuńTe piosenki mnie dobiły, chociaż sama śpiewałam parodię "My słowianie". Akurat lubię wszystkie piosenki, które są śmieszną odpowiedzią na ten kicz. Ostatnio słuchałam "My grabarze" i także płakałam ze śmiechu. ;)
Hmm... Dobra. To ja może zacznę obmyślać, co ja mogłabym zaprezentować Twojej osobie, by wyszło idealnie? ;)
Pozdrawiam. :*
Zmien dilera dobrze radze. :) rozdzial swietny
OdpowiedzUsuńWTF?! I tak przez cały rozdział. XD Za takie jedno maluteńkie wrobienie cię z pewnym pocałunkiem taka zemsta? :D
OdpowiedzUsuńW końcu się załamałam i zaczęłam śpiewać "My kotlety". :D Choć może lepiej tego śpiewem nie nazywać...
NIEEEEEEEEEEEEEE TYLKO NIE DORREN! Choć w sumie jak się tak głębiej zastanowić to chyba jest seksowniejszy niż klata pokryta łajnem, choć z tej całej gromadki to chyba wolałabym jednak ten hydrant całować. :D
Hmmm... Może też wypróbuję ten sposób na niebieskie włosy?
Emil, ja ci naprawdę współczuję. Muszę jednak przyznać, że połączenie Króliczka i Naff jest tak komiczne, że twoje cierpienie jest niczym przy tej dawce śmiechu. :D
Pozdrawiam. :P